"Kocham to kiedy ludzie próbują zranić moje uczucia, ale idzie im to na marne, bo przecież ja takowych nie posiadam." - Mick Johhny Walter.
|opowiadanie nie jest tłumaczeniem, jest mojego autorstwa.|
Za namową Sary po skończonej lekcji usiadłyśmy razem przy stoliku w jadalni. Oczywiście, nie obyło się od dziwnych spojrzeń i docinek ze strony naszych rówieśników. Sara nie była popularna i lubiana w szkole, była raczej obiektem do wyśmiewania, dokuczania i wyzwania, ale myślę, że nie brała tego wszystkiego do siebie. "Ruda wiewiórka" - bo tak zwykło się do niej mówić, wyciągnęła czarny, dosyć mały notesik i podsunęła mi go pod nos.
- Co to jest? - posłałam jej ironiczny uśmieszek biorąc do ręki "dokument".
- Nie otwieraj Vivienne, nie tutaj, nie mów nikomu, że Ci to dałam i obiecaj mi, że nie weźmiesz mnie za idiotkę lub wariatkę jak to otworzysz. - powiedziała nerwowo.
- Okej...- włożyłam notes do kieszeni. -Dobra, nie usiadłyśmy tutaj żeby rozmawiać o tym czymś, mamy chyba więcej problemów niż ten zbiór kartek. Wiesz coś na temat rodziców Mick'a? Czy oni...oni zawsze tacy byli? No wiesz...ostrzy. Słyszałam, że najukochańsi to oni nie byli.
- No, oni nie...
Dzownek na lekcję. Teraz, T E R A Z? Kto wymyślił aż tak krótkie przerwy? Sara nie dończyła, a ja następne 45 minut będę musiała czekać na odpowiedź. Zabrałam rzeczy ze stolika i udałam się pod salę chemiczną.
Na chemii siedziałam sama, lekcja zbytnio mnie nie interesowała, bo jak najszybciej chciałam znaleźć się w domu sam na sam z notesem Sary. Przez dwadzieścia minut gapiłam się pustym wzrokiem w ścianę, na tej lekcji zawsze wydaje się być fascynująca. Rudowłosa siedziała naprzeciwko nauczycielki, a ja kilkanaście ławek za nią. Z racji tego, że jestem dziewczyną niecierpliwą, wścibską i ciekawą stwierdziłam, że chyba nic się nie stanie jak przeczytam kilka kartek czarnego notesu. Ostrożnie wysunęłam go z kieszeni spodni i zasłoniłam ową rzecz piórnikiem.
"Mick wyznał mi, że dziś oberwał kilka razy w brzuch od swojego ojca. Nie wierzyłam w to, dopóki nie pokazał mi śladów po uderzeniu na jego torsie, ramieniu i na plecach. Cudem zdołałam uprośić go o pozwolenie na zrobienie zdjęcia, ale pod jednym warunkiem - nie mogę pokazać go d o s ł o w n i e nikomu.
Zdjęcie poniżej, 19.01.2014:
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nie mogę uwierzyć, że to właśnie jego własny, biologiczny ojciec zrobił mu coś takiego..."
Zatkało mnie, dosłownie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, miałam mroczki przed oczami, a serce biło tak, jakby miało zaraz ze mnie wyjść i udać się na wakacje. Nie dam rady tutaj wysiedzieć, muszę iść jak najszybciej do domu i z trudem przeczytać dalszą część notesu.