Nie mogę uwierzyć, że tak mnie poniosło. Nie mogę uwierzyć... Nie powinnam... Mam okropne uczucie, że nie powinnam... Zniszczenie w moim organizmie... Układ nerwowy zniszczył wszystko co we mnie istniało. Moje serce biło jak chore, lub zatrzymało się na dobre półtorej godziny... Nie wiem. Jestem nieśmiertelna ale jednak odczuwam. Moje naturalne bariery nie osunęły się. Bałam się. Wciąż się boję. A jeśli pozwolę Ci na więcej? Jeśli ukradniesz moją duszę? Jeśli poczuję ziejącą pustkę... Czymże jestem, gdy ginie świat... Zapomniałam jak to jest kochać, czuć, umierać. Nienawidziłam i targnięta wątpliwościami mam za swoje. Teraz wciąż myślę. Nie wiem co to znaczy. Nie znam teraz swojej osoby. Czuję kryjące się pod powiekami łzy... Ale skąd one? Jaki ich powód? Nie wiem czy nicość mnie nie pochłonie. Wszystko wokół mnie płonie... Nadzieja jest ulotna. Teraz przesiewa się przeze mnie jak przez sito. Jeśli pozwolę sobie na ciepło, znów otoczy mnie lód. Miłość-Podniecenie. Dobro-Zło. Nadzieja-Nicość. Woda-Ogień. Wszystko-Nic. Nic-Wszystko. Rozdarta... Czas zabiera mój oddech. Mijają sekundy, minuty... Twoje usta na mojej szyi, na moich wargach. Całujące tak delikatnie, a jednocześnie z wyczuwalną natarczywością. Utratą kontroli. Coś złamałam. Czegoś już nie naprawię. Ale czy coś zepsułam? Twoje dłonie... Na moim ciele. Dotyk... przyćmiewa każdą myśl. Ale boję się poczuć coś więcej. Boję się lodowej otchłani wciągającej mnie w swój wir- zawsze, gdy staram się zbliżyć... Muszę zniknąć na chwile ze świata. Zamknąć oczy. Porozmawiać z kimś w mojej wyobraźni. Muszę zamknąć się w swoim sercu. Chcę być nieistniejącą istotą usnutą z nienawiści. Pragnę być kimś kim byłam jeszcze dziś rano. Przecież ja... "jestem istota nienawiści"