~Witaj.. - słyszę szorstki głos w mojej głowie.
Spoglądam dookoła nerwowo. Nie wiem do kogo należy głos. Nie wiem... co w ogóle się wydarzyło.. gdzie ja jestem? Zauważam, że nie czuję własnego ciała... Nie czuję dłoni, ani ust. Jest mi przeraźliwie zimno..
~Spójrz w dół.- wykonuję polecenie. Jednak.. to co widzę.. nie rozumiem? Widzę moje ciało. Włosy ciemną aureolą rozrzucone dookoła mojej głowy. Lekko rozchylone usta, w odcieniu bladego fioletu. Ze skroni spływa krew.. dużo krwi.. Karmazynowa lepka ciecz odbija w sobie światło księżyca. Próbuję sięgnąć do postaci na dole- bez skutku. Nie mogę zrozumieć, próbuję się wyrwać z ramion, które nagle objęły mnie w pasie. Krzyczę, ale z moich usta nie wydobywa się dźwięk, płaczę, ale nie czuję płynących łez. Odwracam się, by spojrzeć na istotę, która mnie więzi. I doznaję szoku. Postać przewyższająca mnie o głowę w czarnej szacie, z kapturem na głowie, zakrytą twarzą. Dostrzegam puste oczodoły ziejące czernią i twarz pokiereszowaną, pokrytą bliznami. Zdeformowane usta, kiedyś zapewne piękne przez swoją pełność, teraz przerażające. Nie mam wątpliwości, trzyma mnie... śmierć.
~Ale nie musisz się bać.- szepcze wprost do mojej duszy i nie czuję już szorstkości, tylko ciepło.
Nie bać się? Bez pożegnania.. straciłam przyjaciół... ona stracili mnie.. jak mogę się nie bać? Nie o siebie, o ludzi.
~Będziesz mogła. Możesz pomagać.- szepcze mi wprost do ucha śmierć- Wiesz co jeszcze będziesz mogła?- Kręcę przecząco głową w odpowiedzi na jej słowa.
~Dostaniesz władzę nad nienawiścią, wiesz co to oznacza? Będziesz mogła sprowadzać nieszczęścia i zemstę swoją nienawiścią na każdego kogo zechcesz, a także na tych, których ja ci wskażę, bo pragnę ogłosić cię moim następcą i uczyć cię. Jednak to ty, musisz z własnej woli zadecydować, czy wybierasz wieczną światłość, czy atramentowość nocy.- z każdym kolejnym słowem po plecach przechodziły mnie ciarki. Właściwie nie czułam ich, ale wiedziałam, że występują. Znałam odpowiedź na pytanie śmierci. W moich oczach zawsze tliła się ciemność. Siła, zamknięta w ciele, stłumiona innymi emocjami. Zawsze wiedziałam o tym, że jestem inna. I zawsze pachniałam nienawiścią.
-Pragnę córą ciemności się stać, by nienawiści szerzyć toń. I wewnętrznie niszczyć, zasilając szeregi piekła. Byśmy ostateczną wojnę z bóstwem zwyciężyli, oddaję się w twe ręce. Nauczaj mnie.- słowa wypłynęły z moich ust. W nieznanym mi języku. Zawijane końcówki słów kojarzyły mi się z językiem węża. Ale wiedziałam co wypowiadałam. I nagle zaczęło wypełniać mnie ciepło, przeszedł mnie prąd, jak gdybym miała znów ciało i tak się stało. Powoli, od bosych stóp, na moim prawdziwym ciele zaczęła pojawiać się obcisła czarna szata. Oblekając łydki, uda, szerokie biodra, brzuch, piersi i ramiona. Idealnie wycięta z głębokim dekoltem suknia przylegała do skóry niczym aksamit. Nagle, przed sobą ujrzałam lustro w czarnej oprawie, ukazywało ono kobietę o moich rysach, a jednak z długimi czarnymi włosami, kłami wampira wystającymi spomiędzy sinych ust. Blada skóra odcinała się wyraziście od materiału szaty. Uwagę skupiały oczy. Przeraźliwe, a jednocześnie piękne. Jedno, żółte, gadzie z pionową źrenicą. Drugie błękitne jak niebo z maleńką czarną kropką w środku. Na lewej skroni pojawił się skrawek smoczej łuski w odcieniu oceanu. Z ust wysunął się delikatnie wężowy język z rozdwojoną końcówką. Zapatrzona w swoje przerażające odbicie nie mogłam wydusić słowa. We włosy wpięte miałam srebrne spinki, migotały jak gwiazdy. Odwróciłam się w stronę leżącego na asfalcie ciała. To już nie byłam ja. Teraz należałam do ciemności. I osiągnąwszy nieśmiertelność służyć będę samemu Diabłu. Śmierci.