VIVIENNE POV.
Cudem za pomocą moich zdolności aktorskich udało mi się zwolnić po lekcji chemii do domu. Przez cały czas miałam obraz, a raczej zdjęcie Mick'a poobijanego w wszystkich możliwych miejscach na jego ciele.
Podczas powrotu do domu postanowiłam wybrać drogę o wiele dłuższą, ale też również "ciekawszą". Mianowicie drogę ciągnącą się wzdłuż ulicy, na której stoi dom Mick'a Waltera i jego nieszczęsnej rodziny. Sama myśl o tym, że właśnie w tym momencie chłopak może leżeć skulony na podłodze wijąc się z bólu po ciosach ze strony ojca przyprawiała mnie o straszliwe ciarki. Notes miałam przyciśnięty do piersi przez cały czas, można powiedzieć, że naprawdę traktowałam go jak swoje własne dziecko.
Dojście pod dom blondyna zajęło mi dokładnie czterdzieści sześć minut bez żadnego postoju, więc nogi jakby to powiedzieć...same wchodziły mi do tyłka, a na dodatek obtarły mnie moje nowe buciki. Stanęłam troszeczkę za drzewem stojącym na wprost domu rodziny Walterów, próbowałam dostrzec coś, co pomogłoby mi w "rozwiązaniu" tej całej sprawy, ale odziwo z budynku nie dochodziły żadne krzyki lub inne podejrzane dźwięki, a auto którym przyjechali rodzice Mick'a stało tuż pod garażem.
Przez okno było widać tylko jedynie granatową lampkę nocną i kawałek ciemnobrązowej, dość wysokiej szafy. Nie wiem czyj to pokój, być może Mick'a, być może brutalnego ojca - pana Charles'a, być może jest to pokój jego oschłej matki albo kogoś z jego rodzeństwa.
Przycupnęłam na chwilę pod drzewkiem by pozwolić moim nogom trochę sobie odpocząć, możliwe, że dla niektórych starszych paniusi wyglądałam jak bezdomne dziecko z jedną parą spodni i jednym marnym notesikiem. Z trudnem przewróciłam kartkę na drugą stronę, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam czytać następne wypociny rudej Sary.
"Wczorajszy dzień był...był nie do opisania. Poraz pierwszy od kilku lat zdołałam wejść do domu Mick'a. Jego dom jest w i e l k i, spokojnie mogło by zamieszkać w nim kilkanaście osób plus z dwadzieścia słoni i żyraf. Mick pierwszy raz od pięciu miesięcy miał dobry humor, a na jego ciele jeszcze nie było żadnych nowych zadrapań czy siniaków. Przez około godzinę siedzieliśmy w kuchni i przeglądaliśmy jakiś katalog z meblami. Boże, ile ja bym dała, żeby wyglądać jak Vivienne, żeby być chuda, nie mieć garbatego nosa i rudych, ohydnych włosów. Chcę być idealna, być idealna dla Mick'iego. Gdyby tylko wiedział ile dla mnie znaczy...Dobra, po godzinie sielanki mój ideał zaproponował nam wyjście na taras, pozbierałam szklanki, sok pomarańczowy i kilka serwetek ze sobą. Było około trzydzieści pięć stopni, więc nie za bardzo uśmiechało mi się siedzieć w tym słońcu, ale czego nie robi się dla...nieodwzajemnionej miłości. Rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się, śmialiśmy się - do czasu. Wielka pani, długonoga Vivienne zepsuła nam cały piękny, "romantyczny" dzień. Podczas popijania soku pomarańczowego blondyna postanowiła urządzić sobie cyrk ze swoimi pustymi koleżankami i wkroczyła na posesję Walterów tak, jakby mieszkała tam od zawsze. Jej pewnym, zdzirowatym krokiem podeszła do mnie i Mick'a wraz ze swoją watahą. Bardzo dobrze wiedziała, że MÓJ blondas zrobiłby dla niej wszystko, czasami mam wrażenie, że byłby w stanie zabić całe miasto tylko, żeby ona dała mu jednego, cholernego całusa w policzek. Od pierwszej sekundy jej pobytu na tym terenie wiedziałam, że nie skończy się to dobrze dla mnie jak i zarówno do Mick'a, Vivienne bez jakiejkolwiek krempacji zadała mu jedno 'proste' pytanie - "Kochasz mnie?" Nawet nie zgadniecie co wtedy działo się w mojej głowie. Spojrzałam na chłopaka, jego twarz była zmieszana, a policzki różane. Nie wahał się z odpowiedzią, możecie się domyślić jak brzmiały słowa wypowiedziane przez Mick'a. Vivienne tylko ironicznie się zaśmiała:
- Kochasz? Ty wiesz co to w ogóle znaczy "miłość"?
- Ja? Pytasz się o to mnie? MNIE? Kocham Cię od zerówki, od jebanej zerówki, Vivienne.
- Oj, wzruszające naprawdę. Wiesz, chyba zaczynasz mi się podobać. Rozumiem, że chciałbyś się ze mną umówić, co?
- Na 90% nie mówisz tego na poważnie, ale marzę o tym każdego jedynego dnia.
- Misiu, wszystko co wychodzi z moich ust jest poważne. Tylko wiesz Mickuś, nie wierzę w same słowa, wierzę w czyny. Skąd mam pewność, że nie robisz sobie jaj i chcesz mnie tylko przelecieć? Jeśli naprawdę Ci na mnie zależy, to chyba potrafiłbyś...no nie wiem, wziąść szklankę soku i wylać ją na Twoją rudą wiewiórkę?Nie chcę opisywać tego, co stało się potem. Powiem tylko, że sok pomarańczowy strasznie klei włosy, a zwłaszcza kręcone.
Ps, suka Vivienne i tak nie miała zamiaru z nim gdzieś wyjść.
Do jutra, pamiętniku."Brak słów. Kompletny brak słów. Nie mogą uwierzyć jaką głupia, tępą dzidą byłam. Pamiętam to doskonale, przez następne kilka godzin nie mogłyśmy się powstrzymać od przeróżnych żartów i docinek na temat Sary i Mick'a. Chciałabym to wykazać z pamięci i mojej i Sary, Mick'a jak widać już nie muszę nic wymazywać. Jedyne co mi pozostało to przepraszać Sarę do końca mojego marnego życia.

CZYTASZ
Dear Mick.
Novela Juvenil"Kocham to kiedy ludzie próbują zranić moje uczucia, ale idzie im to na marne, bo przecież ja takowych nie posiadam." - Mick Johhny Walter. |opowiadanie nie jest tłumaczeniem, jest mojego autorstwa.|