Oh dlaczego w otchłani piramid ciemność panuje trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Czemu jednego dnia. Piętnaście minut o wschodzie słońca. Czemu piramida lśni pełnią swoich lęków o nielogicznych marzeniach naszego świata. Czemu posadzki piaskowych skał mienią się jeden raz, spowite przez pozostały czas w mroku potwornym. Czemu otchłań mojego umysłu zasnuwa się mgłą odległą ode mnie o sto milionów lat świetlnych i leży w gwiezdnym pasie Oriona. Czemu pożera mnie czarna odległa Nibiru nieogłoszona istnieniem Atlantyda. Trójkąt Bermudzki moim domem się stał. Serce przepadło po drugiej stronie kosmicznego portalu, gdzieś ponad chmurami i bramami egipskich ciemności. Gdzieś zniknęły moje słowa zagubione w korowodzie linii z Nazca. Gdzieś padły niewypowiedziane słowa i one rozwiane przez wiatr odkryły ogromne posągi Wielkanocnej Wyspy. Coś zawirowało w odległości moich uszu wzburzając powietrze w okręgach dwóch w samym centrum Stonehenge. Zakrwawione Azteckie schody Inków w piramidalnych świątyniach poznają właśnie po nich toczącą się moja krwawą głowę. Zalewane światłem jednego dnia roku odsłaniają prawdy i nieprawdziwe słowa. Zatrzymane przez wiatr Krishny błękitnoczanego boga z gwiazd. Zszarpane przez oddechy ludzi nieludzkich o twarzach zbyt dużych aby ludzkimi je nazwać. Osiem trójkątów piramid znanych nieznanymi zasłaniają światło milionów dni aby tworzyć sieć sieci z piekielnym światłem Wiman latających oddalających przeszłość o tysiące dekad w tył i w przód. Odbierając realności nierealnych zdarzeń strategicznych aby złapać dało się nienawiść dzisiejszą. Nie pomogły prawa unicestwienia, nadejście przyśpieszamy dziś nieodwołalnie. Zabijam gdzieś w sobie kosmiczną energie wszechświata i przenoszę ton sto tysięcy ponad góry Machu Piccu i odnajduje zasypiające na wzgórzach bóstwa. Dla moich oczu przenikliwych otwarciem jest to bram. Mogę dostać się na drugą stronę zagubionej rzeki, uciec do wnętrza ziemi do świata nowego. Właście czemu nie odnaleźć znaku odrobiny. Czemu nie uciekać ponad słowa, ponad serca. Czemu nie szukać ucieleśnienia uczuć nieodgadnionych. Czemu nie nienawidzić tak głęboko jak głęboki jest zaginiony kontynent pod oceanem. Czemu nie zacząć śnić nie wybudzając się ze snu. Czemu nie zniknąć z tego świata określonego strachem, czemu nie unicestwić własnej duszy aby po drugiej stronie przesmyku się znaleźć. Przez dziurkę od klucza jak przez grobowiec wielkiego władcy Chin przejść i zasnąć. zasnąć nieodwracalnie na ramieniu historii nigdy nie odkrytej. Zasnąć wobec tego, kim jesteśmy naprawdę. Lub kim nie jesteśmy w ogóle...