Hermes na to nie pozwoli

252 31 6
                                    


- Proszę następnym razem na siebie uważać – napomknął doktor, kiedy razem z Makube opuszczaliśmy mury wcale nieprzyjemnego szpitala. - I stosować się do moich rad!

Potaknęłam ruchem głowy, zabrałam wszystkie swoje rzeczy i wsiadłam razem z Makube do auta, które podjechało pod szpital zaraz jak z niego wyszliśmy. Całą trasa minęła nam w milczeniu, jedynie z radia płynęły ciche nuty jakiejś starej piosenki. Pogoda za oknem diametralnie się zmieniła. Wcześniej złote słonko próbowało przebić się przez stalową zasłonę chmur, a teraz w ogóle już go nie było. Obejrzałam się na księdza siedzącego obok mnie. Makube spał w najlepsze, a ja nie miałam zamiaru go budzić, przynajmniej do czasu, aż nie dojedziemy do domu.

Westchnęłam, wspierając brodę na dłoni. Jeśli to wszystko ma tak wyglądać, to chyba poważnie musiałabym się zastanowić nad propozycją wampira. W sumie życie wieczne nie brzmi tak źle, prawda? I do tego jakieś super moce: przenikanie przez ściany, zamiana w nietoperka, latanie i takie tam. Brzmi dość kozacko, a jednak coś mnie od tego odsuwa.

Wybaczyć? Już dawno o tym zapomniałam. W sumie, kompletnie mi już nie zależało na jego aprobacji i szczerze mówiąc, teraz miałam to głęboko gdzieś. Nie miałam już w życiu celu, do którego mogłabym usilnie dążyć. Od teraz żyłam bez życia: misje, odpoczynek, jedzenie i to wszystko zataczało wielkie koło, w którego środku byłam mała ja.

Samochód zajechał pod dom. Szturchnęłam Makube łokciem zanim wysiadłam.

- Co powiesz na świeżo upieczoną babkę? - spytał w progu domu, otwierając przede mną drzwi. Ze środka dobiegł mnie wspaniały zapach ciasta, ale widok temu towarzyszący zbił mnie z nóg.

Na krześle przy stole razem z panią Stellą siedział mężczyzna od stóp do głów ubrany na czarno, obrócony do mnie plecami zajadał ciasto, a gosposia śmiała się wniebogłosy.

- Oh, moje dziecko – podbiegła do mnie, uściskała i prawie udusiła. - Natalie mam nadzieję, że wszystko w porządku.

Pani Stella o niczym nie wiedziała.

- Tak... uff – wydukałam, próbując uwolnić się z jej uścisku. - Ale.. niech mnie pani... ufff już puści.

- Tak się cieszę – Stella przypominała mi trochę moją świętej pamięci babkę, więc długo się na nią nie gniewałam.

- Zapewniam, że wszystko z nią w porządku – wtrącił cicho Makube, który stał za mną.

Makube i Stella byli starymi znajomymi już za czasów młodości.

- Ty za to wyglądasz jak siedem nieszczęść – wzięła księdza pod rękę i wyprowadziła z kuchni, zamykając za sobą drzwi. Odprowadziłam ich wzrokiem dopóki nie zniknęli w drugim pokoju.

Potem nastała bardzo długa i niezręczna cisza, przerywana jedynie miarowym tykaniem naściennego zegara z małym, kolorowym ptaszkiem na tarczy. Stałam z zaciśniętymi z nerwów pięściami na środku kuchni, wpatrzona w jasne skarpetki, które miałam na nogach. Ich kolorowe paski w tej chwili okazały się być naprawdę interesujące i ciekawe pod każdym kątem.

Postać w czerni odsunęła się na krześle, wstała i odwróciła się do mnie przodem.

- Nie wierzę, że Makube od tak cię tu wpuścił – szepnęłam, patrząc na niego nieśmiało.

Alucard uśmiechnął się lekko, podając mi talerz z kawałkiem babki i widelczykiem obok. Przyjęłam to z ochotą.

- Prawda, nie było łatwo. Przekupiłem go.

HermesWhere stories live. Discover now