Hermesem byłem

669 48 10
                                    

  Opadłam bez sił na wielkie łóżko otoczone gromadą poduszek. Przeszukałam chyba każdy możliwy zakątek tego domu, a Alex'a nigdzie nie było. Dosłownie jakby rozpłynął się w powietrzu. Spytawszy każdego po drodze gdzie może być domniemany ksiądz, w odpowiedzi usłyszałam tylko, że gdzieś się zapodział i tyle go widzieli. Zaczynałam się denerwować, bo tak bardzo chciałam się dowiedzieć więcej o tajnej broni Hellsing'a. Na przykład: jakie miał słabości, co go denerwowało, jak można byłoby go pokonać. Wszystkie informacje były mi potrzebne jedynie ze względu na ochronę bliskich.
Przeciągnęłam się leniwie na łóżku. Łazienka była tak daleko, a ja byłam zbyt zmęczona, by do niej dotrzeć, choć drzwi do niej były naprzeciwko łóżka. Spojrzałam zrezygnowana na krajobraz za wielkim oknem. Na dworze już powoli się ściemniało, a była dopiero ósma.
Lato.
    Lubiłam ciepło, ale upodobałam sobie jesień, kiedy to drzewa dosłownie zalewały się różnymi kolorami. Mogłam wtedy godzinami siedzieć na parapecie z dobrą książką i herbatą, podziwiając uroki tej pory roku, ale koniec lata też nie był zły.
Ziewnęłam, była to oznaka, że trzeba iść w końcu spać, aby na następny dzień nie wyglądać jak żywy trup. Czasami miałam lekkie problemy z zaśnięciem dlatego też uchylałam okno, a świeże, nocne powietrze zawsze studziło moją rozgrzaną skórę i szybciej znajdowałam się w objęciach Morfeusza, stąd też zaraz zmusiłam się do wstania z łóżka, otworzenia okna i na nowo opadnięcia na miękkie łoże.
W sen zapadłam od razu.

- Wiesz, że od teraz musimy utrzymywać pokój z Watykanem i Iscariot? - spytała Integra, odchylając się na swoim skórzanym fotelu. Zaciągnęła się spokojnie papierosem i spojrzała na malujący się za oknem krajobraz nocy. - Koniec szarżowania z Alexandrem, koniec bawienia się w niezaspokojonego oprawcę uciśnionych, koniec...
- Zrozumiałem – warknął wampir wyraźnie niezadowolony z faktu, że od teraz musi trzymać na wodzy swoje rozszalałe emocje i chęć wymordowania każdego, kto tylko krzywo na niego spojrzy.
- Więc proszę opanuj się i słuchaj – blondynka wstała z fotela i przeszła odległość dzieląca ją od wampira, który to natomiast wygodnie rozłożony w fotelu, popijał wino. - Za nie długo... w najbliższym czasie przypadnie ci kolejna misja eliminacji wyznaczonego celu. Jako początek naszej współ... współ...
- ....współpracy – zaśmiał się wampir. - Nie rozumiem dlaczego nie chce ci to przejść przez gardło.
Alucard wstał i spojrzał na nią z góry.
- Byłaś taka chętna do zawarcia tej umowy, a teraz?
- ....współpracy – kontynuowała niewzruszona – pojedziesz na tą misję z członkiem jednego z oddziału Iscariot i będziesz się grzecznie zachowywał. Bez docinek, głupich uwag, egoizmu, ironii, sarkazmu i dziury w ciele. Zrozumiano?
Alucard przewrócił oczami i wrócił do popijania swojego wina. Kieliszek był już prawie pusty, więc wampir opróżnił go jednym haustem, odstawił kieliszek na biurko szefowej i zniknął w ciemności.

- Integra robi się coraz głupsza na starość – warknął wampir.
Jego wzrok spoczął na lekko uchylonym oknie na pierwszym piętrze okazałego domu. W sumie bez problemu dostał się do Watykanu, to i do domu wejdzie nie zauważony. No chyba, że na straży stoi Alexander, to trochę się z nim pobawi.
- Szlak! - syknął. Dlaczego te głupie rozkazy musiały dotyczyć właśnie jego? Przecież to ksiądz go prowokował, a potem jeszcze wychodził ze starcia bez skazy mentalnej. Tylko jemu się dostawało.
Nie myśląc więcej, Alucard zniknął w ciemnościach i zmaterializował się niewielkim balkonie na pierwszym piętrze. Ma być grzeczny na misji. Integra nic nie mówiła, że miał być spokojny, kiedy akurat nie zabija innych. Chociaż.... może coś o tym wspominała?
   Wampir spojrzał na pogrążoną w śnie dziewczynę: jej brązowe włosy rozsypały się na całej poduszce i lekko przysłoniły spokojną twarz. Z tego co pamiętał, dziewczyna miała dobry refleks i bez większych trudności odbiła jego naboje, które niekoniecznie miały trafić celu, a jedynie trochę nastraszyć. Robiło się coraz ciekawej.
- No dobra – powiedział, szczerząc kły.
Alucard za pomocą cieni wyłonił się w pokoju dziewczyny, stojąc naprzeciwko jej łóżka. Po cichu podszedł do jej śpiącej osoby i usiadł na krańcu posłania. Wyciągnął przed siebie dłoń i dotknął jej czoła, a potem głowy.
- Zapowiada się naprawdę ciekawie.


    Przebudziłam się w nocy, przewracając na drugi bok, bo w drugim już czułam nieprzyjemne mrowienie. Fuknęłam, bo moje dłuższe do łopatek włosy znów zrobiły sobie imprezę pod moją nieobecność i żyły własnym życiem. Zmęczenie dało o sobie znać. Nie mogłam poruszyć ręką, a co dopiero nogą, musiałam pozostać w takiej pozycji, aż do rana, albo przynajmniej do czasu, jak mnie ktoś nie zwlecze z łóżka.
     Przymknęłam oczy, by znów pogrążyć się w upragnionym śnie. Jednak coś nie dawało mi spokoju, jakieś dziwnie uczucie niepokoju, czyjejś obecności.
- Jasne – ziewnęłam przeciągle, zwalając winę na niedotlenienie mózgu przez ten cholerny upał.
Nagle moje oczy otworzyły się zbyt szybko. *Na balkonie dostrzegłam zarys ciemnej postaci i parę jarzących się na czerwono tęczówek. Nie przestraszyłam się, bo wiedziałam, że to tylko wizualizacja mojego zmęczonego umysłu. Po chwili moje ciężkie powieki znów opadły, by po krótkiej sekundzie otworzyć się na nowo. Dostrzegłam zarys czyjejś ręki unoszącej się ponad moją głową, czułam jak moje łóżko zaczyna się uginać, jednak nie starczyło mi sił, by utrzymać świadomość. Odpłynęłam do słodkiej krainy snów.

HermesWhere stories live. Discover now