Rozdział 12

89 4 2
                                    

Siedzę teraz w swoim pokoju i rozmyślam. Przypominam sobie całe popołudnie i rozmowę z Tobiasem. Pamiętam jak wyjaśniałam mu, że to był tylko pierwszy i ostatni raz kiedy się upiłam. -Skłamałam. - myślę sobie. Nie wiem czemu, ale bardzo zależy mi na opinii księdza. Co się ze mną dzieję?! Gdzie pojawiła się ta surowa, bezwzględna, zbuntowana Lali? Boże...już jej nie ma. Muszę nabrać trochę dystansu do tego wszystkiego. Do Tobiasa. Jestem zmęczon. Czuję, że to będzie długa noc. Postanawiam szybko zasnąć. 

Kiedy się budzę jest 7.50. Kurczę, zaspałam. Szybko ubieram jeansy i sweter. W pośpiechu biegnę na dół do mojej klasy. Na korytarzu spotykam Hugo. Od razu mnie rozpoznaje i mówi - Cześć piękna!

- Cześć. Nie wiem czy zauważyłeś, ale się śpieszę i nie mogę gadać.

- Ale ja tylko chciałem...

Nie pozwoliłam mu dokończyc, w biegu popędziłam do klasy. 

Pani jak zwykle przyszła wczesniej. Przerabiała lekturę, której oczywiście nie przeczytałam.

- Panno Torres zapraszam do tablicy- powiedziała głośno pani Pierre.

Szłam nierównym krokiem. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nie wiedziałam co się dzieję. Moja głowa z każdą sekundą stawała się coraz cięższa. Miałam ochotę zwymiotować. Moje nogi były miekkie i słabe. W tym momencie urwał mi się film.



Obudziłam się w szpitalu z kroplówką. Boli mnie głowa. Leżę i patrzę się w sufit pokoju szpitalnego. Jak to się stało, przecież jeszcze wczoraj było wszystko dobrze. Nie wiem czemu, ale teraz strasznie pragnę rozmowy z kimś bliskim.

Słyszę otwierające się dzwi. To Tobias. Wspaniale. Chodziło mi właśnie o niego. 

- Jak się czujesz? wyglądasz bardzo blado.- mówi

- W porządku. Najgorsze już za mną.- Odpowiadam, a potem dodaję.-  Wie ksiądz co mi jest?

- Tak, ale to nic poważnego. To anemia.

Przez moment się przestraszyłam. Miałam ochotę się rozpłakać i wykrzyczeć, natomiast potem doszłam do wniosku, że to naprawdę nic poważnego. Tobias ma rację. To nie jest smiertelna choroba, od tego się nie umiera. Postanawiam, że zachowam spokój i nie będę się zachowywać jak dziecko.

- Oh, a już się bałam, że to rak czy coś innego. Kamień spadł mi z serca.- odpowiedziałam

- Ale musisz leżeć i odpoczywać, Lali. Mam się tobą zaopiekować. Przez tydzień nie będziesz brała udziału w żadnych lekcjach.

-Czuję się już dobrze. Mogę nawet biegać.- mówię mu i wstaję z łóżka 

Tobias widząc to natychmiast interweniuje.

- Lali, lepiej się połóż, musisz być ostrożna. Czuję się za ciebie odpowiedzialny.

Gdy wypowiadał te słowa byłam już na nogach. Chciałam podejść do lustra by zobaczyć jak wyglądam, ale w połowie drogi zrobiło mi się słabo i poczułam wielkie zmęczenie. Tobias miał rację. Mało brakowało a zemdlałabym na podłoge. Ksiądz szybko przybiegł i mnie złapał. Byłam mu wdzięczna, że się o mnie troszczy i martwi . 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Z jego pomocą położyłam się ponownie na łóżko. Trzymał mnie cały czas za rękę. Po chwili chciał ją zabrać, ale mu zabroniłam...potrzebowałam teraz dotyku jego dłoni. W tym czasie miałam dziwne myśli, które chciałam odgonić....wyobraziłam sobie siebie dotykającą jego nagiej skóry. To grzech- pomyślałam, lecz nic nie mogłam z tym zrobić. Jak na niego patrzę....dość! Lali przestań! To jest ksiądz, a ty jesteś uczennicą w klasztorze, który on prowadzi. A po za tym jest od ciebie 10 lat starszy.- pomyślałam cicho. 



Tobias

Martwię się o Lali. Jest taka biedna i zatroskana. Gdy spała patrzyłem się na nią. Leżała tak słodko i niewinnie. W ogóle nie przypominała zbuntowanej dziewczyny. Nigdy w ten sposób nie troszczyłem się o chorą uczennice. Dlaczego teraz jest inaczej? Nie wiem co mam robić. Jechać do klasztoru czy zostać. Powinniem już wyjechać, ale nie mogę jej zostawić. Potrzebują mnie, lecz nie potrafię o niej zapomnieć. Ona jest, również bardzo ważna. Ona mnie bardziej potrzebuje. Jestem księdzem. Powinniem posłusznie wykonywać swoje obowiązki i być oddany Bogu. Zastanawiam się chwilę. Już chcę wstać, aby wyjść, lecz jakaś siła ciągnie mnie w stronę pokoju Lali. Postanawiam zostać. Zaopiekuję się nią, gdyby w razie nikogo innego nie było.- usprawiedliwiam się. Muszę zadzwonić do siostry przełożonej, że dzisiaj nie pojawię się w kalsztorze. Biorę telefon i szybko wykręcam numer. Po rozmowie poczułem ulgę. Usiadłem na krześle na korytarzu i czekałem. Zasnąłem. Gdy się obudziłem była już północ. Ocknąłem się i zerknąłem do pokoju Lali. Nie spała. Przecież była taka zmęczona i osłabiona. Chyba mnie zauważyła. Spojrzała się na mnie i lekko uśmiechnęła. Jej uśmiech jest wyjątkowy.

- Proszę wejść, Ojcze Tobiasie. I tak nie potrafię zasnąć.- wydusiła z siebie 

- Powinnaś się przespać, wyglądasz bardzo źle- powiedziałem

- Co? Bardzo źle? O boże...Muszę się przejrzeć! Pewnie mam rozczochrane włosy i...

- Nie to miałem na myśli. Jesteś piękna, tylko przemęczona. Masz bladą twarz.

Starsznie się przejęła moimi słowami. Gdy się denerwuje, wygląda jeszcze bardziej słodko. Lubię w niej tą cechę. Nagle ustała cisza. Wpatrywała się we mnie nieśmiało. Ja też na nią patrzyłem. Ma takie czerwone usta...Po chwili zorientowałem się co powiedziałem i szybko odepchnąłem tą myśl ze swojej głowy. Jestem kapłanem i nie powinienem tego mówić. Biorę się w garść. Już miałem zamiar coś powiedzieć, ale ona położyła swoją rękę na mojej. Poczułem ciepło na sercu. Miała zimne dłonie. Wiele kobiet dotykało mnie w ten sposób, ale nigdy nie czułem się tak jak dziś. Nie pozwalam sobie na to. Zsuwam jej dłoń z mojej i chowam rękę w kieszeń. 

- Muszę już iść. Szybko wracaj do zdrowia. Szczęść Boże. - burknąłem na pożegnanie i wyszłem

Kiedy patrzyłem na jej smutną twarz, miałem ochotę wrócić, ale było już za późno. Żałowałem tego, że nie zostałem przy niej na noc...







Jak wrażenia? <3 <3 :) 

LALITAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz