Hermes upadkiem

342 39 10
                                    

 Nie kwapił się nawet, aby zachowywać się cicho, gdy jak huragan wtargnął do watykańskiego domu, gdzie mieszkała Natalie. Pierwszym co go powitało, było zdziwienie każdego, kogo spotkał, ominął i zignorował. Potem usłyszał szepty, a w następnych kilku sekundach z jego ciała wystawał poświęcone bagnety.

- Teraz już nie muszę się powstrzymywać, żeby nie wyłupić ci żywcem tych czerwonych ślepi – syknął Alex, stojący za nim.

Z ciała wampira pociekła krew. Brudząc dywan i kafelki dookoła, Alucard zignorował go i ruszył przed siebie. Wyczuwał dość silne wibrowanie powietrza oraz dziwną aurę, którą poznał od razu, kiedy tylko przekroczył próg tego domu.

- Alucard?! - krzyknął oniemiały ksiądz, podążając za nim. Naprawdę zaczął się zastanawiać, czy, aby przypadkiem wampir nie dostał ostrego opieprzu od swojej szefowej i teraz nie poprzestawiało mu się w głowie.

Alex rzucił kolejnymi ostrzami, które przeleciały przez ciało wampira. Zmieniony w ciemną mgłę, pomknął przed siebie na piętro, pod trzecie drzwi. Stanął przed nimi, wyczekując czegoś co stanowczo zmieni jego pogląd na ludzkie życie, jednak, gdy coś takiego nie nastąpiło w ciągu kolejnej minuty, Alucard szybkim ruchem otworzył drzwi, wszedł do środka i oniemiał.

Natalie siedziała na łóżku z podkulonymi nogami, a trzęsącymi się dłońmi obejmowała pistolet, którym mierzyła sobie w głowę. Alucard natychmiast odtrącił broń na bok, która z hukiem poturlała się pod komodę, chwycił dziewczynę za bluzkę i podniósł do góry, patrząc na nią wrogo.

- Naprawdę – syknął. - Jesteś głupia i naiwna.

Do pokoju wtargnął Alex od razu atakując wampira. Ten jednak nie bardzo się tym przejął, spojrzał przelotnie na księdza i posłał mu obojętne spojrzenie. Potem razem z dziewczyną znikł w chmurze czarnego dymu.

- Co za.... - warknął głośno Alex.

Alucard teleportował ich w najbardziej ustronne, oddalone od ludzkiego słuchu i wzroku miejsce, które potocznie zwano parkiem. Tym razem jednak nie był on zwykły parkiem, bo gdzieniegdzie walały się rozwalone pnie drzew, śmieci i połamane ławki. Fachowa nazwa „park" służyła tylko dla wygody. Inni, miejscowi nazywali to śmietniskiem, na którym – chodź nazwa tak wskazuje – wcale nie pozbywano się wielu śmieci.

Wampir puścił dziewczynę, a ta upadła na kolana, brudząc spodnie w kurzu i brudzie. Twarz miała napuchniętą od płaczu, oczy podkrążone, bladą cerę, a głos wskazywał na to, że już dzisiaj nie będzie się z nią w stanie normalnie porozumieć. Chociaż, mógł spróbować.

- Coś ty sobie myślała? - spytał, klękając naprzeciwko niej. Natalie nieobecnym wzrokiem wpatrzona była w swoje dłonie, które oparła na ziemi. - Takie zachowanie przystoi tylko tchórzom.

Pociągnęła nosem, odkaszlnęła i przetarła brudną ręką zapłakaną twarz, ścierając nowe, cisnące się jej do oczu łzy.

- J-ja mam... - zaczęła, ale nadchodzące spazmy szlochu, które wstrząsnęły jej ciałem, uniemożliwiły dalsze tłumaczenie.

- Wiem – powiedział nad wyraz spokojnie.

Wiedział o chorobie, ale kompletnie nie wiedział co ma teraz zrobić. Natalie była tylko zwykłym człowiekiem, a takiemu podaję się chemię, by w razie czego móc ją jeszcze odratować, jednakowoż jeśli było to ostatnie stadium, to niewiele można było zdziałać. Natomiast, gdyby dziewczyna była wampirem...

- Jak bardzo chcesz żyć? - spytał z nadzieją w głosie, że jego plan przyjmie ze spokojem i aprobatą.

- Bardzo – szepnęła, wbijając głowę między kolana. - Nie chcę umierać!

HermesWhere stories live. Discover now