Rozdział 1.

1.1K 70 10
                                    

MICK POV.

Obudziłem się w nieznajomym miejscu z białymi ścianami. Przez okno było widać zielony ogród, w którym w małej piaskownicy bawiła się czwórka dzieci ubranych w dziwne, białe kostiumy. Byłem poobijany. Czułem posmak krwi w ustach, a moje ręce były całe w ranach i siniakach, co mnie zaskoczyło. Gdzie jestem? Co się ze mną stało? Kim...jestem? Zmarszczyłem brwi przy próbie zrobienia jakiegokolwiek ruchu w bok. Moje żebra przypominały mi małe gałązki wbijające się w całe ciało, a nogi były odrętwiałe. Na stoliku obok łóżka w którym się znajdowałem leżała zielona zupa i szklanka wody. Z wielkim trudem obróciłem głowę w stronę drzwi wyjściowych.

- Sala 18. -Ledwo wydobyłem z siebie te ciche dwa słowa, a niska pielęgniarka wparowała do białego pomieszczenia.

- Mick, popatrz na mnie, popatrz. -Brunetka zaczęła świecić mi do oczu mała latareczką chwytając przy tym moje powieki i otwierając szeroko moje oczy.

- Mick, spróbuj podnieść prawą rękę do góry.

Mówiła bardzo szybko, ale spełniałem każde jej polecenie. Przez tę sytuację zdołałem dowiedzieć się, jak mi na imię. Minęło półtorej godziny zanim pielęgniarka zwołała resztę pracowników do pokoju. Lekarz i kilka innych kobiet oblężyli moje łóżko wpatrując się we mnie z dziwnym smutkiem w oczach. W końcu siwy, wysoki mężczyzna odezwał się swoim lekko zachrypniętym głosem.

- Nazywasz się Mick Johnny Walter, masz osiemnaście lat. Cztery dni temu miałeś wypadek samochodowy, w którym straciłeś pamięć...nieodwracalnie.

Zatkało mnie. Nieodwracalnie? Kim jestem? Kim. do. cholery. jestem. Nawet nie wiem jak wyglądam, nie wiem kim są ludzie zaglądający przez wielką szybę do mojego pokoju. Nie wiem nic, kompletnie nic. Do moich oczu napłynęły łzy, a serce zaczęło bić szybciej. Momentalnie zacząłem czuć ból w klatce piersiowej i dziwne mrowienie w nogach. W wyniku tego zacząłem się dusić, jedna z pielęgniarek podbiegła do mnie przykładając mi maskę do ust. Usnąłem.

Pięć godzin później.

Obudziłem się już kilkanaście minut temu. Ból w klatce piersiowej ustał, więc swobodnie mogłem oddychać. Czułem się o niebo lepiej, posmak krwi w ustach zniknął i nabrałem trochę apetytu. Brunetka pomogła mi przejść z pozycji leżącej na siedzącą w celu dostarczenia czegoś ciepłego do organizmu. Dalej nie docierało do mnie to, co stało się kilka dni temu, nie mogłem przypomnieć sobie ani ułamka sekundy.

Mijały dni, a mój stan się polepszał. Dziś byłem w stanie przejść cały szpitalny korytarz sam bez pomocy nikogo. Byłem ciekaw, gdzie znajdują się moi rodzice. Czy ja w ogóle ich mam? Może zginęli w wypadku? Zastanawia mnie też, ile jeszcze tutaj posiedzę, bo nie mam zamiaru dalej jeść ohydnych zielonych zup.

Dear Mick.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz