Rozdział 6

7.8K 463 22
                                    

Moje całe ciało trzęsło się, kiedy płakałam, będąc wtulona w tors mojego brata. Brata, którego od trzynastu lat traktowałam jak zmarłego. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to on; żywy, prawdziwy i mimo upływu lat, nadal dobrze znany. Mocniej objęłam dłońmi jego ciało, czując, że zarówno moje, jak i jego serce biło jak oszalałe. Oba wybijały ten sam rytm, jakby nasza bliskość miała w tym swój udział.

Tak dobrze się czułam, mając go przy sobie. Od bardzo dawna nie odczuwałam takiej radość. Zupełnie, jakbym odnalazła swój dom po długiej podróży. Wtuliłam nos w jego pierś i zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał tak, jak zapamiętałam — mydłem sosnowym i piżmem. Zdecydowanie uwielbiałam tę kombinację.

Mieszanka przeróżnych uczuć rozsadzała mnie od środka. Nie wiedziałam, czy miałam skakać ze szczęścia, czy też dalej tulić brata. Callum chyba czuł się podobnie, bo jego dłonie gładziły moje plecy. Co jakiś czas odrywał się ode mnie, aby spojrzeć na moją twarz, po czym znowu mnie obejmował. Jego ręce zaciskały się na moim pasie. Zaczynało brakować mi powietrza, ale nie przejęłam się tym. Nie to się liczyło. Teraz moim priorytetem był Cal.

Mój brat. Moja rodzina. Moje brakujące ogniwo.

— Luna — wyszeptał w gorączce. Przełożył dłonie na moje ramiona i lekko się odsunął. — Myślałem, że cię straciłem.

— Ja też. Już nigdy cię nie opuszczę, przysięgam — zapewniłam go. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

Callum uśmiechnął się i sam zaczął płakać. Przeniósł ręce na moje policzki, zaczynając badać moją twarz. Sama także przejechałam delikatnie palcami po jego prawym policzku, wyczuwając pod opuszkami lekki zarost. Znałam jego rysy, nie raz odtwarzałam je w pamięci. Wtedy wydawały się rozmazywać, nie tworząc odpowiedniej całości. Teraz jednak stały się bardziej rzeczywiste niż kiedykolwiek.

Przede mną stał Cal, mój brat — z krwi i kości. Najprawdziwszy i żywi jak nigdy. Nie mogłam w to uwierzyć. Bałam się, że jeżeli tylko zamknę na moment oczy, on zniknie, będąc jedynie wytworem mojej wyobraźni. Ale nie, tak się nie mogło stać. Czułam go i byłam pewna, że nie był wytworem mojej wyobraźni.

— Nie znikaj — szepnęłam.

— Nie zamierzam.

Uśmiechnęłam się i był to uśmiech pełen ulgi. Nareszcie wszystko ułożyło się tak, jak trzeba.

— Ostatnio, kiedy cię widziałem, nie miałaś zębów z przodu — powiedział, na co parsknęłam cicho.

Znowu mnie przytulił, a ja wsłuchałam się w bicie jego serca. Byłam w domu. Z jedyną bliską, żyjącą osobą, którą myślałam spotkać dopiero po śmierci. Nie mogłam czuć się lepiej.

Nie wiedziałam, jak długo staliśmy razem, wtuleni w siebie. W pewnym momencie ktoś chrząknął. Zapewne był to Henri. Chłopak zdawał się mnie nie lubić. Tylko on mógł zepsuć tak ważną chwilę. To wystarczyło, żebym lekko zarumieniona oderwała się od brata.

Rozejrzałam się dookoła. W dalszym ciągu znajdowałam się w bibliotece. Do tej pory wszystko wydawało się snem, lecz teraz byłam w pełni przekonana, że to rzeczywistość. Otrząsnęłam się i otarłam resztki łez z twarzy.

— Nareszcie — powiedział John z uśmiechem — rodzina w komplecie.

— Tak — potwierdziłam, zerkając na brata.

— Ale tym razem się nie rozstaniemy — dodał Callum, jakby składał mi obietnicę.

— Nigdy.

Czułam na sobie spojrzenie Abby. Dziewczyna nie ukrywała zdumienia, jak i radości. Taka właśnie była — cieszyła się moim szczęściem. Kochałam ją, jak siostrę i cieszyłam się, że była częścią mojego życia.

Wilczyca Początek✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz