Rozdział 1

13.6K 647 44
                                    

Biegłam przez las.

Nie, ja uciekałam, ale nie wiedziałam przed kim. Było ciemno i nie byłam w stanie nic dostrzec. Słyszałam pękające pod moimi nogami suche gałązki i szelest liści. Co jakiś czas potykałam się o wystające korzenie albo wpadałam na drzewa, które nagle wyrastały przede mną. Pojawiały się znikąd, jakby zostały wyczarowane i jeszcze szybciej znikały, kiedy przebiegałam koło nich.

Nagle usłyszałam ciężkie, miarowe uderzanie w ziemię. Przeszedł mnie dreszcz, a moje serce zabiło mocniej. Odwróciłam się, ale otaczała mnie ciemność. Wytężyłam wzrok, starając się dostrzec cokolwiek w otaczającym mnie mroku, ale nic nie zobaczyłam. Wywołało to u mnie jeszcze większe przerażenie. Gdyby było jaśniej, wiedziałabym, co mnie goni. Chociaż nie byłam pewna, czy chciałam to wiedzieć. Czasami warto było żyć w niewiedzy.

Ponowiłam bieg, starając się przyśpieszyć jak najbardziej. Czułam, że powoli opadałam z sił, ale nie zatrzymałam się ani razu, aby złapać oddech, chociaż płuca paliły mnie niemiłosiernie. Bałam się tego, co pędziło za mną, a jeszcze bardziej bałam się, że mnie dogoni.

Niespodziewanie oślepił mnie blask księżyca w pełni, który przebił się przez gałęzie drzew, oświetlając przede mną ścieżkę, jakby czekał, aż nią pobiegnę. Nie wahałam się ani chwili.

I wtedy to poczułam. Cuchnący śmiercią, gorący oddech na mojej szyi. Próbowałam biec dalej, ale coś mnie złapało i przytrzymało w miejscu. W następnej chwili ostre pazury wbiły się w moje plecy.

Krzyknęłam ile sił w płucach, ale wiatr zagłuszył moje wołanie.

Szamotałam się i wyrywałam, chociaż brakowało mi do tego energii, którą zużyłam na ucieczkę. Nic to nie dało. To, co mnie goniło, miało mocny uścisk i ani myślało mnie puścić. Zamiast tego wzbiło się w powietrze, wznosząc mnie ponad korony drzew, aż wszystko zamazało mi się przed oczami, a żołądek wywinął fikołka.

Pod sobą widziałam jedynie czarną plamę nicości, która otaczała mnie ze wszystkich stron. Nie chciałam spaść prosto w jej czeluści, a jednocześnie bałam się mojego oprawcy, który zawisł w powietrzu.

Poczułam jego żrący oddech na uchu. Zacisnęłam powieki, bojąc się tego, co miało nastąpić.

— Już pora poznać prawdę. Czas się obudzić — zasyczał, po czym mnie puścił.

Krzyknęłam, spadając w przepaść.

###

Usiadłam gwałtownie na łóżku, łapiąc się za galopujące w piersi serce. Oddech uwiązł mi w gardle i nie potrafiłam nabrać powietrza do płuc. Chwilę trwało, zanim panika, jaka zawładnęła moim ciałem, minęła, a ja mogłam spokojnie odetchnąć. Wzięłam jeszcze kilka uspakajających oddechów, zanim ponownie położyłam się na materacu.

Sen, z którego właśnie się wybudziłam, powtórzył się już któryś raz. W ciągu paru ostatnich nocy pojawiał się i prawie za każdym razem wyglądał tak samo — biegłam przez las, uciekając przed czymś, co mnie goniło. Zwykle kończył się na tym, że wpadałam na jedno z wielu drzew i budziłam się z mocno bijącym sercem, ale dzisiaj koszmar trwał dalej. Prawie zobaczyłam twarz prześladowcy. W dodatku ten jego drażniący swąd i jego słowa. Coś o poznaniu prawdy?

Przyłożyłam rękę do czoła, żeby się upewnić, czy aby przypadkiem nie miałam gorączki. Codziennie, noc w noc, nękały mnie koszmary, ale nasilały się, kiedy księżyc zbliżał się do pełni. Byłam tym sfrustrowana i nawet starałam się temu przeciwdziałać, pijąc herbaty na uspokojenie lub biorąc tabletki nasenne. Ani to, ani to nie pomagało. Sny nie znikały. W końcu sobie odpuściłam i pogodziłam się z ich obecnością.

Wilczyca Początek✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz