Chyba stąpam bo białej posadzce, stąpam po niej zbliżając się do Askali, czeka na mnie na swoim demonicznym tronie. To ona w mojej głowie rządzi się mową nienawiści, to ona morduje mój umysł, zabija serce, tnie moje dobro na tysiące dusz przeklętych i sama przez nią nie wiem dokąd uciec, aby się obronić. Patrzy na mnie gadzimi oczyma bez źrenic, tylko czerń, gwiazdy piekielnego nieba patrzą na mnie, a kły wystają triumfalnie. Wracam jako niewolnik, miałam nadzieję, że uda się tym razem, że uda się pozostać dobrem. Jednak wracam na poranionych kolanach z przerażeniem w oczach, wracam do mojego króla, do mojej nienawiści, czołgam się błagając o litość. Błagam ją o zwrócenie mi nienawiści, o oddanie uczuć skrajnie odmiennych. Zamknęłam ją na półtora roku za szklanym murem. Przez półtora roku byłam człowiekiem. Dziś wiem jednak, że znów się przemieniam. Wiem, bo demoniczne kły rosną w moich ustach. Wiem, bo krew nęci moje nozdrza swoim zapachem. Wiem bo oczy zasnuwają mi się mgłą. A żądza.. żądza mordu rozsadza mój umysł. Powracam do niej, bo ona mnie wychowała, ona wiedziała dobrze jak to się skończy, mój demon w pełnej krasie. Wstaje z tronu, zmierza ku mnie, ku zgniłej duszy, martwej. I szarpie kłami moja tętnicę, rozdziera moja skórę swoimi ostrymi szponami. Uderza mnie w twarz ziejąc nienawiścią, a w całym pomieszczeniu robi się jeszcze zimniej od jej furii. Poniewiera mną po całym pokoju. Niszczy każdy skrawek mojej dobroci. Przywraca mi moją siłę. Wyrywa moje kończyny, rozdziera żyły. Ona mnie unicestwia, ona tworzy mnie na nowo, jest moim zbawieniem, gdy odchodzę od zmysłów, Askali Askali Askali bełkoczę przez obdarte ze skóry usta. Wyrywa mi język i syczy gadzim głosem. Wbija mi zęby w klatkę piersiową, łamie moje kości, rozrywa żebra i szuka czerwonymi ustami od krwi, mojego serca, które ostatkami sił, bije jeszcze odrobinę. Znajdując je, powoli, sprawiając mi niewyobrażalne cierpienia, odgryza kawałek po kawałku mojego serca, a gdy pożera je całe, wtedy składa z powrotem moje ciało, odbudowuje moją zimną skórę, patrzy w moje czarne od chłodu oczy, przyobleka mnie w lód, odbiera mi czucie, lęk, nadzieje, odbiera mi człowieczeństwo, zabija dobro. Każdą iskrę gasi w zarodku, i pozwala mi spojrzeć w swoje trupie oczu. Pozwala mi znów zobaczyć gwiazdy w jej demonicznym obliczu. Pozwala mi się zachwycić. Zachwycić się ogromem nienawiści, które pozwala mi trzymać się przy życiu.