#1 "Kocham zachody słońca"

350 46 13
                                    

Docieram na miejsce w samą porę. Siadam na chłodnym piasku i patrzę jak słońce leniwie wynurza się zza horyzontu rozpoczynając nowy dzień. Mogłabym tak patrzeć na to godzinami. 

- Wiedziałem, że cię tu znajdę - słyszę czyjś głos.

Odwracam się gwałtownie i spostrzegam Noah. Uśmiecha się do mnie pocieszająco. My po prostu rozumiemy się bez słów. Podchodzi bliżej i siada koło mnie nic nie mówiąc. Spogląda na wschód słońca. Ja robię to samo.

Siedzimy w milczeniu dłuższy czas. Czekamy aż słońce całkowicie wzniesie się ponad horyzont. Kiedy to się dzieje, Noah wreszcie się odzywa.

- Będzie ci tego brakować, prawda? - pyta.

- Tak. Bardzo. Kocham patrzeć na wschody słońca - odpowiadam spoglądając w jego zielone oczy.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi - spuszczam wzrok i zaczynam nerwowo przebierać palcami.

- Wiem, wiem. Ale chyba już się z tym pogodziłam, wiesz? Jesteś dla mnie bardzo ważny Noah, ale to dla mnie ogromna szansa - mówię nadal na niego nie spoglądając.

- Zaczynasz gadać jak twoi starzy - obrusza się. - Nie wierzę, że dałaś sobie wmówić te bzdury!

Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Doskonale wiem o czym mówi. Kogo ja próbuję oszukać? Jakiś czas temu Noah wyznał mi, że chciałby być dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem.Wciąż pamiętam dokładnie każde słowo, które wtedy do mnie wypowiedział.

- Kocham cię Ann, ale... inaczej niż myślisz - powiedział spoglądając na horyzont.

- Jak to? - zmarszczyłam brwi. Nic nie rozumiałam.

- W końcu musiałaś się dowiedzieć. Lepiej teraz niż jak wyjedziesz.

Zaniemówiłam. Noah się we mnie zakochał?! Nie to nie mogła być prawda. Nie chciałam, żeby to była prawda. Zawsze był dla mnie jak brat. Nigdy nie spodziewałam się, że mógłby być kimś więcej niż tylko moim przyjacielem. Przykro było mi to przyznać nawet przed samą sobą, ale nie czułam i nadal nie czuję do niego tego samego i nie zanosi się, że miałoby się coś zmienić.

- Noah, ja...

- Nie, daj spokój - przerwał mi widząc moją dezorientację. - Zapomnijmy o tym. Wygłupiłem się tylko - dokończył kręcąc głową.

- Nie skądże. Nie wygłupiłeś się, tylko że ja...

- Proszę nie kończ - znów mi przerwał. - Odłóżmy tą rozmowę na inny czas.

Skapitulowałam. Może miał rację. To nie był najlepszy czas. Właśnie tamtego dnia dowiedziałam się, że wyjeżdżam z Rhossili i byłam zrozpaczona.

Nagle Noah wyrywa mnie z zamyślenia.

- Hej, przepraszam. Nie płacz, proszę. Nie chciałem cię zranić. Wiem jakie to dla ciebie trudne. 

- Próbowałam z nimi porozmawiać, ale oni nie chcą słyszeć, ani słowa - wybucham płaczem. - Ubzdurali sobie, że tam poślą mnie do doskonałej szkoły, żebym nie miała problemu z dostaniem się na Oxford, Cambridge czy inne gówno - przytulam się do niego.

Noah ściska mnie mocno i całuje w czubek głowy. Cierpliwie czeka aż się uspokoję i dopiero wtedy się odzywa.

- Dobra słuchaj. Nie możesz ciągle użalać się nad sobą. Weź się w garść, dziewczyno! - mówi z udawaną powagą. W końcu nie mogę się powstrzymać i oboje wybuchamy śmiechem. W jednej chwili zapominam o płaczu. Zawsze wie jak mnie pocieszyć. - A tak na poważnie to, nie martw się. Dasz radę. Będziesz przyjeżdżać w każdej wolnej chwili.

Wstaje i podaje mi rękę bym i ja wstała. Wracamy do miasta. Po drodze śmiejemy się i wspominamy nasze wspólne dzieciństwo. Tak bardzo będę za nim tęsknić.

****

TownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz