Rozdział 15

4.9K 323 33
                                    

Po zniknięciu Demonów John wysłał paręnaście grupek kilkuosobowych, aby sprawdziły, czy teren jest czysty. W tym samym czasie reszta zajęła się przetransportowaniem rannych do Lecznicy. Nie było ich wiele, ale i tak za dużo. Niektórzy ponieśli nieliczne straty, mając jedynie niewielkie rany, które zresztą szybko się uleczały, ale nie wszyscy mieli takie szczęście. Byli tacy, którzy mieli poharatane wszystkie kończyny. Oblepieni krwią i ziemią leżeli nieprzytomni na noszach, na których byli przenoszeni do Lecznicy.

Lecznica znajdowała się w Budynku Głównym jak prawie wszystko. Kiedy zapytałam Calluma, dlaczego o niej nie wiedziałam, odparł, że nie było potrzeby o tym mówić. Teraz jednak było. Większość z łóżek była zajęta, a po całej sali krzątali się obozowicze zajmujący się medycyną. Chodzili od jednego do drugiego rannego, sprawdzając ich stan i czy nie trzeba zmienić opatrunku.

Tego widoku nie będę w stanie zapomnieć.

Dwie godziny zajęło nam „posprzątanie" po wizycie demonów, upewnienie się, że wszyscy są cali i zdrowi, a także czy nigdzie nie ma żadnego wroga. Johna ostatni raz widziałam, kiedy rozdawał rozkazy obozowiczom dotyczące wart przy bramie. Razem z Henrim starali się zachować porządek, co szło im naprawdę dobrze, bo ludzie byli zbyt przerażeni, żeby zadawać zbędne pytania. Potem znikną, a ja zajęta byłam pomaganiem, żeby zwrócić na to większą uwagę.

Czułam się wykończona. Callum siłą zmusił mnie do przebadania się. Obawiał się, że ślady pazurów pozostawione przez demona mogły mieć w sobie jakąś truciznę. Nie chciał dopuścić mnie do słowa, kiedy próbowałam mu wytłumaczyć, że to nic takiego. Sam miał liczne rany, ale bardziej martwił się o mnie. W końcu zgodziłam się, bo miałam dość kłótni, ale pod warunkiem, że zajmie się mną Adam. Jak się okazało, w dziedzinie medycyny był najlepszy.

— To nie wygląda groźnie — stwierdził, opatrując moje ramiona. Posłałam triumfalne spojrzenie bratu, który stał z założonymi rękami kilka kroków dalej. — Ale mogą się dłużej goić. To był jeden z gorszych demonów.

— To one wszystkie nie są takie same? — burknęłam, krzywiąc się lekko z bólu, kiedy zacisnął bandaż.

Zaśmiał się niewesoło pod nosem.

— Z demonami jest jak z wilkami w sforze: mają stopnie przynależności — wyjaśnił. — Mają przywódcę, coś takiego jak alfa. Są też podwładni — bety. No i oczywiście omego — samotne wilki albo — jak w tym przypadku — Demony.

— Nie miałam pojęcia, że one także mają hierarchię — stwierdziłam, zaciekawiona tą nową wiadomością.

— Mają. Każda z ich grup składa się z lepszych bądź gorszych osobników. Różnią się pod względem siły, umiejętności, wyglądu. Każdy z nich ma swoją własną... nazwę. To coś jak imię. Niektóre są zakazane, bo wymówienie ich może mieć opłakane skutki. A niektóre są tak stare, że nikt ich nie pamięta.

Westchnęłam.

— Zakładam, że powinnam wiedzieć o nich jak najwięcej, żeby móc z nimi walczyć — zauważyłam. — Słabe punkty, zdolności.

— Musisz jeszcze się wiele nauczyć — potwierdził Adam, co wcale mnie nie pocieszyło. Zakleił koniec bandaża. — Gotowe! Jesteś jak nowo narodzona!

Przewróciłam oczami i wstałam z krzesła. Rzuciłam podirytowane spojrzenie Callumowi, który cały czas stał ze skrzywionym wyrazem twarzy.

— Widzisz? Będę żyła.

Parsknął. Rozumiałam, że się o mnie martwił. Po tym, jak Henri zabił demona, który mnie trzymał, o mało nie zemdlałam. Zanim jednak dodarłam do Lecznicy, poczułam się lepiej. Mimo to Cal wolał mieć pewność, że na pewno wszystko ze mną w porządku.

Wilczyca Początek✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz