XIV

92 12 1
                                    

- Witam wszystkich. Zaprosiłem was, ponieważ musicie poznać jedną osobę. Nową creepypastę. Poznajcie, oto...
I nagle zza pleców wyszła dziewczyna. Ładna, lecz nie tak jak ja haha. Miała czarne włosy wyglądała jak Jeff.
On też tam był, i widać było, że ta dziewczyna mu się podoba. Patrzył na nią jak na anioła. Po chwili zaczęła mówić.
- Hej... Jestem Jane...Jane the Killer. Slender mnie zauważył i przyprowadził tu.
To było bardzo dziwne. Nie miałam nic do niej ale ona wydała mi się podejrzana. Postanowiłam, że będę na nią uważać. Potem wszyscy się rozeszli. Zostałam tylko ja z Jackiem i Jeff co nie powinno to nikogo dziwić. Chciałam trochę bliżej poznać tą całą Jane.
- Hej Jane. Jestem Raven.
Byłam trochę niezapokojona.
- Yyy...hej Raven. A to kto ?
Mówiła to pokazując na Jacka.
- To mój chłopak Jack, a raczej nażyczony. A to Jeff.
- Twój nażyczony Tak? To świetnie.
Mówiąc to lekko się uśmiechnęła i zaczęła trzeć swoje dłonie w taki sposób jakby coś knuła. Wtedy się jej naprawdę wystraszyłam. Ona podeszła do Jeffa, a ja szepnęłam cicho do Jacka
- Kotku, ja...ja...ja się jej boję.
Jack kiwną głową.
- Tak...mi też wydaje się niepokojąca.
Wtedy odsuneliśmy się trochę w tył. Jane chyba poprosiła Jeffa o oprowadzenie po domu, bo zaczęli razem chodzić po całym mieszkaniu. Wyglądali jak zakochani. Siedziałam w pokoju i rysowałam. Nagle do pokoju wpadł z dystans Jack. Wyglądał przeraźliwie.
- Nie zgadniesz co się stało?
- No gadaj, czekam.
On odsapną chwilę i znowu zaczą gadać.
- Jeff chodzi z Jane !!!
- Wooooot !!!! Przecież oni nie znają się nawet godziny.
Stałam jak słup, a oczy wychodziły mi na wierzch ze zdumienia.
- Wiem, ale powiedz to im.
Jack wskazał na całującego się Jeffa z Jane przed naszymi drzwiami. Szybko je zamknęłam i opadłam na łóżko. Nagle złapał mnie skurcz. Popatrzyłam na kalendarz wiszący nad moją pułką.
- Oooo nie.
- Co się dzieje?
Popatrzył na mnie zdziwionym a za razem zmartwionym wzrokiem.
- To dzisiaj.
- Co jest dzisiaj?
Nadal nie wiedział o co chodzi.
- Porud, dzisiaj jest porud. Sory, już on jest.
Jack szybko zaprowadził mnie do swojego BMW i zawiózł do szpitala. Po pół godziny było po wszystkim. Miałam mało bobasa. Ale się cieszyliśmy.

Tym razem trochę dłuższy. Jeszcze raz przepraszam za błędy, ale piszę na tablecie. Buziaki i czekajcie na następny rozdział kochani :* :* :*

Raven & CreepypastyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz