#15

8 2 0
                                    

Jaś

Ze zdziwieniem patrzyłem jak moje przyjaciółki wymijają mnie i strzelają do grupki chłopaków, skierowanych przeciwko nam. Odwróciłem się do Reven, która stała sparaliżowana doznanym wcześniej strachem i oddychała głośno.

-Wszystko jest już dobrze, wiesz?- zapytałem podchodząc bliżej, chciałem ją dotknąć. Przytulić i zapewnić, że już wszystko będzie dobrze, że przy mnie jest bezpieczna. Dziewczyna jednak odepchnęła moją dłoń i skuliła się na zimnej podłodze.

-Nic nie będzie dobrze. On dalej żyje, będzie chciał się zemścić, rozumiesz?- wyszeptała, piskliwym, niepodobnym do niej głosem. Schowała głowę pomiędzy kolana i czekała na werdykt, jednak ja na to jej nie pozwolę.

-Wstawaj. Musimy wrócić do akademika- powiedziałem nieco pewniej i wystawiłem w jej stronę rękę. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok i z niedowierzaniem pokręciła głową.

-Chcesz je zostawić na pewną śmierć?- zapytała i prychnęła, odwracając ode mnie wzrok. Zaśmiałem się bez krzty wesołości.

-One dadzą sobie radę, przez lata były szkolone żeby sobie nawzajem pomagać. Chcesz żyć- nachyliłem się do niej, ujmując jej dłoń- czy może jednak nie?

Dziewczyna chwilę się wahała nad odpowiedzią, lecz po chwili wstała, otrzepała przemoknięte i zakurzone ubranie, po czym spojrzała na mnie wymownie.

-Prowadź, chłopcze- zaśmiała się dźgając moją klatkę piersiową, swoim pomalowanym na czarno, zdartym już trochę, paznokciem. Spojrzałem na nią i cwaniacko się uśmiechnąłem, biorąc ją pod rękę. Wyjrzałem zza ściany, sprawdzając, czy nikt nie czai się za naszymi plecami. Ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem nikogo, żadnej potencjalnej ofiary. Uśmiechnąłem się pod nosem, z łatwości tej ucieczki.

Pociągnąłem za rękę Reven i cicho pod mrokiem ścian i gasnących lamp, przemierzaliśmy długi, cichy korytarz. Miejscami wydawał się za spokojny, ale momentami słychać było dźwięki toczącej się bitwy. Jęki bólu, syknięcia z rozpaczy i bezsilności, a co najważniejsze wystrzały. Kryliśmy się pod każdym możliwym cieniem, każdy najdrobniejszy ruch czy szept lub szelest doprowadzał mnie do szaleństwa.

Opanowany prowadziłem Reven w stronę wyjścia, które było tak blisko, jeszcze tylko odrobinę. Praktycznie przede mną znajdowały się ogromne, stare drzwi wejściowe, prowadzące na wolność, gdy usłyszałem męski, nieznany mi głos.

-Myśleliście, że tak szybko uciekniecie?- odwróciłem się w stronę mężczyzny. Stał przodem do nas, mając na muszce równocześnie mnie jak i Reven. Dziewczyna kurczowo trzymała się mojego ramienia, dygocząc ze strachu. Dyskretnie sięgnąłem za pasek i...nic tam nie znalazłem. Ze zdenerwowaniem zaczęłem przeszukiwać kieszenie moich spodni, jednak nie było tam żadnej broni. Chłopak widząc moje przerażenie uśmiechnął się i podszedł jeszcze bliżej nas.

-Jakieś ostatnie życzenia?- zapytał nieprzyjemnym głosem. Jeśli tak miała wyglądać moja śmierć, to chyba wolę popełnić samobójstwo. Reven przylgnęła plecami do ściany i mocno zacisnęła powieki czekając na najgorsze. Ja sam, nie byłem bardziej odważny i odkręciłem głowę w inną stronę słysząc jak chłopak odbezpiecza pistolet. Po chwili rozległ się strzał, a po nim huk.

Z przerażeniem spojrzałem w stronę Reven, która tak samo patrzyła na mnie. Oboje pomyśleliśmy, że to ten drugi został zabity. Odetchnąłem z ulgą i podążyłem za zszokowanym wzrokiem dziewczyny.

Na ziemi u naszych stóp, leżał ten sam mężczyzna, który jeszcze przed chwilą do nas strzelał. A nad nim stał chłopak z kolorową czupryną i rozbieganymi, szmaragdowymi oczami. Zerknęłam ukradkiem na Reven, która swoją całą uwagę poświęciła naszemu wybawcy.

-Michael?- zapytała piskliwym głosem. Wydawała się zaskoczona i przerażona jednocześnie. Chłopak uniósł głowę i zaczął nią w zastraszającym tempie kręcić, w znaku zaprzeczenia.

-Idźcie stąd proszę...-wyszeptał słabo upadając przy martwym ciele towarzysza. Reven zrobiła krok w stronę Michael'a, ale ten uniósł zapłakaną twarz.
-Nie rozumiesz? Spierdalać!- wrzeszczał wyrywając sobie włosy z głowy. Pociągnąłem za sobą Reven, która osłupiała stała patrząc przed siebie. Dziewczyna z oporem pobiegła do drzwi.

Skręciliśmy w ciemny zaułek,żeby zwolnić tempo i porozmawiać.

-Znałaś go?- zapytałem, patrząc na dziewczynę. Ona jak wyrwana z transu wytrzeszczyła oczy, ale po chwili zrozumiała pytanie. Odetchnąła głęboko jakby odpoczywała po długim maratonie i dalej powolnym krokiem idąc, patrzyła na swoje zabłocone, czarne trampki.

-Tak- wyszeptała- Michael to przyjaciel Luke'a, a ten mężczyzna, który do nas strzelał...jego też znałam. Nie jestem pewna skąd, ale widziałam go kiedyś z Luke'iem. Napewno nie jest to żaden z jego bliskich przyjaciół,takich jak Michael, ale też musiał być dla nich ważny.

-Skąd znasz Luke'a?- zetknąłem na Reven, która wydawała się być w szoku, albo we śnie jakby nie mogła uwierzyć, że to co się stało było prawdą. Niestety było to prawdziwe.

-Pamiętasz tą imprezę? Kiedy jakiś mężczyzna chciał mnie zabić? To on ją organizował- przystanęła na chwilę patrząc mi głęboko w ocz- On jest twoim bratem, prawda?

Westchnąłem, drapiąc się po karku i myśląc nad wszystkimi moimi kłamstwami. A może wyznać jej całą prawdę? Byłoby mi o wiele łatwiej gdybym na każdym kroku nie musiał kłamać, ani udawać kogoś innego.

-Tak...dawno się nie widzieliśmy- powiedziałem zgodnie z prawdą. Reven podejrzanie na mnie patrzyła- Posłuchaj, radzę Ci się do niego nie zbliżać, najlepiej byłoby jakbyś w ogóle nie wychodziła sama z akademika.

Staliśmy teraz naprzeciw siebie przy wejściu do internatu. Dziewczyna patrzyła na mnie z niezrozumiałą mi pogardą. Dziwiło mnie jej zachowanie.

-Chcesz być moją niańką?- zaczęła się śmiać- Nie będziesz mi mówił co mam robić rozumiesz?!

-Posłuchaj- złapałem ją silnie za nadgarstek przybliżając w swoją stronę- Mówiłem Ci już o wyklętych, mrocznych i zwykłych aniołach, ale jest jeszcze coś. Kiedyś jeden z wyklętych aniołów zakochał się w zwykłej anielicy. Takie związki są zakazane, tak samo jak z mrocznymi aniołami. Dziewczyna urodziła dwójkę dzieci. Pierwsze to starsze było normalne- zaśmiałem się na to słowo lekko uwalniając Reven z uścisku- natomiast drugie...nigdy jeszcze czegoś takiego nie było. Chłopak miał pentagram jakiego jeszcze nikt nie widział. W połowie srebrny, a w połowie czarny...

-Czyli był pół zły, a pół dobry?- przerwała mi dziewczyna.

-Tak...tylko, że są jeszcze dwie rzeczy. Tą pierwszą jest to, że chłopak miał dwa wcielenia. Był dwoma osobami naraz...a druga...to właśnie był Luke.

---------------------------------------------------------
Musiałam dostać takiego kopniaka w dupę (ups brzydkie słowo, ale ze mnie rebel, hi hi), żeby napisać ten rozdział. W połowie miałam wenę, ale potem jakoś tak trudno. Mam nadzieję, że nie ma tam błędów ortograficznych, ponieważ musiałam pisać na telefonie.
Shadowhunter_LH

Through the lies (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz