Hermes liniami lotniczymi

305 32 5
                                    


  Nie zabijać, bo nie będziecie mieli co czytać :D A tam w ogóle, dziękuję wszystkim za miłe i pozytywne komentarze - to wszystko naprawdę pomaga, nawet nie macie pojęcia jak :D Mimo, że na nie nie odpisuję, to je czytam i biorę sobie do serca. Ze względu na pracę, nie mam zbyt dużo czasu na udzielanie się na blogu czy wattpadzie, ale wierzcie mi, że cały czas coś tam doskrobuję do rozdziałów i innych opowiadań :D 



 Od paru dni zmagałam się z ogromnym bólem brzucha, głowy i w ogóle, całego ciała. Nie potrafiłam ustać na nogach dłużej niż parę minut, dostawałam ataku duszności, nudności, a łazienka stała się prawie dla mnie drugim miejscem potrzebnym do przetrwania. Spoglądając na siebie w lustrze widziałam trupa, nie dziewczynę. Byłam blada, miałam sińce pod oczami i potargane włosy. Mimo ciągłej pomocy lekarzy, nie poprawiało mi się.

- Masz – Vin usiadł na łóżku, kładąc na stoliku herbatę, którą mi zaproponował.

- Dzięki – obróciłam się na drugi bok. Spojrzałam na mężczyznę, a potem na trunek. Podał mi go, a ja drżącymi dłońmi, spróbowałam go utrzymać, by nie wylać zawartości kubka.

- Nat – powiedział niepewnie.

- Hmm?

- Wiem, że jest ci ciężko, ale jeśli będziesz czegoś potrzebować lub będziesz chciała się wygadać, to zawsze jestem obok, pamiętaj.

Dojrzałam w jego oczach błyski. Uśmiechnęłam się kącikiem ust, bo tylko na tyle było mnie stać.

- Wiesz co? - podniosłam się do pół siadu, a Vin podniósł na mnie wzrok. - Najbardziej będzie mi brakować właśnie was. Dopiero tutaj poczułam, że istnieje coś takiego, jak dom. Kiedy traciłam nadzieję, wy zawsze byliście obok.

- Bo się rozkleję – otarł oczy. - Nie mów tak. Lekarze wciąż szukają jakiegoś sposobu.

- Vin – przerwałam mu, wiedząc, że zaraz zacznie gadać o wiele dłużej niż powinien. - Na to nie ma lekarstwa. To ostatnie stadium.

Milczał. Przez dłuższą chwilę panowała między nami głucha cisza. Za oknem powoli zapadał zmierzch, ptaki ucichły, nawet wiatr nie połasił się, aby wstrząsnąć gałęziami. Tym właśnie charakteryzowała się jesień.

- Prześpij się – Vin pogłaskał mnie po głowie. - Sen jest lekarstwem na wszystko.

Przytaknęłam ruchem głowy. Mężczyzna wyszedł zostawiając mnie samą z głęboką ciszą.

Już za nie długo umrę. Jakie to proste, prawda? Żyjemy, by przeżyć coś wspaniałego i umieramy, bo nasze życie musi się kiedyś skończyć. Oczywiście nie każdy doznaje wiele szczęścia w życiu, bo po co? Stara się, poświęca wiele rzeczy i co mu z tego przychodzi? I tak każdy musi umrzeć.

***

- Jej stan się pogarsza – powiedziała spokojnie Integra, zaciągając się cygarem. Rozpostarła się wygodnie w fotelu, podziwiając zachodzące słońce, które po raz ostatni tego dnia dotknęło swoimi ciepłymi promieniami brązowych liści drzew.

Wtapiający się w fotel wampir przytaknął się mruknięciem. Wzrokiem błądził gdzieś po ciemnym pomieszczeniu, jednak myślami był przy niej.

- Nie słuchasz mnie, prawda? - spojrzała na niego.

Znów mruknął niewyraźnie.

Integra westchnęła. Wstała z fotela i podeszła do wampira, nachylając się nad nim.

HermesWhere stories live. Discover now