#10 "Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny"

181 29 18
                                    

Wracamy do domu trzymając się za ręce, ale nie jako zwykli przyjaciele, ale już jako para.

Mam nadzieję, że w naszych relacjach nic się nie zmieni, przez ten fakt.

- To kiedy wracasz do Rhossili? - pytam.

- W piątek.

- Aha - zapada niezręczna cisza.

- Byłaś już w swojej szkole? No wiesz, zorientować się co i jak?

- Nie. Umówiłam się z mamą, że jutro tam pójdziemy.

- Aha - co się z nami dzieje?!

- Słuchaj - zaczynamy w tym samym momencie.

- Proszę ty pierwsza - mówi Noah.

- Nie, ty pierwszy - zaprzeczam.

- OK. Wiesz nie chciałbym, żeby coś się pomiędzy nami zmieniło.

- Ja też tego nie chcę.

Przechodzimy na drugą stronę ulicy. Nagle oślepia mnie błysk samochodowych świateł. Wszystko dzieje się tak szybko. Czuję gwałtowne uderzenie i niewyobrażalny ból. Upadam na ziemię. I jedyne co widzę to czerń. Bezkresna przepaść, która mnie pochłania.

***

Odzyskuję świadomość, ale nadal widzę tylko czerń. Denerwują mnie ciągłe odgłosy, jak z jakiejś aparatury szpitalnej. Zupełnie nic nie pamiętam z ostatniej nocy. W ogóle nic nie pamiętam!

Próbuję podnieść powieki, ale wydają mi się tak ciężkie, że nie starcza mi sił by to zrobić.

- Jak z nią? - pyta się jakaś kobieta. Zdaje się, że to głos, który znam, ale nie potrafię sobie przypomnieć do kogo dokładnie należy.

- Jej stan jest stabilny. Nic nie zagraża już jej życiu. Za to z chłopakiem jest znacznie gorzej. Nie mamy pewności, czy uda nam się uratować jego życie - odpowiada inny kobiecy głos.

Jakiego chłopaka? Co on ma wspólnego ze mną? Chwila. Jestem w szpitalu? Co się dzieje?!

Słyszę jak dźwięk aparatury zaczyna przespieszać rytm.

- Halo? Anno, słyszysz mnie? - czuje jak ktoś kładzie mi coś zimnego na policzku. To chyba czyjaś ręka.

Ponownie staram się unieść powiekę. Teraz z wielkim trudem, ale udaje mi się to zrobić. Mija chwila zanim moje oczy przyzwyczają się do jasności jaka panuje w pokoju.

Przede mną stoi młoda kobieta w białym kitlu. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie.

- Gdzie. Ja. Jestem? - dlaczego z takim trudem przychodzi mi mówienie?!

- Jesteś w szpitalu. Zostałaś tu przywieziona po wypadku. Ciebie i twojego przyjaciela Noah, potrącił samochód - informuje mnie kobieta.

- Noah? Kto to Noah?

- To twój najlepszy przyjaciel - mówi druga kobieta, podchodząc do mnie.

- Kim pani jest? - pytam.

W jej oczach zaczynają zbierać się łzy. Czy powiedziałam coś nie tak?

- Jestem twoją matką - mówi.

Moja matką? Nigdy nie widziałam tej kobiety na oczy. Co się ze mną dzieje?!

- Spokojnie pani Collins. Taki zanik pamięci, może być jedynie chwilowy. Jest spowodowany silnym wstrząsem - pani w białym kitlu zwraca się do kobiety, która twierdzi, że jest moją matką.

Zapłakana kobieta kiwa głową, a druga wychodzi.

- Naprawdę nic nie pamiętasz?

- Co miałabym pamiętać?

- Wczoraj poszliście z Noah do miasta. Mieliście spędzić tam cały dzień i wrócić na kolację do domu. Wiesz kim jest Noah, prawda?

- Nie wiem kim jest Noah. Nie wiem kim pani jest. Proszę mnie zostawić. Głowa mnie bardzo boli. Chcę zostać sama.

- Dobrze - znów zaczyna płakać. - Kocham cię córeczko - wychodzi z sali.

Moje powieki znów stają się ciężkie. Czuję się taka wyczerpana po tej kilku minutowej rozmowie. Zapadam w sen.

***

- Jego stan jest krytyczny. Ma silne wstrząśnienie mózgu i dostał krwotoku wewnętrznego. Cudem udało się go zahamować. Jego stan nadal jest bardzo niestabilny. Należy jak najszybciej zawiadomić jego rodziców - mówi doktor Thomas.

- Tak, już to zrobiłam. Są w drodze, ale miną co najmniej trzy godziny, zanim dotrą tu z Rhossili - odpowiada pani Collins.

Doktor kiwa głową na znak zrozumienia i odchodzi.

Pani Collins przygląda się przez szybę młodemu chłopakowi, który leży na łóżku szpitalnym przypięty do miliona kabli podtrzymujących jego życie.

Ten siedemnastolatek miał przed sobą całe życie, a teraz? Stanie się cud jeśli w ogóle wstanie z tego łóżka. Anna, którą tak kocha, nie pamięta go. Kiedy się obudzi cały jego świat się zawali.

Pani Collins zaczyna płakać. Nad losem swojej córki i jej najlepszego przyjaciela. Przecież są tacy młodzi. Dlaczego musiało się to przytrafić akurat im? Dlaczego znaleźli się, wtedy akurat na tamtej ulicy, gdy pędził nią pijany kierowca. Życie jest takie niesprawiedliwe i okrutne.

Nagle aparatura zaczyna wariować. Po chwili na ekranie monitora aparatury, do której jest podpięty Noah, zamiast nierównych zygzakow pojawia się jedna prosta linia i ten okropny, jednostajny dźwięk.

Wokół łóżka chłopaka zbiera się kilku lekarzy i pielęgniarek. Odpinają z jego piersi elektrody i jeden z nich przystępuje do reanimacji chłopaka.

Ale to na marne. Jego już nie ma. Noah... odszedł.

***
Hej kochani,

Zastanawiam się czy w tym monecie nie skończyć tego opowiadania. Co wy na to? Bo szczerze to to opowiadanie, nie wyszło tak jak planowałam. Nie jest tak dobre jak oczekiwałam. Wyszła z tego jakaś "sieczka". Takie mam wrażenie. Powiedzcie co myślicie.

Planuje jeszcze epilog. A później ruszam z nowymi pomysłami i nowym opowiadanie. Już bardziej przemyślanym (przynajmniej taką mam nadzieję :P) xD.

Dziękuję Wam za ponad 1000 wyświetleń opowiadania i 250 gwiazdek, no i tyle miłych komentarzy. To wiele dla mnie znaczy :*

Kocham Was ❤

Amy

TownOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz