- Anno, wstawaj. Chyba nie chcesz się spóźnić w twoim pierwszym dniu w nowej szkole? - mówi mama, gdy przekracza próg mojego pokoju.
- Już wstaję.
Co z tego, że niedawno zaczął się drugi semestr. Annę Collins nie obowiązują takiego reguły. Przez ostatnie pół roku przechodziłam intensywne rehabilitacje by teraz wejść do szkoły na własnych nogach. Ale po co to wszystko? Przez to co się stało w ostatnim czasie popadłam w depresję, biorę psychotropy i mam za sobą kilka prób samobójczych. Jestem żałosna. Jedno słowo, a tak doskonale opisuje wszystko czym jestem.
Podnoszę się powoli z pozycji leżącej i ostrożnie dotykam gołymi stopami zimnej podłogi. Podtrzymuję się na rękach i powoli unoszę do góry. Stawiam pierwsze kroki. Nie jest tak źle. Okazuje się, że jeszcze tak do końca nie zapomniałam jak się chodzi.
Podchodzę powoli do szafy nadal uważając by się nie przewrócić i wyjmuję z niej mój nowy, szkolny mundurek.
Cholernie boję się iść do szkoły. Wzdycham ciężko i idę do łazienki, gdzie myję się i przebieram w mundurek.
Wracam do swojego pokoju by zabrać stamtąd torbę z książkami, a następnie schodzę na dół do kuchni. Mama czeka już ze śniadaniem. Przy stole zastaję tatę i Leona, którzy zajadają się jajecznicą. Zajmuje miejsce obok mojego brata, a mama stawia przede mną talerz z jedzeniem. Spoglądam na śniadanie, ale na samą myśl, że miałabym wziąć cokolwiek do ust przyprawia mnie o mdłości.
- Czemu nie jesz? - pyta mama.
- Przepraszam, ale nie dam rady.
- Masz może ochotę na coś innego?
Kręcę głową.
- Hej, nie stresuj się tak - przytula mnie na pocieszenie.
- Jak mam się nie stresować?
- Wiem, że to trudne, ale postaraj się o tym nie myśleć, wtedy napewno będzie ci łatwiej, hm?
Przytakuję i uśmiecham się do niej blado.
- Nie martw się Aniu. Ja tez się bałem jak miałem iść pierwszy raz do przedszkola. Ale okazało się super! Poznałem wielu nowych kolegów. Może ty tez poznasz - taa jedyne czego mi trzeba to poznawanie nowych kolegów. Dzięki braciszku!
Wymuszam uśmiech i mierzwię włosy Leona.
Nagle słyszę dźwięk mojego telefonu, który informuje mnie o nadchodzącej wiadomości.
Od Cameron:
"To jak? Gotowa na pierwszy dzień w szkole?"
Do Cameron:
"Nie. Ale nie mam wyjścia jak tylko stawić temu czoła"
Od Cameron:
"Hahaha. Podoba mi się takie podejście. Zaraz będę u ciebie"
Do Cameron:
"Po co?"
Od Cameron:
"Ktoś chyba musi pomoc ci dojść do tej szkoły"
Do Cameron:
"Przecież mogę już sama chodzić"
Od Cameron:
"Zawsze trzeba dmuchać na zimne"
Do Cameron:
"Co??"
Od Cameron
"Nie ważne. Będę u ciebie za 5 minut"Odkładam telefon na stół i biorę łyk koktajlu truskawkowego, który zrobiła dla mnie mama. Mdłości powoli ustępują. Mija pięć minut i jak na zawołanie słyszę dźwięk dzwonka do drzwi.
Wstaję powoli od stołu i idę do drzwi. Gdy je otwieram widzę przed sobą uśmiechniętego Camerona.
- Hej piękna - uśmiecha się szeroko.
- Hej - odwzajemniam uśmiech, choć nie jest tak entuzjastyczny jak jego. Przytulam chłopaka na powitanie.
- Masz ochotę coś zjeść? Moja mama zrobiła jajecznicę.
- W sumie chętnie.
- W takim razie zapraszam - wskazuje mu drogę do kuchni.
Podąża za mną. Gdy wchodzimy do pomieszczenia mama uśmiecha się serdecznie do Camerona. Bez pytania wkłada mu na talerz jajecznicy i zachęca go, aby usiadł i zjadł. W tym samym czasie Leon podbiegam do niego i wskakuje mu na ręce.
- Cześć szkrabie. Co tam?
- Spoko - odpowiada Leon, próbując mówić jak Cameron.
Przez ostanie pół roku Cameron był częstym gościem w tym domu, dlatego wszyscy zaczęli go traktować jak członka rodziny. Bardzo mi pomógł w tym trudnym okresie i jestem mu za to ogromnie wdzięczna. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela.
- Dlaczego ciągle przy mnie jesteś? - zapytałam pewnego dnia gdy siedzieliśmy w moim pokoju. - Nie potrzebuję twojej litości!
- O czym ty mówisz Anna?
- Dobrze wiesz o czym mówię! Jesteś tu tylko dlatego, że jest mi cię żal. Biedna mała Ania. Nie udawaj, że tak nie jest, bo ci nie uwierzę!
- O czym ty do cholery mówisz?! - zapytał ponownie. Widać było, że rośnie w nim irytacja.
- Głuchy jesteś? Mam dość tego ze wszyscy się nade mną litują.
- Pieprzysz głupoty. Dziewczyno zastanów się nad sobą. Jestem tutaj bo zależy mi na tobie i wiem, że wyjdziesz z tego gówna. Wiem, że Noah był i nadal jest dla ciebie ważny, ale życie płynie dalej. Musisz się z tym pogodzić i ruszyć w końcu naprzód!
Rozpłakałam się, a on po prostu mnie przytulił. Najzwyczajniej w świecie. Dawał mi całego siebie i nie oczekiwał niczego w zamian. Potrzebowałam go tak bardzo. Został przy mnie nie zwracając uwagi na nic. Nie potrafię znaleźć słów jak bardzo jestem mu za to wszystko wdzięczna.
CZYTASZ
Town
Teen FictionSzesnastoletnia Anna mieszka w Rhossili, małym, malowniczym miasteczku u wybrzeży Walii. Uważa, że wszystko co najważniejsze w życiu ma przy sobie; kochającą rodzinę i wymarzonego przyjaciela Noah. Kiedy dowiaduje się, że będzie musiała wyjechać wra...