1.

277 23 6
                                    

-Caroline, pośpiesz się! Wychodzimy!
-Już kończę, dajcie mi pięć minut! - krzyknęłam do matki, która razem z tatą czekali na mnie przy wyjściu.
-Jesteśmy już spóźnieni córeczko! - jak zawsze Tom był spokojny i miły.
-Już schodzę!

Dzisiaj jedziemy na imprezę charytatywną, ale nie wiem jaki ma cel.

Został mi tydzień wakacji i zacznę ostatnią klasę. To będzie najdłuższy i najnudniejszy rok w moim życiu.

-Pięknie wyglądasz Car. - powiedział tato, gdy już siedzieliśmy w samochodzie.
-Dziękuję. - miałam na sobie czerwoną sukienkę przed kolano, z dekoltem w kształcie serca, bez ramiączek i rozkloszowaną od pasa. Do tego czarne szpilki, małą kopertówkę i złotą biżuterię. Blond włosy wyprostowałam i zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłam delikatny makijaż.
Na balu miała być Jessica. Co trochę poprawiło mi humor i dało nadzieję na przetrwanie tego wieczoru. Jak zawsze Channing się wywinął i poszedł do kolegi. To ja zawsze musiałam być tą idealną. Ze świetnymi ocenami, mnóstwem znajomych i bez jakichkolwiek problemów. Mój brat wracał kiedy chciał, nie uczył się, miał wszystko w dupie i mimo to, to on dostawał uwagę matki.

Gdy dotarliśmy na miejsce, było już dużo ludzi, tych znanych i tych mniej. Moja matka była w niebie. Mimo iż na sali sądowej lub w domu była po prostu zimna suką, tu udawała wspaniałą żonę i matkę.

-Caroline! - dopiero co weszłam a ta już mnie wywęszyła.
-Jess! Jak dobrze, że chociaż ty tu jesteś. - Jej rodzice są lekarzami. Matka to chirurg plastyczny, ojciec stomatolog. Więc kasy ma równie dużo co ja. Tylko, że jej matka poświęca jej swoją uwagę.
-Wiesz, że musimy tu być Car. Dla rodziców. - Jessica była ubrana w niebieską suknię do ziemi. Ciemne włosy upięła w kok. Wyglądała przepięknie.
-Tak, wiem. Ale zawsze się nudzimy. Chodź, urwiemy się, pójdziemy na imprezę, napijemy się i Max nas odwiezie do domu. Wakacje już się kończą, to ostatnia okazja. Proszę! - miałam nadzieję, że się zgodzi. Chciałabym się wyszaleć.
-No to mnie namówiłaś! Boże Caroline, zawsze sprowadzasz mnie na złą drogę. Cud, że jeszcze żyje! - jak zawsze moja przyjaciółka mi nie odmówiła. Zginę w piekle.
-Dobra, ja szukam rodziców i mówię, że się zwijamy. Potrzebujesz czegoś z domu? Czy jeziemy od razu? Wezmę samochód rodziców, wrócą taksówką. - nie czekałam na odpowiedz mimo iż zadałam jej milion pytań i pobiegłam szukać taty. Stał z kolegami z firmy w której jest szefem.
-Przepraszam Panów, czy mogę na moment porwać tatę? - grzeczności nigdy za wiele, zwłaszcza jak się czegoś chce.
-Oczywiście. - odpowiedziała kilku z nich.
Odeszłam z Tomem od jego znajomych.
-Cos się stało Caroline? - Czy zawsze musi się coś stać?
-Nie tatuś, to znaczy chciała bym iść z Jess na imprezę. No wiesz, za tydzień szkoła i w ogóle. I wrócilibyście taksówką? Bo chciałabym pożyczyć auto. Proszę tatusiu! - miałam jeszcze kilka argumentów, ale nie były potrzebne.
-Pewnie słonko. A nie chcecie mnie wziąć ze sobą? Umieram tu z nudów. - zaśmiał się.
-Oj tato.- On był świetny, tak bardzo go kocham.
-Kluczyki weź od parkingowego. Baw się dobrze, zajmę się mamą. Nie wróć za późno. Kocham Cię mała. - zdążyłam tylko krzyknąć przez ramie "dziękuje, ja Ciebie też" i pobiegłam szukać Jess. Rozmawiała z rodzicami, zapewne używając tych samych argumentów. Czekając na nią, myślałam o tym jak się poznałyśmy. Pierwszego dnia szkoły weszłam spóźniona do klasy, bo matka się nie wyrobiła. Były dwa wolne miejsca, obok Jessici i Jerremiego, który dłubał w nosie. Szybko podeszłam do dziewczyny i zajęłam miejsce. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączne. Nawet nasi rodzice się czasami spotykają.
-Car, jedziemy? - wyczucie czasu Jess mnie przeraża.
-Tak, tak choć. Od razu jedziemy do klubu, czy chcesz się przebrać? - miałam nadzieję że odmówi przebrania się.
-Nie wiem jak ty ale ja się w tym zabije.- zaśmiała się, demonstracyjnie pokazując na swój strój. A ja już wiedziałam, że potrwa to godziny.

Cichy wielbicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz