Niby dom, niby matka

222 28 0
                                    

Miasto, znów jestem w mieście. Jest tak strasznie. Boję się. Policjant otworzył drzwi od samochodu i uśmiechnął się do mnie. Nie umknął jego uwadze mój przerażony wzrok. Oczy błądziły po całej okolicy szukając sposobu na ucieczkę. Zaczęły nachodzić mi łzy. Otarłem twarz rękawem i spojrzałem na policjanta.
- Co teraz ze mną zrobicie?
Byłem ciekawy co się ze mną stanie. Odwiozą mnie do macochy, a może do zakładu dla nieletnich? Prawo pozwalało im zrobić te dwie rzeczy. Jednak jeśli miałbym wybierać pomiędzy nimi, wybrał bym zakład. Mundurowy uśmiechnął się do mnie szeroko i zaczął tłumaczyć.
- Wedle prawa zawieziemy cię do domu [...]
Wystarczyło tylko tyle, żebym pogrążył się w jeszcze większej rozpaczy. Przestałem słuchać i zacząłem patrzeć się w stronę lasu.
"Nie ma dla mnie już ratunku..."
Tak jestem tego pewny. Tutaj kończy się to, co pozwalało mi normalnie żyć.

***

Przesłuchują mnie już od trzech, może czterech godzin. Przestałem liczyć jakiś czas temu. Pomimo, że wiem, że nie wygram dalej się upieram. Nie chcę wrócić do machochy. Myśl, że mogę jeszcze walczyć, mogę wrócić do moich przyjaciół, trzymała mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Kolejne pytania skierowane w moją stronę i za każdym razem jedna i ta sama odpowiedź.
- Gdzie mieszkasz?
- Mogę sam iść do domu. Nie potrzebuję państwa pomocy.
Pogrywałem tak z nimi cały ten czas. Jakbym wygrał wróciłbym do lasu i żył. Jeśli zaś przegram, czeka mnie "piękne" życie wraz z moją niby mamą. Nagle po pokoju rozbiegł się huk i przez prawie wyważone drzwi wpadł informator policyjny. Był cały spocony, ale wyglądał na zadowolonego z siebie. Wyprostował się, złapał za kolana i powiedział zdyszanym głosem.
- Wiem skąd - tutaj przerwał, żeby złapać oddech - ten dzieciak...
Wszyscy, łącznie ze mną wytrzeszczyli oczy. W pierwszej chwili byłem zszokowany, ale chwilę potem stwierdziłem, że to w ogóle niemożliwe.
- Przeglądałem ogłoszenia o zaginionych i... Jakaś kobieta po czterdziestce zgłaszała pięć lat temu zaginięcie dziecka... Na dodatek do dzisiaj go nie odnaleziono!
Wszystko pasowało. Tylko nie rozumiem po co ta kobieta miałaby mnie w ogóle szukać. Dla niej liczy się tylko alkohol. Uradowany strażnik prawa chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę auta. To już był koniec.

***

Próbowałem wyrywać się na wszystkie strony. Jednak moje działania były bezskuteczne. Byłem zbyt słaby, nie potrafiłem się bić, ani nie miałem zbyt wiele siły. Pomyślałem sobie, że mam prawo czuć się jak prawowita dziewczyna. Niewielka, bezbronna dziewczyna. Doszliśmy pod drzwi i niemal od razu usłyszałem dźwięk dzwonka. Usłyszałem zbliżające się kroki i spanikowałem. Czarnowłosa kobieta otworzyła drzwi, a ja momentalnie ją rozpoznałem.
- Dzień dobry. Pieć lat temu zgłosiła pani zaginięcie dziecka. Udało nam się go odnaleźć i bezpiecznie przyprowadzić do pani domu.
Spojrzała się na mnie, potem na policjanta, a później jeszcze raz na mnie. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywał tylko wiejący, co jakiś czas wiatr.
- Shion to naprawdę ty!
Wykrzyknęła z uśmiechem na twarzy i rzuciła się na mnie, żeby mnie przytulić. Była taka fałszywa, a jednak nikt nigdy tego nie zauważył. Policjanci powiedzieli tylko, że jutro macocha ma się zgłosić na komisariat podpisać papiery i odjechali. Jeden z nich pomachał do mnie na pożegnanie. Z uprzejmości mu odmachałem i wszedłem do znowu mojego domu.
- Przez pięć lat cię, gnoju, nie było! Jesteś nikim, nie umiesz nawet udawać mężczyzny!...
Znowu to samo. W głębi duszy odczuwam jakąś pustkę. Brakuje mi czegoś, ale nie wiem czego. To nie tylko tęsknota za nimi. W każdym razie tutaj moja historia się kończy.

Zaufaj miOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz