Hermes cieszy się jak mała kaczuszka

341 29 7
                                    


 Rano czułam się wypoczęta jak nigdy dotąd. Wstając z łóżka, rozciągnęłam się, wyjrzałam przez okno i twierdziłam, że chyba prędzej dam się pokroić, niż wyjdę w taką pogodę na zewnątrz. Ciężkie krople deszczu dudniły o parapet i zamazały cały śliczny krajobraz tego miejsca. W jednej chwili moja mina zrzedła. Lubiłam deszcz, ale tylko wtedy gdy mogłam siedzieć cały dzień w domu i nic nie robić.

Zwlekłam się z łóżka i podreptałam do szafy, z której wyciągnęła szare, dresowe spodnie i jasno zieloną, dużą bluzę. Stwierdzając, że jak na razie nie mając nic do roboty, mogę nie ubierać stanika. Dlatego też cieplutkie odzienie naciągnęłam na gołe ciało i tak ubrana poszłam do łazienki dać moim włosom lekcję posłuszeństwa.

Po pół godzinie byłam gotowa do wyjścia z tego cieplutkiego pomieszczenia. Od razu zeszłam schodami na dół, do kuchni gdzie w progu przywitała mnie pani Stella. Krzątała się po kuchni, wyciągała coś z półek, a potem kroiła i wrzucała do srebrnego garnka.

- Dzień dobry – przywitałam się, zbierając wszystkie potrzebne rzeczy do przygotowania śniadania.

- Dzień dobry, kochanie – starsza pani obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, od którego nagle zrobiło mi się ciepło. - Siadaj, zaparzę ci herbaty.

Podziękowałam z kanapką w buzi. Usiadłam na krześle, rozglądając się po kuchni. Na stole stały świeże, kolorowe kwiaty. Pomyślałam, że to może Makube zrobił pani Stelli niespodziankę i je tu przyniósł. I w rzeczywistości tak było. Kiedy ksiądz wkroczył do pomieszczenia i usiadł obok mnie, szturchnęłam go ramieniem i szepnęłam do ucha:

- Kupiłeś jej kwiaty?

Wydał się trochę zmieszany, a ja zaśmiałam się wniebogłosy. Pani Stella spojrzała na nas dziwnie, a potem powróciła do wykonywanej wcześniej czynności. Makube trzepnął mnie w ramię.

- No co? - otarłam łzę z oka. - Na starość można się zakochać.

- Ja nie mogę – burknął, krzyżując ręce na piersi.

- Fatk – wsparłam brodę na dłoniach. - Nie możesz – i ponownie się roześmiałam, a Makube się na mnie rzucił.

- No dobra koguty – kiedy Pani Stella postawiła przede mną kubek z herbatą, rozpromieniłam się jak małe dziecko, które dostało cukierek. Ewentualnie dużego, puszystego misia do przytulania. Najlepiej takiego, który ma metr sześćdziesiąt. I duże oczka. I kokardkę. I...

- Przestań bujać w obłokach – Makube pomachał mi dłonią przed oczami. - Jedz śniadanie i zbieramy się.

- Gdzie jedziemy? - podniosłam na niego zaciekawiony wzrok. - Kupisz mi słodycze?

- Ta – prychnął – i tego misia, o którym marzysz.

Zrobiłam na niego wielkie, zielone oczy, z których po prostu wylewała się miłość.

- Jak się pośpieszysz, to coś dostaniesz...Nat?

Kiedy Makube kończył zdanie, mnie już nie było. Grzebiąc w szafie, szukałam swoich ulubionych dżinsów oraz szarej, cieplutkiej bluzy i czapki „z miejscem na mózg" jak to mówiła kiedyś Kat. Kiedy kompletnie ubrana stanęłam na środku pokoju, przypominało mi się, że miałam wysłać do przyjaciółki list, który napisałam wcześniej, a nie mając jeszcze okazji go wysłać, po prostu leżał na biurku i czekał.

*-*-*

Droga do miasta minęła nam przy spokojnych dźwiękach lokalnego radia, z którego od czasu do czasu przewijały się także różne wiadomości. Harlow okazała się spokojną mieściną z małym ryneczkiem na środku. Pogoda w końcu trochę się poprawiła i teraz zza chmur przebijało się nieśmiało wielkie słoneczko o wyblakłych promieniach.

HermesWhere stories live. Discover now