Rozdział 4.

649 43 8
                                    

VIVIENNE POV.

11.01.16

Nie wierzyłam w plotki, które chodziły po szkole przez ponad tydzień. Nie wierzyłam, że chłopak, który próbuje mnie zdobyć od pierwszej klasy podstawówki stracił pamięć. To nie możliwe, dlaczego tak się przejmuję? Nienawidzę go, nienawidziłam...już sama nie wiem. Teraz nie wiem kim jest, z pewnością nie jest już tym słodkim, skrytym w sobie chłopakiem wysyłającym mi liściki miłosne i gapiącym się na mnie przez całe lekcje.

"Przestań, nie kocham Cię. Nie staraj się, nie kupuj mi kwiatów, nie wysyłaj mi tych kolorowych karteczek, Mick. Zrozum to, mam chłopaka, kochającego chłopaka. Nienawidzę Cię." Tych słów żałowałam najbardziej na świecie. Co do cholery mnie naszło, żeby mówić mu takie rzeczy? Teraz...teraz z chęcią bym go przytuliła i przeprosiła za to wszystko.

28.01.16.

Wstałam, ubrałam się, zjadłam. W mojej głowie ciągle siedział mój biedny Mick, zastanawiałam się czy on naprawdę nic nie pamięta, czy on...po powrocie nadal będzie mnie kochał. Jego przyjaciółka Sara cały czas informowała mnie o jego stanie, wiedziałam każdy szczegół jego pobytu w szpitalu. Wiem, że miał połamane żebra, zwichnięty nadgarstek i wiele, wieeeele innych uszkodzeń, ale nie wiedziałam tylko jednej rzeczy - kiedy ma zamiar wrócić do szkoły. Nikt nie wiedział, nawet Sara, ale znając jego rodziców poślą go do niej jak najszybciej.

Jak zwykle zostało mi dziesięć minut do wyjścia, a ja nadal jestem w mojej różowej piżamie, więc na sto jeden procent się spóźnię. Cóż, nauczycielka biologii pani Rothie napewno nie będzie miała mi tego za złe, to bardzo ciepła, kochana osoba. Od czasu kiedy Walter był w szpitalu byłam non-stop przybita. Nie cieszyłam się nawet z dostatku pizzy, ani z nowych odcinków mojego ulubionego serialu, a co najlepsze nie wiedziałam nawet dlaczego tak się tym przejmuję.

Zajęcia trwają już co najmniej dziesięć minut, a ja dopiero jestem w połowie drogi. Mój autobus odjechał pięć sekund przed moim dotarciem na przystanek, więc teraz jestem zdana tylko na moje nogi, które nadzwyczajniej w świecie odmawiają mi posłuszeństwa. Ochlapały mnie już z cztery autobusy, więc wyglądem jak dziwny mokry pies, który jak najszbciej chciałby wrócić do domu.

W końcu po nieszczęsnych dwudziestu pięciu minutach dotarłam do Rosewood. Korytarz był pusty, a z każdej strony dobiegały głosy uczniów i nauczycieli z klas.

Otwarłam drzwi od klasy biologicznej, już miałam przepraszać za moje "niecodzienne" spóźnienie, a moim oczom ukazał się mój blondynek. Mój mały, biedny Mick. Siedział tuż za rudowłosą Sarą. Wygladało na to, że chłopak czuje w tym momencie to samo, co ja. Momentalnie poczułam ulgę, przeleciał przeze mnie przyjemny dreszcz. Nie mogłam uwierzyć, że Walter w końcu był tutaj z nami, ze mną...najchętniej podbiegłabym do niego i mocno uścisnęła.

Po kilkunastu niezręcznych sekundach głupiego milczenia i wpatrywania się w niego w końcu zajęłam swoje miejsce ławce. Siedziałam wystarczająco blisko, by zobaczyć jego pojedyńcze blizny na rękach i gojące się już rany.

Nie mogłam skupić się na lekcji, przez cały czas rysowałam jakieś bazgroły w zeszycie, albo gapiłam się przez okno na przechodzących obok Rosewood ludzi. Co chwilę mimowolnie się uśmiechałam, chciałam jak najszybciej z nim pogadać.

Lekcja dłużyła się i dłużyła, aż w końcu usłyszałam przyjemny dźwięk dzwonka na przerwę. Zebrałam moje rzeczy z ławki i szybkim krokiem podeszłam do blondyna, który od razu zmierzył mnie jego uroczym wzrokiem.

Wzięłam głęboki oddech.

- Cześć...-Jego iskierki w oczach mogłyby zastąpić tysiące gwiazd. Kurde, od kiedy stałam się taka romantyczna?

- Mick, wiem, że to głupie i pewnie tysiące ludzi Cię o to pyta, ale...jak się czujesz? Tak na marginesie, ładna pogoda! Zmieniłeś fryzurę? Wcześniej miałeś taką...inną. O, widzę, że nadal masz kilka ran na rękach...boli? W torebce mam jakieś tabletki przeciwbólowe.

Super. Zaczął się mój typowy potok słów! "Zmieniłeś fryzurę"? N A P R A W D E? Jestem nienormalna.

- Tak, może i zmieniłem, ale wiesz co Ci powiem? Nie pamiętam. A te rany nie bolą mnie wcale, więc tabletki możesz sobie zatrzymać.

Mick posłał mi chyba ironiczny uśmiech i natychmiastowo podążył w swoją stronę. Na pierwszy rzut oka wcale nie przypominał mi "starego" Mick'a. Był...inny, po prostu. Nie rumienił się jak zaczęłam do niego mówić, nie poprawiał nałogowo swojej opadającej na czoło grzywki i nie przygryzał co kilka sekund dolnej wargi. Oczywiście, wiedziałam, że nie mogę oczekiwać od niego by był tym samym słodkim, zakochanym we mnie Mickiem, ale coś czułam, że nie mogę go zostawić.

- Może usiądziesz ze mną na matematyce? -Dobiegłam do niego chwytając go za ramię i posłałam mu najmilszy uśmiech na jaki mnie było stać.

- Mi to obojętne, jeśli chcesz ze mną usiąść to proszę bardzo, ale jeśli chcesz przez całe 45 minut wypytywać o mój stan zdrowia lub co gorsza - o moich rodziców, to błagam Cię, odpuść.

Mick powiedział to tak, jakby zaraz miał się rozpłakać, a ja pokiwałam tylko głową na znak, że mi to pasuje. Przez całą przerwę siedziałam koło niego na drewnianej ławce nie wydając z siebie ani jednego słowa, od czasu do czasu zerkając na jego lekko poczerwieniały prawy policzek.

Przerwa minęła szybko. Zajęliśmy z blondasem ostatnią ławkę pod oknem. Chłopak dalej nie miał ochoty ze mną rozmawiać, a ja miałam mu tyle do powiedzenia...Czułam na sobie wzrok niektórych osób w klasie, bo przecież musiał być to dziwny widok, że ja, dziewczyna która go nienawidziła samowolnie zaproponowała mu wspólne siedzenie na lekcji. Nie obchodziło mnie to.

Robiliśmy zadania z podręcznika, aż ktoś przerwał nam całą ciszę pukając do drzwi. Podniosłam głowę i moje serce przez kilka sekund zaczęło bić szybciej, niż powinno, bo do klasy wszedli rodzice Mick'a. Odwróciłam się do Waltera, a on szybko przeniósł swój wzrok na mnie. Jego iskierki w oczach momentalnie zniknęły, a zamiast nich do jego błękintych oczu napłynęły łzy, które natychmiastowo otarł. Aż tak się ich bał? Wiedziałam jedno, muszę się dowiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Pani Peters (nauczycielka przedmiotu) poinformowała blondyna o tym, że jego rodzice zwolnili go ze wszystkich następujących lekcji. Schował drżącymi rękoma wszystkie rzeczy do plecaka, a ja nie oderwałam od niego wzroku nawet na pół sekundy.

- Będzie dobrze.

To jedyne co zdołałam z siebie wydusić zanim Mick wyszedł z klasy. Nie minęło kilka sekund, a miejsce chłopaka zajęła Sara.

- Wiem, że nie bardzo się lubimy, ale wiem, że Ty też chcesz dla niego jak najlepiej, więc po lekcji czy tego chcesz czy nie... musimy pogadać.

Kiwnęłam głową. Nie byłam wstanie nic powiedzieć, więc zajęłam się zadaniem z matematyki, chociaż i tak nie mogłam się skupić. Przed oczami cały czas miałam przestraszoną i zmieszaną twarz Waltera. Nie wiem jakim sposobem to zrobię, ale muszę mu pomóc w przetrwaniu tego wszystkiego.

Dear Mick.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz