Rozdział 18

22 6 0
                                    

Theo

Wpadłem do domu Carolin jak szalony. A ona siedziała z kimś na kanapie. Obydwoje odwrócili się do mnie. Ruszyłem w stronę chłopaka.

-Kim ty kurwa jesteś? - warknąłem głośno, ona jest moja.

-To ja powinienem zapytać Ciebie. - Był duży. Górował nade mną kilka centymetrów. Co mu zostawię to jego. 

-Jej chłopakiem. - uniosłem głowę i spojrzałem w oczy Car. Miałem nadzieję, że to potwierdzi.

- Ok kiedy ty masz chłopaka? - zdziwiony zwrócił się do dziewczyny. Napomknął także o siniaku. 

-A żebyś wiedział, braciszku. - braciszku? Że co kurwa? To ja gnam tu jak debil, żeby obronić ją przed bratem? Boże ale ze mnie kretyn. Odezwałem się, chcąc upewnić się czy wszystko zrozumiałem. 

-Jeśli ją skrzywdzisz...- nie dokończył. Car mu przerwała i oficjalnie sobie przedstawiła. Dziewczyna opuściła nas. Chciałem iść za nią, ale Chaining skutecznie mi to uniemożliwił. 

-Słuchaj - powiedziałem - nie zamierzam jej skrzywdzić. Jeśli już, to ona zrobi to mnie. 

-Wierzę stary. Znam ją dłużej niż ty. Wiem za jaką ją mają. Ale powiem Ci coś. To nie jest prawdziwa Car. 

-Zdążyłem już zauważyć. Ale dzięki. - usiedliśmy na kanapie kiedy to zaskoczył mnie i zaprosił jutro na piwo. 

-Z miłą chęcią. - odparłem i zeszła do nas Carolin. Ich relacja trochę mnie zdziwiła. Jakby nie przepadali za sobą. No ale nie mnie oceniać. Sam nie utrzymuje kontaktu z siostrą. 

Chaining zniknął, a ja musiałem ją pocałować.

***

Zabrałem wcześniej przygotowany plecak i wyszedłem z domu. Obok Carolin stał Colins. Niemal biegłem w ich stronę. Odezwałem się pierwszy. 

-James. Już spadam. Zostawiam Twoją nową zabawkę w spokoju. - a mnie jakby ktoś strzelił w twarz. Od razu wiedziałem o co chodzi. 

-Zamknij pysk! - warknąłem. Miałem kilka innych epitetów, lecz przy damie nie wypadało. Odchodząc wystawił środkowy palec. -Zabije go. - cały mój dobry humor szlag trafił.

-Zostaw, nie warto. - odezwała się cicho Car. Zabolało ją to, co on powiedział. 

-Nic czego bym nie wiedziała, plus to, że to on do mnie pisał. - reszty nie chciałem słuchać. Choć może jest jakaś nadzieja, patrząc na jej stan. Jeśli to nie wypali, przekonam ją jako kto inny. 

-Możemy jechać? Chyba, że już nie chcesz. - powiedziała smutno. Tak, zdecydowanie mam nadzieję. 

-Chcę, jedźmy. - Usiadłem za nią i pogrążony w myślach ruszyłem na plażę. 

***

Gdy dojechaliśmy, zaparkowałem obok samochodu Maxa. Zszedłem i podałem rękę dziewczynie aby jej pomóc. Ściągnęła kask niepewnie podała mi dłoń. 

-Czy moglibyśmy poudawać jeszcze kilka dni? Albo chociaż dzisiaj. Jutro jakoś bym wytłumaczyła Twoją nieobecność. - a jednak nie chciała tego tak szybko kończyć.

- Jutro z miłą chęcią poznam Twoich rodziców. - może to będzie jakiś krok na przód dla nas.

-Dziękuję. -uśmiechnęła się, a ja nie mogłem się powstrzymać i znów ją pocałowałem. 

-No, no gołąbeczki.  -odezwał się obok nas Max. - Gdyby ktoś chciałby się ze mną założyć, że wy dwoje będziecie razem i się nie pozabijacie, wyśmiał bym go. 

-Dzięki Max! Na Ciebie zawsze można liczyć. - zaśmiałem się, nadal trzymając Car, którą oblał słodki rumieniec. - Gdzie Twoja lepsza połowa? 

-Czeka na plaży. Chodźcie. 



T. 

Cichy wielbicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz