Rozdział 6

88 5 2
                                    


- Skąd ten pomysł?!- wrzeszczę na cały dom

-Lali, jesteś zagubiona...te ciągłe twoje wybryki...po prostu nie daje rady. U sióstr zakonnych będzie ci lepiej...

- Nie zgadzam się! Nigdzie nie jadę!

- Ty tu nie masz się co zgadzać. Ja cię nie pytam tylko informuje. Idź na górę się pakować, jutro o 8.00 wyjeżdżamy.- Mówi zaskakująco spokojnie

- Mamo! Ja i kościół? To się nie mieści w głowie. Pffff....Ostatni raz w kościele byłam na pierwszą komunię, gdy miałam  8 lat.  To absurd...

- Nie dyskutuj!- tym razem jej ton jest już łagodniejszy-  Jesteśmy wierzącymi ludźmi...

- ale nie praktykującymi- dodaję ironicznie

Matka wstaje ze stołu i przechodzi do salonu. Ja nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać...chociaż może zmiana miejsca dobrze by mi zrobiła szczególnie w tym momencie... ? Nie wiem sama...lecz nie chcę teraz o tym myśleć. Teraz to nie jest mi na rękę. Mam tu wszystko...Blance, znajomych i w ogóle. A właśnie! Blanca! Kompletnie o niej zapomniałam! Już chcę wyciągnąć telefon, alby do niej zadzwonić, ale przypominam sobie, że go zgubiłam... 

Matka myśląc, że rozmowa się skończyła włącza telewizor. O nie! Ja tego tak nie zostawię! Biegnę do niej i jeszcze raz próbuję nawiązać rozmowę. Tym razem delikatniej i ostrożniej.

- Nie rozumiesz...Będę się tam źle czuła. Nie pasuję do tamtego stylu życia.- przeciągam każde słowo tak, aby wszystko dokładnie przeanalizowała.- Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz się modliłam, nie wiem jak to się w ogóle robi.

- Nauczysz się. A po za tym mieszkają tam bardzo miłe siostry, z pewnością je polubisz, mogą cię wiele nauczyć. A  księża, to wspaniali  ludzie, wspierają fundację dzieci z sierocińca. Są tacy dobroczynni. Może w końcu zmądrzejesz.- odpowiada z lekkim  uśmieszkiem.- Nie chcę słyszeć głosów sprzeciwu, już podjęłam decyzję.

Nienawidzę tego jaka teraz jest. Niby dobra a tak naprawdę złośliwa. Chce mi uprzykrzyć życie. Nienawidzę jej za to! Przez dłuższą chwilę milczę. 

- Jak zawsze- mówię w końcu smutnym i gnębiącym głosem.

Ja w katolickiej szkole z internatem? O mój Boże! Gorzej być nie może. Matka odwraca głowę i przełącza kanał. Rzucam jej obojętne spojrzenie i wracam na do swojego pokoju. Gdy wchodzę po schodach analizuję wszystkie zalety i wady tego pomysłu.

- Tylko spakuj wszystko- słyszę głos matki dobiegający z dołu. 

Nic nie odpowiadam, udaję że nie słyszałam. Kładę się na łóżko i włączam muzykę. Zamykam oczy...Bo gdyby się tak lepiej zastanowić to wcale to nie był głupi pomysł. Lekkomyślny, ale nie głupi- myślę sobie głośno. Może rozłąka z matką dobrze mi zrobi? Ale jest to katolicka szkoła. Ja w takiej szkole? No cóż...Nie jestem zbyt wierząca i nie będę wiedziała jak się zachowywać. Ten dzień jest dziwny, nawet bardzo dziwny. Mam go dosyć! Niech się już skończy! Patrzę na zegarek, jest dopiero 16.00. O nieeee....Nagle przypominam sobie, że muszę się spakować. Co mogłabym wziąć do klasztoru. Hmmm szminka, tusz do rzęs i puder pewnie się nie przydadzą, lecz ja i tak wolę je mieć przy sobie. Są nieodłączną częścią mnie. Zastanawiam się nad sukienkami i ostatecznie biorę wszystkie. Nie potrafię wybrać. Każda jest piękna i ma coś w sobie. Co do spódniczek, rezygnuję z nich. Już mi się nie podobają, są takie wyuzdane. Sięgam do szafy po jeszcze jeden sweter i moją uwagę przykuwa bluzka z wczorajszej okropnej nocy. Na samą myśl robi mi się słabo. Wspomnienia nie dają mi spokoju. Ten mężczyzna...-Lali, stop! Weź się w garść!- krzyczę na siebie. Było minęło. Musze o tym zapomnieć! Ale chyba nie potrafię...Zauważam łzę na swoim policzku i od razu ją wycieram. Nie chciałabym, aby mama zobaczyła mnie w takim stanie. Ja przecież nigdy nie płaczę. Zauważam czarną plamę pod powieką. Rozmazałam się. Robię sobie nowy makijaż i poprawiam włosy. Po pół godzinach pakowania zasnęłam. 

Obudził mnie głośny głos matki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Obudził mnie głośny głos matki.

- Wstawaj, za 20 minut wyjeżdżamy. Zrobiłam ci śniadanie.

- Nie jestem głodna.- burczę nie patrząc jej w oczy.

- Przynajmniej zejdź na dół pożegnać się z Blancą. Czeka na ciebie.

Co? Blanka? Na te słowa, biegnę szybko po schodach.

- Blanca!- wykrzykuję i ściskam ją mocno. Stęskniłam się za nią.

- Hej kochana!- odwzajemniła uścisk.

Od momentu, kiedy wyszłyśmy z Blancą na dwór w trakcie imprezy nie widziałyśmy się.

- Nie wiem czy już wiesz to od mojej matki, ale za dokładnie 15 minut wyjeżdżam!- Robię smutną minę.

- Słyszałam. To smutne...., że musimy się rozstawać na tak długo. I co ja bez ciebie zrobię Lali?

- Będziesz mnie odwiedzać... to tylko około 300 km od Rosario. - Oboje wybuchamy śmiechem.

- Jasneee. A tak po za tym to możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewałaś po imprezie? Bo  wszędzie cię szukałam. Weszłam na chwilkę do środka, a gdy wróciłam ciebie już nie było.- Zapytała łapiąc mnie za ramiona.

- Hmmm ja? byłam...w...no ten...robiłam...- Nie wiedziałam co mam powiedzieć, nie mogłam przecież powiedzieć jej prawdy.- Podszedł do mnie pewien przystojniak i zaprosił mnie do pokoju, nie mogłam odmówić.- wymyślam na szybko.

- Ulalala. Czy wy to...no wiesz..?- patrzyła na mnie z zaciekawieniem.

- Nie! No coś ty! tylko się całowaliśmy. Resztę wieczoru przegadaliśmy i tyle.

Rozmawiałam z Blancą jeszcze przez kilka minut. Opowiedziałam jej o tym co wydarzyło się z matką, i o tym co myślę o nowej szkole w Buenos Aires. Ona również myśli, że to totalna porażka. Ooo i co najważniejsze oddała mi mój telefon, który jak się dowiedziałam zostawiłam w jej torebce. Ulżyło mi...

- Lalita! Musimy już wychodzić!- krzyknęła matka z salonu.

- Dobra już idę! Wyluzuj.- Odpowiedziałam matce . - Kocham cię, będę za tobą tęsknić- zwróciłam się do Blanci i mocno ją przytuliłam.

- Też cię Kocham....-  Mówi ze łzami w oczach.



LALITAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz