Hermes pierwszym ogniwem

364 39 3
                                    


   Pierwsze dwa piętra przeszliśmy bez żadnych konfliktów z ghulami. Było to dla mnie o tyle dziwne, że zaczęłam zastanawiać dlaczego nic tu nie było. Przecież opuszczony budynek - do tego psychiatryk, jest przecież idealny schronieniem dla pomiotów szatana.
- Może coś czeka na nas na górze - powiedział Alucard, dziwnie się uśmiechając. Spojrzałam na niego kątem oka, a on odwzajemnił spojrzenie. Zmieszałam się, więc szybko wbiłam spojrzenie w ziemię
-Może... - szepnęłam.
Jakoś nie specjalnie chciałam mieć dziś styczność z ghulami. Jednak, gdyby domniemane potwory nagle wyłoniły się zza rogu, byłam gotowa do ataku.
- Denerwujesz się? - spytał.
- Nie - fuknęłam. Moje policzki zapłonęły gniewnie. - Dlaczego mam być zdenerwowana?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Wiesz, kobieta zmienną jest, a ty w szczególności.
- Nie jestem zmienna - umilkłam. - Może...czasami, nie zawsze.
- No właśnie - skwitował, a ja poczułam się jak dziecko. - Nie dąsaj się - poczochrał mnie po włosach. Szybko uwolniłam się od jego dłoni i przystanęłam na chwilę, aby Alucard szedł przede mną.
Spojrzałam na jego plecy. Był wysoki i szczupły, więc można było przypuszczać, że uchodzi za słabego, ale ci, którzy już go poznali, wiedzieli, że nie warto z nim zadzierać. Mnie to nie dotyczyło - przynajmniej jak na razie - bo organizacja Hellsing podpisała pakt pokojowy z Watykanem i na chwilę obecną działaliśmy na terenie Włoch, jednak niedługo miało się to zmienić. Razem z Makube i Vincentem - na papierze - zostaliśmy już przeniesieni do Anglii. Tam stacjonował oddział, który tylko czekał na nasze rozkazy.
- Nat - Alucard złapał mnie za rękę, a ja momentalnie wróciłam do rzeczywistości, wyszarpując dłoń. - Jak wściekła kotka - skrzywił się niezauważalnie. - Nie słuchasz mnie.
- Wiem - syknęłam. - Nie wymaga to większego skupienia. - Uśmiechnęłam się zwycięsko, ale mój hard ducha szybko minął.
Alucard złapał mnie za łokieć i przyciągnął do siebie.
- Nie lubię czuć się ignorowany
- Ty w ogóle masz uczucia?
- A i owszem - zbliżył się, a ja poczułam na sobie jego zimny oddech. - Nie jestem pozbawionym duszy potworem z czeluści piekieł, jak zawsze macie w nawyku mnie określać.
- Nie bez przyczyny zdobyłeś ten przydomek.
Między nami zaległa chwila ciszy.
- Prawda, ale... Może tobie też sprawimy jakiś przydomek? Co ty na to?
- Podziękuję - szarpnęłam się, ale jego uścisk był zbyt mocny. - A teraz puszczaj.
- Może.... - Alucard nie dokończył.
Przez jego pierś nagle przewinął się stalowy pręt. Spojrzałam na niego ze strachem w oczach.
- No cóż...
Wampir wyciągnął ciało obce i obrócił się, zasłaniając mnie przed wrogiem. Wychyliłam się lekko, by dojrzeć kto próbował wszcząć wojnę z wampirem. Dostrzegłam zarys ciemnej postaci odzianej w długi, czarny płaszcz. Jego twarz przysłaniał kaptur, więc nie mogłam spostrzec kto chował się za odzieniem.
- Kim jesteś? - spytał wampir.
Tamten nie odpowiedział, jedynie zaśmiał się przeciągle i znikł.
- To było dziwne - wyłoniłam się zza jego pleców.
- Może się tu gdzieś czaić. Bądź czujna - polecił i ruszył przed siebie, a ja chcąc go dogonić musiałam znacznie przyspieszyć, co nie spotkało się z aprobatą mojej nogi.
- Zwolnij trochę - chwyciłam go za skrawek płaszcza.
- Rób większe kroki - warknął, ale zaraz wyszczerzył kły. - Może być ciekawie.


Słowa Alucarda nigdy nie niosły za sobą pomyślnych wiatrów. Przekonałam się o tym, gdy weszliśmy na dach opuszczonego budynku. Wiatr uderzył mnie w twarz, zaraz po wyjściu na dwór, poszarpał moje włosy i poleciał dalej, męczyć innych. Wampir szedł za mną, lecz gdy tylko drzwi się otworzyły, wyminął mnie w zawrotnym tempie, przysłaniając cały obraz sytuacji.
- Może teraz powiesz mi kim jesteś? - spytał wampir, niemiłym tonem.
Nieznajomy stał do nas plecami i patrzył w dół, na ulice, jakby chcąc skoczyć. Nagle jego sylwetka mignęła mi przed oczyma. Moje nogi oderwały się od podłoża, a ciało poszybowało do góry. Nieznajomy trzymał mnie za gardło, a ja będąc ofiarą, poruszałam nogami w powietrzu, kurczowo ściskając jego nadgarstki, które chwyciły mnie za gardło.
Spróbowałam nabrać oddechu - nadaremno.
- Natalie! - Alucard rzucił się w stronę tajemniczego jegomościa, lecz ten uśmiechnął się złośliwie i powiedział:
- Wiem, że jesteś wampirem, dlatego ona pójdzie pierwsza do odstrzału. Nie możesz przecież uratować martwej osoby, prawda?
Skądś znałam ten głos, ale chusta, którą nieznajomy miał na twarzy, tłumiła jego brzmienie.
- Kim jesteś? - syknął jadowicie Alucard.
- To nie ważne - przeciągnął ostatnią literę. - Alucardzie powiedz mi, ile to już lat stąpasz po tej ziemi?
Ponownie spróbowałam się wyrwać, ale nic mi to nie dało.
- Zbyt dużo, by wiedzieć, że zaraz umrzesz.
Nieznajomy się zaśmiał.
- Mnie nie można zabić, ale ją - spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - Przekonajmy się czy jest taka twarda na jaką wygląda.
Mężczyzna kopnął mnie w chorą nogę, a ja zawyłam z bólu. Uderzenie na pewno pozostawi po sobie ślad.
- Cho...le...ra - wydusiłam. Z sekundy na sekundę czułam jak uchodzi ze mnie świadomość.
- Puść ją. - powiedział ostro wampir.
Nieznajomy znów się roześmiał.
- Jak sobie chcesz. - Momentalnie poczułam przypływ świeżego powietrza w płucach i strach. Właśnie spadałam z dachu trzypiętrowego budynku, a to na pewno zakończy się śmiercią.
Na dachu dostrzegłam ruch, a konkretniej czarne macki Alucarda, próbujące dorwać wroga, zaś sam wampir skoczył za mną, wyciągając przed siebie dłoń.
Zrobiłam to samo, ale on był za daleko, natomiast ziemia zbyt blisko. Zamknęłam oczy. Co ma być to będzie.
- Natalie! - poczułam jak ramiona wampira oplatają moje ciało. Zwolniliśmy, już nie spadałam, a jedynie wolno zmierzałam ku dołowi. Otwarłam oczy, w których pojawiły się łzy. Nieświadomie uścisnęłam pięści na płaszczu wampira, a głowę wtuliłam w jego ramię, plącząc.
- O jej - westchnął przeciągle. - No już, już - pogodził mnie po głowie.  

HermesWhere stories live. Discover now