Rozdział 8.

470 35 6
                                        

VIVIENNE POV.

- Chyba sobie żartujesz. - powiedziałam ironicznie rysując palcem kółka na spodniach. - Naprawdę, całkiem niezły żart! Powiem Ci, że nie wiedziałam, że masz aż tak duże poczucie humoru.

- Vivienne, błagam Cię! Wiesz jacy są moi rodzice, a zwłaszcza ojciec. Chyba nie pozwolisz mu zrobić mi taką krzywdę, jaką zrobił mi kilka lat temu? Ostatnio zaciekawiło mnie to, skąd mam to wyraznie widoczną bliznę na ramieniu.

Mick spojrzał na wystający zza poduszki notes Sary. Skąd wiedział? Sara pokazała mu ten notes? Tylko kiedy, przecież od jego powrotu ze szpitala nawet nie miała czasu z nim porozmawiać, a nawet jeśli pokazała mu to przed wypadkiem to skąd on to pamięta?

- Mick...przez wypadek masz zanik pamięci, jakim cudem Ty możesz to pamiętać?
- Czemu odbiegasz od głównego tematu? - blondyn przerzucił swoją blond grzywkę na bok i włożył do ust białego papierosa. -Nie mam gdzie mieszkać Viv, ja nie mogę tam wrócić! Doskonale wiesz o tym, że rodzice woleliby jakbym się nie zdechł, nienawidzą mnie! A ja nie wiem czemu. - w jego oczach pojawiły się łzy. Mick podszedł do mnie i złapał mnie za obie ręce. - Proszę, tydzień. Jeden tydzień, ewentualnie dwa, a obiecuję znajdę sobie pracę i wyprowadzę się na drugi koniec świata.

Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony bałam się, że narobię sobie problemów z jego rodziną, a z drugiej...przecież nie mogłam go tak zostawić. Mama na pewno się nie zgodzi, bo co ja mam jej powiedzieć? "Hej mamo, czy Mick może się u nas ukryć przed swoimi rodzicami? No tak z tydzień, ewentualnie dwa." Cóż za świetny pomysł! Zostało tylko jedno wyjście. Jeśli Mick naprawdę chce się odizolować od swojej rodziny, to myślę, że chyba nie będzie szukał luksusowego domu z dwoma basenami i dziesięcioma ochroniarzami.

- Słuchaj - westchnęłam. - Nie możesz zostać t u t a j, w tym domu. Mojej mamie się to nie spodoba i Ty dobrze o tym wiesz. - podeszłam do szafki nocnej i wyciągnęłam małe, niebieskofioletowe klucze. - W tym domu nie, ale na działce mojej babci owszem.
- Elegancko. - Mick podszedł do mnie energicznie, wyrwał mi z ręki klucze i z zadziornym uśmiechem zszedł zadowolony na dół.
- Wiesz, nie chcę Cię martwić, ale myślę, że nie masz pojęcia gdzie Twój dom na najbliższe kilkanaście dni się znajduje! - krzyknęłam za blondynem nakładając na siebie czarną, skórzana kurtkę.
- Może i nie wiem, nie wiem też którego i miesiąca mam urodziny, nie wiem jak ma na imię mój brat i siostra, nie wiem do której dokładnie chodzę klasy w szkole, nie wiem też jakiego koloru mam na sobie majtki, ale co z tego? - wyciągnął srebrną zapalniczkę i odpalił papierosa.

Mick i ja podczas drogi na działkę nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Tyle pytań chciałam mi zadać, chciałam się dowiedzieć o tylu sprawach, ale jedyne co powiedziałam to "fajna kurtka." Z reguły nie jestem wstydliwa, ale Mick miał coś w sobie co po prostu mnie blokowało.
Gdy dotarliśmy na miejsce moim oczom ukazał się lekki, leciutki burdel. Cóż, mało kto z mojej rodziny odwiedza to miejsce, więc drewniane ściany zdążyły trochę zzielenieć, robaki założyć swoje rodziny w kanapie i fotelach. Porcelanowe talerzyki które były białe, dziwnym trafem stały się brązowe i popękane w niektórych miejscach, na podłodze walały się butelki i opakowania po jedzeniu. Okno znajdujące się w przy stronie wejściówej jest wybite, więc sądzę, że któryś z miejscowych meneli urządził sobie tutaj niezłą imprezkę.

- Nie wygląda to tak jak się tego spodziewałem, ale lepsze to, niż mój wielce luksusowy dom z tyranami zamiast rodziną. - powiedział obojętnie biorąc do ręki jedną z leżących na podłodze butelek.

Nawet nie wiecie jaka wtedy byłam zmieszana i zdenerwowana. W oczach blondyna ja i moja rodzina wyszliśmy na kompletnych brudasów, którzy nie potrafią nawet zająć się jednym, małym domkiem na końcu miasta.
Bez owijania w bawełnę zaczęliśmy trochę ogarniać pomieszczenie. Sprzątać zaczęliśmy o piętnastej, a skończyliśmy raptem o dwudziestej pierwszej. Mick przegląda starą gazetę z Tesco, a ja zaczynam się powoli zbierać do domu.

- Wiesz, tak myślę...bo ja mam takie jedno, maleńkie, malusieńkie pytanie. Dzisiaj, ta sytuacja z Twoimi rodzicami...wyglądałeś na przerażonego, a Twój wrok mówił "Pa Vivienne, zobaczymy się w piekle." - długo zastanawiałam się nad zadaniem tego pytania, Mick mógł czuć się teraz niezręcznie, ale moja ciekawość poraz kolejny zwyciężyła. - Czy po tym wydarzyło się coś, o czym chciałbyś z kimś porozmawiać? Tak ze mną na przykład. - dodałam z szerokim, niepewnym uśmiechem.
- Zadajesz za dużo pytań.
- Nie gryzę. A nawet jeśli, to obiecuję, że będzie Ci się to podobać.

- Jest późno.
- Nie wyjdę dopóki mi nie odpowiesz na chociaż to jedno, cholerne pytanie.
- Niech się pani zastanowi nad tym w co próbuje się wciągnąć. - spojrzał na mnie jego wiecznym, pustym wzrokiem. Mick jak zwykle nie brał niczego na poważnie i nie dopuszczał do siebie jakiejkolwiek pomocy.
- A pan niech się nauczy brać serio to, co jest tego warte, a z reszty niech się pan śmieje, bo uśmiechu panu najwidoczniej brakuje. To jak?
- Jestem zmęczony.
- Wiesz co Ci powiem? Jeśli nie dopuścisz do siebie jakiegokolwiek człowieka nie poradzisz sobie z tym sam.

Po mojej życiowej "radzie" trzasnęłam drzwiami i trochę poddenrwowana wróciłam do domu.
Wzięłam, długi, relaksacyjny prysznic, zamieniłam kilka zdań z mamą, szybko wskoczyłam do łóżka i zasnęłam w ciągu kilku minut z notesem w ręce.

Dzień w szkole mijał mi wolno, ani Sary, ani Mick'a nie było w szkole, a ja nie miałam ochoty rozmawiać z nikim z moich rówieśników. Teraz siedzę sobie na ławce, na samym końcu holu. Siedzę i przyglądam się jak ludzie w moim wieku potrafią być takimi debilami. Patrzę na moje byłe już przyjaciółki i zadaję sobie pytanie "Jak ja mogłam się z nimi zadawać?" Jak ja ogólnie mogłam się zachowywać tak jak one. Teraz widzę, że one wszystkie mogłyby się zabić skacząc z poziomu ego, na poziom swojego IQ.
O myślę jeszcze o tych osobach, którzy wyzywają Sarę od rudych wiewiór i tłustych świnek i po prostu brak mi słów. Moja refleksja? moja refleksja jest taka, że ludzie są popierdoleni, a ja muszę wytrzymać z nimi jeszcze dobre sześć godzin. Po wyjściu ze szkoły spróbuję opanować emocje i odwiedzić wielkiego pana Mick'a na działce.

Dear Mick.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz