Rozdział 47

2.7K 194 36
                                    

Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, nie wierząc w to, co widziałam przed sobą. Zaskoczona, cofnęłam się i odruchowo sięgnęłam po sztylet, ale spostrzegłam, że go nie mam. Musiał zostać w pokoju przy łóżku. Przeklęłam siebie i swoją głupotę. Byłam tak zaaferowana snem i postacią w pokoju, że nie pomyślałam o zabraniu broni.

— Prześladowca — powtórzyłam, przełykając głośno ślinę.

— Tak naprawdę mam na imię Drake — powiedział demon, ściągając z głowy kaptur, ukazując swoją twarz.

Zmarszczyłam brwi, dokładnie lustrując go wzrokiem. Kiedy widziałam go ostatni raz, jego włosy były rude, oczy przekrwione, a skóra miała szarą barwę z widocznymi czarnymi żyłkami. Teraz chłopak miał ciemnokasztanowe loki na głowie i łagodne, jasne oczy, pozbawione blasku rządzy zabicia mnie. W dodatku jego skóra przybrała barwę bardziej... ludzką. Nawet jego ubrania wyglądały na niedawno kupione, dzięki czemu wyglądał dość porządnie.

To była niezła odmiana. Niby wiedziałam, kim był, ale miałam wrażenie, że widzę go po raz pierwszy, jakby w nowym świetle.

— Drake — wypowiedziałam jego imię, testując jego brzmienie.

— Możesz mnie też kojarzyć jako Anonima albo D.

Otworzyłam szeroko oczy, pojmując w czym rzeczy.

— To byłeś ty?! — wykrzyknęłam z niedowierzaniem. — Przez ten cały czas pomagałeś nam i dawałeś wskazówki? Ale... dlaczego? Jesteś demonem, naszym wrogiem. Niby czemu miałbyś nam chcieć pomagać?

Chłopak uśmiechnął się smutno pod nosem. Włożył ręce do kieszeni bluzy i zakołysał się na piętach.

— Pewnie będzie ci trudno uwierzyć, ale nie jestem taki jak reszta z mojej rasy. Mam... sumienie, jak to nazywacie. Od zawsze uważałem, że postępowanie demonów jest złe. Nie miałem jednak wystarczająco dużo odwagi, żeby sprzeciwić się władcy. Postanowiłem udawać posłusznego, jednocześnie potajemnie udzielać ci pomocy i naprowadzać na odpowiednie tropy.

— Masz rację — przyznałam. — Ciężko mi w to uwierzyć. Ale patrząc na to, co dla nas zrobiłeś... Mogę mieć podejrzenia, że mówisz prawdę.

Drake wolno pokiwał głową, myśląc nad czymś. W końcu podniósł na mnie wzrok i spojrzał prosto w moje oczy.

— Nie winię cię za to, że mi nie ufasz. Masz do tego pełne prawo. W końcu zrobiłem więcej złego niż dobrego.

Westchnęłam, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Jak niby miałam rozmawiać z demonem? A może raczej byłym demonem. Nawet nie wiedziałam, kim tak naprawdę jest. Nie miałam do niego pełnego zaufania, wciąż byliśmy wrogami. Byłam zdziwiona tym, że nam pomagał i to nie raz, ale to nie mogło zamydlić mi oczu. To mógłby być podstęp, abym myślała, że można na nim polegać.

Albo za dużo czasu spędzałam z Henrim, albo sama nabawiłam się nieufności. W tej sytuacji jednak nie było to takie złe.

— Słuchaj, Drake, to kiepskie miejsce i czas na rozmowy. Moi przyjaciele mogą nas usłyszeć. Nie wiem, czy będę tak wyrozumiali, jak ja. Powiedz mi, co to robisz i odejdź póki masz czas — poprosiłam go.

Pokiwał głową, zgadzając się z moimi słowami. Gdyby na moim miejscu był teraz Henri, z pewnością już dawno rzuciłby się na demona z bronią. Ja jej nie miałam i nie chciałam go zabijać, dopóki miałam chociaż cień nadziei, że jego pomoc jest cokolwiek warta. Mogłam mieć nadzieję, że skoro pomógł nam wcześniej, teraz też to zrobi i to bez szkody dla nas.

— Przyszedłem tutaj żeby powiedzieć ci, gdzie znajdziesz siedzibę demonów — oświadczył.

Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona jego słowami.

Wilczyca Początek✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz