Hermesie wzleć

393 38 2
                                    

Na miejsce dojechaliśmy o pierwszej w nocy. Chłodny wiatr szarpnął moimi włosami, kiedy opuszczałam ciepłe auto. W tej chwili cieszyłam się, że jednak nie ubrałam rybaczek, bo nieźle bym zmarzła, a mając na sobie jeszcze płaszcz Iscariot, było mi umiarkowanie – nie za ciepło, nie za zimno. - Idziemy? - wampir łypnął na mnie okiem, a ja kiwnęłam niemo głową, podążając jego śladem. W żadnym wypadku nie weszłabym do tego budynku jako pierwsza, dlatego też Alucard wpierw obadał teren, a potem zaprosił mnie do środka. Ośrodek był duży, a na jego tyłach znajdował się duży ogród z jedną, drewnianą chatką. Blask księżyca kreślił półkole na trawie, ledwo dosięgając domku, dlatego też nie miałam zamiaru do niego iść, dopóki nie zrobi się trochę jaśniej w jego okolicach.- Idziesz sama czy mam ci potowarzyszyć? - Alucard zatrzymał się i spojrzał na mnie z zapytaniem. Jeśli poszłabym sama, to mogłoby mnie spotkać to samo co ostatnio, a tego bardzo chciałam uniknąć. Z drugiej strony nie mogłam pokazać wampirowi, że się boję, bo znów zacząłby ze mnie kpić, a tego też nie chciałam. Ze strony trzeciej w żadnym wypadku nie chciałam przebywać sama w tym psychiatryku, a tym bardziej chodzić po jego ciemnych korytarzach, gdzie czasami słyszało się dziwne dźwięki. - E.... - zaczęłam niepewnie. - Może będzie lepiej jak pójdziemy razem.- Boisz się? - nachylił się w moja stronę z kpiącym uśmieszkiem. - Dlaczego nie chcesz iść sama? Ostatnio rwałaś się, aż nadto. Spojrzałam na niego wrogo, pamiętając jak mnie obrażał. Ku mojemu późniejszemu zdziwieniu, wampir się uśmiechnął. Szczerze?- Żartowałem – poczochrał moje włosy, a na jak oparzona oddaliłam się od niego, kładąc rękę na rękojeści. - Jesteś jak wściekła kotka. Od razu stroszysz ogon.- Więc wiesz co się stanie, jeśli mnie rozzłościsz - zagroziłam mu. Chociaż co taki marny człowiek mógł przeciwko takiemu wampirowi?- Właśnie – skwitował- Przestań czytać mi w myślach – warknęłam. - Mówili, że jesteś dżentelmenem, chociaż wierzę, że oni wymarli razem z dinozaurami, a ty nawet nie dorastasz im do pięt.- Ooo – Alucard oparł dłonie na biodrach. - A czegóż mi brakuje? Jestem przystojny, urokliwy, sympatyczny i uprzejmy.- Tak – zaśmiałam się krótko – chyba przed posiłkiem, kiedy ofiara krzyczy z bólu. Tym razem to wampir się roześmiał, a ja nie mogłam oprzeć się ciekawości i nie spojrzeć na jego twarz. Przystojny może, ale idiota i cham. - Wiesz co? Dam ci kilka przykładów dlaczego nie możesz iść sama. Spojrzałam na niego z ciekawością.- Że co? I nim zdążyłam zapytać o więcej szczegółów jego niecnego planu, Alucard znikł w kłębach ciemnych macek. Zimno ogarnęło mnie niemalże od razu, a zewsząd doszły mnie różne, nieprzyjemne dźwięki, o których wspomniałam wcześniej i, od których można było umrzeć na zawał. Zrobiłam kilka kroków, a żarówki dające mi mała nadzieję, pękły. Ciemność spowiła korytarz. Wyciągnęłam z pochwy miecz i przygotowałam się na atak. Nie wiedziałam co Alucard zamierza, ale chyba w tym momencie byłam zdana jedynie na siebie i swoje umiejętności. Noga nadal pulsowała tępym bólem, ale powiedziałam sobie, ze wytrzymam. Skierowałam się na oślep przed siebie, uważając na to jak stawiam stopy. Jeden nieuważny ruch i mogło być źle. Rozglądałam się w każdym kierunku, oddychałam powoli i skupiłam myśli na dotarciu do drzwi. Gdy przez nie wyjdę, będę bezpieczna. Nagle kątem oka dostrzegłam jakiś ruch, mimo że było ciemno jak diabli, światło księżyca mnie nie opuściło, tylko ledwo przedostawało się przez zabite dechami okna. Zdusiłam sobie pisk przerażenia i odetchnęłam głęboko. Chcąc nie chcąc musiałam się udać w kierunku, gdzie dostrzegłam ruch – tam były drzwi. - Jasna cholera – szepnęłam wściekle. – Czemu ten wampir akurat teraz musiał mnie zostawić? Nie dość, że grasuje tu cała chmara ghuli, to na dodatek one nie są jedynymi lokatorami w tym psychiatryku. Drzwi były coraz bliżej, lecz nim chwyciłam za klamkę, coś pociągnęło mnie do tyłu, a ja padłam jak długa na plecy. Uderzenie miało w sobie sporo siły, że, aż zachłysnęłam się powietrzem, a potem na moment straciłam oddech. Otworzyłam szybko oczy i to co zobaczyłam, sparaliżowało mnie. Nade mną wisiał wielki, czarny pies o czerwonych ślepiach i ostrych kłach. To ghula się to nie zaliczało, ale do potwora, który zaraz zje moją duszę już tak. Zaczęłam się szarpać, ale jego wielkie łapy przygwoździły moje ręce i nogi. Łańcuch na szyi psa zakołysał się, kiedy jego pysk był niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Chciałam krzyknąć, wyrwać się i stąd uciec, ale nic nie mogłam zrobić. Jedynie modliłam się w duchu, by to wszystko nagle okazało się snem. - Przykład pierwszy – usłyszałam głos. Rozejrzałam się dookoła, kręcąc głową, ale nikogo nie zauważyłam. - Każdy może cię zabić, a ty nie jesteś w stanie nic zrobić. Nagle psa ogarnęły ciemne macki, a z nich wyłonił się Alucard. Jego dłonie zaciskały się na moich nadgarstkach, a kolanami dociskał moje nogi do ziemi. Nie wiem czy ulżyło mi na jego widok, czy ponownie przestałam oddychać, bo w tamtym momencie po prostu patrzyłam na niego. - Zrozumiano? - spytał, a ja niemo pokręciłam głową. - To wstawaj i idziemy – podał mi rękę, ciągnąć do góry. Poczułam jak ból w nodze rozchodzi się po całym moim ciele. Skrzywiłam się lekko, ale zamaskowałam to szybko oburzeniem.- Głupek – skwitowałam. - Nie strasz mnie tak.

HermesWhere stories live. Discover now