Rozdział 24

30 5 0
                                    

(Luke w mediach)


Caroline

Gdy wracałam do domu, zrobiło się ciemno. Wyciągnęłam telefon i chciałam zadzwonić do Chaininga. On by nie pytał. Zobaczyłam sporo wiadomości i kilka nieodebranych połączeń. Kilka od Jess, kilka od Maxa, Mama... To do niej pierwszej zadzwoniłam. Odebrała po sygnale.

-Car, nic Ci nie jest? - była spanikowana.

-Nie mamo, spokojnie prawie jestem już w domu. - odpowiedziałam w miarę spokojnie, ocierając już chyba dziś ostatnie łzy. Wyczerpałam limit.

-Kochanie, jak się trzymasz? - wieści szybko się rozchodzą. 

-Mamo, porozmawiamy w domu, okey? Zrób gorącą czekoladę, proszę. - żeby przez to przejść potrzebowałam cukru. Rozmowy z mamą były dla mnie rzadkością. 

-Gdzie jesteś? Może tato po Ciebie przyjedzie?

-Za dziesięć minut będę. Kocham Cię. - nie wiem dlaczego to powiedziałam. Nie mówiłam jej tego od kilku lat. Ale dzisiejsza sytuacja, pokazała mi jak łatwo jest kogoś stracić. 

-Ja Ciebie też, kochanie. - załamał jej się głos. Jestem wyrodnym dzieckiem. Rozłączyłam się, żeby nie słyszała jak znów zapłakałam. Przez całą drogę rozmyślałam co będzie. Jak potoczy się moje życie. Może będzie tak jak było przed całym poznaniem lepiej Theo? Przed całym tym "Wielbicielem". Ale on także przestał do mnie pisać, więc problem, a może i nie problem ale rozwiązał się sam.

Przed otworzeniem drzwi, wzięłam kilka głębszych wdechów i weszłam do domu.

-Jestem! - krzyknęłam, ściągając buty. Moja torba została u Maxa w samochodzie. Kiedyś ją odbiorę. 

-Car? - z kuchni wyszedł tata. - Tak bardzo się martwiłem! Nie odbierałaś od mamy, dzwoniła do nas Jess. Mówiła co się stało. Jak się czujesz? - Tom objął mnie i mocno przytulił.

-Jak gówno. 

-Słownictwo moja panno. - dołączyła do nas mama. - Po co Ci telefon skoro go nie używasz. - i po tych słowach zaskoczyła mnie. Objęła mnie i tatę. - Nie rób nam tego więcej. - szepnęła do mojego ucha.

-Przepraszam. - wykrztusiłam i rozpłakałam się po raz kolejny. Lecz teraz były przy mnie osoby, które mnie kochały. Bezgranicznie. Choć czasami wątpiłam w Monic. 

Po chwili usiedliśmy na kanapie w salonie. Mama przyniosła obiecaną czekoladę i w ciszy oglądaliśmy jakiś film. Nie robiliśmy tego w takim składzie od... Sama nie wiem, od bardzo długiego czasu. Brakowało tylko mojego brata, ale na jego obecność nie liczyłam. 

Nagle z impetem ktoś wpadł do domu. To już tradycja? Gwałtownie odwróciliśmy się w tą stronę.

-O kurwa, to wy nie śpicie?! - krzyknął Chaining.

-Słownictwo! Czy w tym domu nie można normalnie się odzywać? - kochana Monik. Tata cicho zaśmiał się pod nosem. 

-Chcesz możesz do nas dołączyć. Mamy czekoladę. - uśmiechnęłam się krzywo.

-Ktoś umarł czy co was wzięło na wspólny wieczór? - wyczucie to on miał. A ja znów się rozpłakała. Znów przestałam byś stabilna emocjonalnie, to znowu wróciło. 

-Chai! - krzyknął Tom. - Czy ty nie możesz nigdy powiedzieć czegoś sensownego? Życie to nie bajka, pamiętaj...

-Ale oświeci mnie ktoś co się stało? Car dlaczego płaczesz? - podszedł do mnie i objął mnie delikatnie. To coś nowego. Przyciągnęłam go do siebie i mocniej przytuliłam. Nieco zaskoczony, staracił równowagę i na mnie poleciał. Zaśmiałam się cicho.

-No już lepiej, a teraz powiedz mi o co chodzi. Rozstałaś się z Theo? - i tu spojrzenie taty było bezcenne. Mamy zresztą też, ale ona coś podejrzewała. 

-I tak i nie. W sumie sama nie wiem. Ale dzisiaj jego mama zmarła. - pociągnęłam nosem.

-Przykro mi. Ale jak to nie wiesz? Wydawaliście się strasznie zakochani w sobie. 

-Nie chce o tym teraz rozmawiać. Oglądasz z nami czy nie? - jak najszybciej chciałam zmienić temat zanim Tom zacznie wypytywać.

-Jeśli dacie mi tej czekolady, to suwać dupy! - wcisnął się do nas.

-Słownictwo! - pokręciła głową mama i poszła po kubek dla tego pajaca. Kochanego pajaca.

 ***

Luke

Gdy zobaczyłem jakąś dziewczynę z dziadkiem, zdziwiłem się. Ale gdy zobaczyłem jej zapłakane oczy już nie. On miał słabość do pomagania innym. Nigdy nie przeszedł obojętnie. Właśnie to odziedziczyłem po nim w największym stopniu. Tak jak dziś pomogłem, mam nadzieję, temu chłopakowi. 

Co do dziewczyny, była piękna. Gdyby nie jej stan, na pewno bym ją bajerował i wyciągnął numer. Ale nie miałem serca. 

Mam nadzieję, że jeszcze ją spotkam. W innych okolicznościach. Odprowadziłem ją wzrokiem i wziąłem dziadka pod ramię.

-Spodobała Ci się. - stwierdził dziadek.

-Tak, zdecydowanie. Mam nadzieję, że jeszcze ją spotkam i uda mi się ją poderwać.

-Życzę Ci powodzenia chłopcze. Ona jest już zakochana. - kiwnąłem głową. To się jeszcze okaże, dodałem w myślach.



T.

Cichy wielbicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz