Rozdział 13

81 3 2
                                    

Budzę się o 10:00 rano w swoim łóżku w klasztorze. Wczoraj wróciłam ze szpitala. Już lepiej się czuję, chociaż nadal odczuwam bóle głowy. Jest wtorek, ale do końca tygodnia jestem zwolniona ze wszystkich zajęć i nie muszę odrabiać żadnych prac domowych. I dobrze, nienawidzę lekcji, ale jestem trochę przerażona tym, co ja bedę robiła w tym czasie...nie mogę wychodzić z klasztoru. Kilka minut później ubrałam się i wyszłam na śniadanie. Oczywiście jadalnia była pusta, oprócz schowanego za lodówką księdza Pablo, który podjadał ciasto z lodówki...był prawdziwym łakomczuchem, co było widać pojego tuszy. Zastanawiałam się tylko dlaczego tak rzadko go widuje, przecież on tu mieszka...

Podeszłam do księdza bliżej i kaszlnęłam, żeby mnie zauważył.

- Ooo panienko, jak mnie przestraszyłaś- wydusił z siebie zaskoczony z kawałkiem czekolady w ręce

- przepraszam, ja tylko przyszłam na śniadanie, ale widzę, że już chyba trochę za późno- obejrzałam się dookoła...nie było nic do jedzenia na stołach.

- Aaa to ty jestes tą ze szpitala.- wsadził z powrotem czekoladę do lodówki i zamknął ją...zrobił krok w moją stronę i odwrócił się.

-Tak to ja.- wymamrotałam w podłogę.

- Ja już idę, bo muszę napisać kazanie na mszę.- szedł, ale ja go zatrzymałam.

- przepraszam...a nie wie ksiądz, gdzie jest ksiadz Tobias? Muszę mu podziękować.

-Nie wiem, nie widziałem się z nim od wczoraj, ale z tego co mi wiadomo to przygotowuję się do koncertu.

- jakiego koncertu?- spytałam robiąc sobie herbatę.

- charytatywny...co roku zbieramy pieniądze na biedne dzieci, które nie mają rodziny..i co roku ksiądz Tobias śpiewa dla nich piosenkę.

- Rozumiem, dziękuję.- powiedziałam, a on odszedł.

Tobias śpiewa??? nie wiedziałam, że on umie śpiewać...Boże...ten ksiądz jest idealny... Jeszcze przez chwilę rozmyślałam o nim, o jego pięknych oczach...wyobrażałam sobie jak śpiewa, prawie się rozmarzyłam...az nagle usłyszałam cichy śmiech dobiegający z wejścia.

- Dzień dobry.- wykrzyknął i szeroko się uśmiechnął, a potem jeszcze dodał- i smacznego- przyglądał się moim okruchom na talerzu.

- dzień dobry Tobiasie, pfff znaczy szczęść Boże Ojcze Tobiasie, bardzo przepraszam- szybko ugryzłam się w język i przeprosiłam.

- nic nie szkodzi, Lali- uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

- dziękuję- podniosłam talerz z okruszkami i odwzajemniłam uśmiech, nawet jak nie miałam nastroju.

- to twoje śniadanie??- spytał zdezorientowany

- Tak, bo nic innego nie znalazłam, a nic nie chciało mi się robić i przygotowywać.- oparłam rękę o swoję czoło i zrobiłam bezradną minę.

- O nieee, masz być pełna sił i masz wyzdrowieć, więc zaczekaj zaraz ci zrobię jajecznicę.- podniósł się i zaczął szukać patelni.

- nie trzeba, nie rób sobie kłopotu, pewnie i tak jesteś bardzo zajęty- podeszłam do niego i próbowałam zabrać mu patelnię.

- Przestań, musisz zjeść porządne śniadanie, a reszta obowiązków może poczekać.- położył patelnie na gazie i podszedł do lodówki po jajka.

- Czyżby? A koncert charytatywny, może poczekać? Pewnie jeszcze jest dużo do zrobienia - powiedziałam patrząc się na niego.

- Skąd wiesz o koncercie?- spytał nie odrywając wzroku od patelni

- Od księdza Pablo, spotkałam go wcześniej w jadalni.

- Pewnie opychał się słodyczami?- spojrzał na mnie z rozbawieniem

- Tak- wydusiłam i oboje zaczęliśmy się śmiać jak dzieci. Patrzyłam na księdza i widziałam w nim naprawdę wspaniałego i dobrodusznego człowieka, który w całości jest gotowy oddać się Bogu. Uwielbiałam z nim rozmawiać, śmiać się...najbardziej podobało mi się to że nie przypomina większości sztywnych księży ciągle się modlących... tylko męźczyznę, który jest spragniony nowych wrażeń. Wiem, że ma on prawdziwe powołanie, ale nie wiem czy napewno powinien zostać księdzem...za bardzo go lubię, żeby go stracić, chcę spędzać z nim czas, bo jest on jedną z niewielu osób , z którymi świetnie się dogaduję i mnie rozumię. Gdy przyjechałam do klasztoru bałam się, że nie będe miała nikogo z kim będę rozmawiała. Nie chciałam tu przyjeżdzać, jeszcze po tym traumatycznym dla mnie wydarzeniu, które pozostawie we mnie na zawsze...nadal wieczorami mam przed oczami widok tego męźczyzny, ale przy nim to co innego.

- Gdy mamy ksiądza Pablo, to lodówka nigdy nie będzie pełna- nadal się śmialiśmy, a po chwili Tobias zaprosił mnie gestem do stołu, włożył mi jajecznicę na talerz i usiadł obok mnie. Troche czułam się skrępowana, ale cieszyłam się, że został ze mną i dotrzymuje mi towarzystwa.

- to kiedy będzie ten koncert?- przerwałam ciszę.

- Jutro.- wyszeptał, tak, że ja ledwo usłyszałam, tak jakby chciał to ukryć.

- Dlaczego mówisz szeptem?

- Bo nikt inny oprócz nas księży i zakonnic nie wiem o tym kiedy to będzie.- znów wyszeptał

- A ci inni to pewnie uczniowie? - spytałam i przerwałam jedzenie

- Tak, nie chcę, aby się dowiedzieli, że to jutro, ponieważ co roku zapraszaliśmy uczniów i to się nie kończyło dobrze....wystepowały różne nie fajne psikusy, wredne żarty w strone tych dzieci, wiesz jacy są w naszej klasie nieobliczalna młodzież, a ja chcę, żeby wszystko poszło po naszej mysli, bez niespodzianek.

- Czuję się wyróżniona, że mi powiedziałeś- spojrzałam się mu w oczy i położyłam rękę na jego ramieniu.

- Yhy, jesteś tu nowa i nie wydajesz mi się osobą, która chciałaby sensacji kosztem dziecka, a po za tym jesteś chora i tak byś nie mogła przyjść.

- Nie jestem już chora, czuję się świetnie i proszę niech mi ksiądz pozwoli pójść, obiecuję, że bedę zachowywała się wzorowo.

- Bardzo bym chciał, ale niestety nie możesz iść. Bardzo mi przykro- wstał i założył rękę na rękę.

- Proszę cię.- również wstałam

- Przykro mi, musisz odpoczywać!- powiedział i zrobił gest, żebysmy skończyli temat.

- No dobrze.- usiadłam ponownie na krzesło, ponieważ troche zakęciło mi sięw głowie.

- Dziękuję- zrobił to samo

- Słyszałam, że będzie ksiądz śpiewał.- kontynuowałam i przegryzłam dolna wargę,

- Tak, ale nie wiem czy to wypali....Zaraz bedę musiał iść ćwiczyć, bo nie opanowałem jeszcze całego tekstu.

- Dobrze, i tak ksiądz poświęcił mi dużo czasu. Dziekuję! - szczerze się uśmiechnęłam i wstałam, aby włożyć pusty talerz do zmywarki.- Jeszcze raz dziekuję za śniadanie.

- Nie ma za co. A powiedz mi czy wszystko w porządku? Głowa cię juz nie boli?- powiedział z zatroskaną miną.

- Już wszystko okey, prosze się nie martwić- skłamałam. Denerwuje mnie strasznie ten oficjalny zwrot i wiem, że jego też. Po chwili kierowałam się do wyjścia, ale Tobias mnie zatrzymał.

- Jak chcesz, Lali to możesz mi towarzyszyć na próbie i oczywiście dać mi kilka wskazówek co do śpiewania, bo nie ukrywajmy, że masz niebiański głos- powiedział to trzymając moja rekę w swojej. Bardzo się ucieszyłam na ta propozycję, bo i tak nie mam co robić, ale co najważniejsze usłyszę jego głos, głos cudownego Tobiasa.

- Z przyjemnoścą- powiedziałam i we dwoje szliśmy w kierunku sali muzycznej.  

LALITAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz