Caroline
Po drodze do domu, uroniłam jedną, samotną łzę, która powili spływała po moim policzku. Wytarłam ją wierzchem dłoni.
Zaparkowałam pod domem, z którego od razu wybiegła Jess.
- Kurwa! Martwiłam się o ciebie jak nie odbierałaś! Sama kazałaś mi przychodzić w takiej sytuacji.Nie chciałam Car! Przepraszam. - rzuciła mi się w ramiona.
- Jess, spokojnie.Nie zapominaj, że jestem pełnoletnia. Idź się szykować. Przyjadę po Ciebie i pojedziemy na plażę.
- A ty nie zapomnij, że musisz mi powiedzieć gdzie byłaś całą noc.- wypuściła mnie z uścisku i ruszyła do siebie. A ja muszę się zmierzyć ze smokiem.
weszłam do domu i udałam się do gabinetu Monic. Zapukałam, ale odpowiedziała mi cisza. Czyżby już wyszła?
-Mamo? - krzyknęłam.
- W kuchni. - poszłam więc jej na spotkanie.
-Na wstępie zacznę, że jestem pełnoletnia. Nie muszę mówić gdzie i z kim wychodzę. - mama popatrzyła na mnie i zobaczyłam w jej oczach łzy.
- Caroline. Ja się po prostu martwiłam. Nie zabraniamy Ci niczego. Oczekuję tylko abyś mówiła nam jeśli nie wracasz na noc do domu. To wszystko, możesz iść. - a już miałam nadzieję, że coś się zmieniło. Że zacznie ze mną rozmawiać. Jak matka z córką powinna rozmawiać. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do siebie. Przed wyjściem z domu, musiałam się ogarnąć.
Rozebrałam się i miałam zamiar wziąć długi prysznic. Zastanawiałam się jak daleko zajedzie nasz niby związek. Pytanie, czy już nie zaszedł za daleko. I to z mojej winy.
To ja pierwsza go pocałowałam, to ja przyjechałam w środku nocy i to ja wskoczyłam mu do łózka.
Ale ze mnie łatwa panienka... Na dodatek okłamuje moich przyjaciół.
Pogrążona w myślach, dopiero po chwili usłyszałam, że ktoś puka. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć drzwi.
- Kto tam?
- Święty Mikołaj, otwórz na chwile. - mój brat i jego chore poczucie humoru. Otworzyłam drzwi, a on wpadł jak burza.
- Czy mogę wiedzieć, co robisz? - usłyszałam dźwięk telefonu.
- Szukam czegoś, idź odbierz. A tak w ogóle ładny siniaczek. - że co? Popatrzyłam na wskazane przez niego miejsce. Theo, zabije Cię! Poszłam po telefon. O wilku mowa. Gdy już chciałam odebrać, zobaczyłam jak ten debil wybiega z łazienki z moja/jego koszulką.
-Theo, to nie jest dobry moment. Kurwa Chaining zostaw mnie! - krzyknęłam gdy próbował zabrać mi ręcznik. - To moja koszulka! - nie usłyszałam już nic, oprócz dźwięku przerwanego połączenia. Rzuciłam telefon na łóżko i pobiegłam za bratem.
Biegaliśmy po całym domu, on z moją koszulką, a ja w samym ręczniku. Śmialiśmy się jak dzieci, ale po piętnasto minutowym biegu, padliśmy na kanapie w salonie.
-Dawno tak się nie uśmiałem. - powiedział przez łzy.
-A ja dawno się tak nie zmęczyłam. Nie jest łatwo biegać w ręczniku. - gdy nadal się śmialiśmy, ktoś z impetem wpadł do domu. W jednej chwili odwróciliśmy się w stronę drzwi. Właśnie do mojego salonu wpadł wkurwiony Theo.
-Kim ty kurwa jesteś?! - krzyknął aż podskoczyłam.
-To ja powinienem zapytać Ciebie.
-Jej chłopakiem. - powiedział dumnie w moją stronę. A ja już zrozumiałam o co chodzi. Zaczęłam się śmiać a chłopcy spojrzeli na mnie gniewnie.
-Od kiedy ty masz chłopaka?! To przez niego masz tego krwiaka? - oj mój braciszek się wkurzył.
-A żebyś wiedział, braciszku. - mina Theo była bezcenna.
-To ty masz brata? Ja gnam tu na złamanie karku, a ty się z bratem kłócisz? - Chaining wszedł w rolę starszego brata.
-Jeżeli ją skrzywdzisz...
-To się nie stanie. Chaining to Theo, Theo to mój starszy brat, Chaining. - podali sobie dłonie i zmierzyli wzrokiem. - A teraz panowie wybaczą, idę się ubrać. - udałam się do swojego pokoju, a za mną krzyknął Theo :
-Pomogę Ci!
- Po moim, kurwa, trupie. - stanął mu na drodze Chaining.
Zaśmiałam się w duchu i popędziłam do pokoju, zostawiając ich samych. Może się nie pozabijają.
Ubrałam żółte bikini, koszulę w czerwono-czarną kratę, którą związałam na wysokości bioder i jeansowe spodenki. Do sportowej torby spakowałam ręcznik, koc, balsam i okulary. Na stopy włożyłam japonki.
Nie robiłam makijażu, a włosy związałam w luźny kok. Przerzuciłam torbę przez ramię i zeszłam do salonu. Jednak to co tam zastałam mocno mnie zdziwiło. Panowie w najlepsze rozsiedli się na kanapie i rozmawiali. Odchrząknęłam i obaj odwrócili się w moją stronę.
-Wybaczcie, że przerywam, ale powinniśmy już iść. - Theo wstał pierwszy i zwrócił się do mojego brata.
-No to widzimy się jutro. - a mi opadła szczęka.
-A gdzie to się niby widzicie? - mam nadzieje, że nie tutaj. Nie chce udawać nawet we własnym domu.
-Theo jutro przyjedzie do nas na piwo. Skoro jest już Twoim facetem, warto przedstawić go Tomowi. - no to pięknie. - W ogrodzie zrobimy grilla. Zaproś Jess i Maxa. Mama też powinna już być. - od kiedy on jest taki rodzinny?
-Ty sobie ze mnie żartujesz tak? W piątkowy wieczór będziesz w domu? Z rodziną? - wybuchłam śmiechem.
-Dla Ciebie się poświęcę, siostrzyczko. - Theo przyglądał nam się ze zdziwieniem.
-Do zobaczenia jutro. - i tyle go widzieliśmy. Ulotnił się jak zawsze. Popatrzyłam na chłopaka i zobaczyłam szeroki uśmiech.
- A ty co się tak szczerzysz?
-poznam Twoich rodziców. To znaczy mamę już znam. - że niby skąd? Nagle mnie oświeciło, tamten nieudany wypad do kina...
- Mam nadzieję, że nie zraziła Cię do siebie.
-Nie, ale doskonale wie kiedy ktoś kłamie. - nie drążyłam już tematu, bo właśnie dzwoniła Jess.
-Co jest? - odebrałam.
-Chciałam Ci tylko powiedzieć, że pojadę z Maxem. Jego pasażer gdzieś zaginął. - zaśmiała się.
-Znalazłam go. Jeśli będzie chciał, wezmę go ze sobą i spotkamy się za pół godziny na plaży. - pożegnałyśmy się i spojrzałam na Theo.
-Jedziesz ze mną mój bohaterze?
-Car, ja naprawdę myślałem, że coś Ci grozi. - zbliżył się do mnie i złapał za biodra. Gwałtownie przyciągnął do siebie i mocno pocałował.
Gdy doszłam do siebie po tym intensywnym doznaniu, złapałam oddech i szepnęłam:
-Bo pomyślę, że Ci na mnie zależy.- popatrzyłam mu w oczy, on nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- A jeśli zależy? To co? - szepnął tak cicho, że ledwie usłyszałam.
-Jedźmy, kawałek drogi przed nami. - uwolniłam się od jego rąk i nie oglądając się za siebie, wyszłam z domu.
T.
CZYTASZ
Cichy wielbiciel
Romance-Pieprzcie się.-rzucił przez ramię Jeremy i odszedł. -Będziemy!-krzyknął Theo, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć i pacnęłam go w ramie. -W Twoich snach James, już Ci to mówiłam. Biorę udział w konkursie literackim Aleja Słów Pierwsza Edycja 2019.