Rozdział 16

30 6 0
                                    


Caroline


Po drodze do domu, uroniłam jedną, samotną łzę, która powili spływała po moim policzku. Wytarłam ją wierzchem dłoni.

Zaparkowałam pod domem, z którego od razu wybiegła Jess. 

- Kurwa! Martwiłam się o ciebie jak nie odbierałaś! Sama kazałaś mi przychodzić w takiej sytuacji.Nie chciałam Car! Przepraszam. - rzuciła mi się w ramiona.

- Jess, spokojnie.Nie zapominaj, że jestem pełnoletnia. Idź się szykować. Przyjadę po Ciebie i pojedziemy na plażę. 

- A ty nie zapomnij, że musisz mi powiedzieć gdzie byłaś całą noc.- wypuściła mnie z uścisku i ruszyła do siebie. A ja muszę się zmierzyć ze smokiem.

weszłam do domu i udałam się do gabinetu Monic. Zapukałam, ale odpowiedziała mi cisza. Czyżby już wyszła? 

-Mamo? - krzyknęłam.

- W kuchni. - poszłam więc jej na spotkanie. 

-Na wstępie zacznę, że jestem pełnoletnia. Nie muszę mówić gdzie i z kim wychodzę. - mama popatrzyła na mnie i zobaczyłam w jej oczach łzy.

- Caroline. Ja się po prostu martwiłam. Nie zabraniamy Ci niczego. Oczekuję tylko abyś mówiła nam jeśli nie wracasz na noc do domu. To wszystko, możesz iść. - a już miałam nadzieję, że coś się zmieniło.  Że zacznie ze mną rozmawiać. Jak matka z córką powinna rozmawiać. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do siebie. Przed wyjściem z domu, musiałam się ogarnąć. 

Rozebrałam się i miałam zamiar wziąć długi prysznic. Zastanawiałam się jak daleko zajedzie nasz niby związek. Pytanie, czy już nie zaszedł za daleko. I to z mojej winy.

To ja pierwsza go pocałowałam, to ja przyjechałam w środku nocy i to ja wskoczyłam mu do łózka. 

Ale ze mnie łatwa panienka... Na dodatek okłamuje moich przyjaciół. 

Pogrążona w myślach, dopiero po chwili usłyszałam, że ktoś puka. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć drzwi. 

- Kto tam?

- Święty Mikołaj, otwórz na chwile. - mój brat i jego chore poczucie humoru. Otworzyłam drzwi, a on wpadł jak burza. 

- Czy mogę wiedzieć, co robisz? - usłyszałam dźwięk telefonu. 

- Szukam czegoś, idź odbierz. A tak w ogóle ładny siniaczek. - że co? Popatrzyłam na wskazane przez niego miejsce. Theo, zabije Cię! Poszłam po telefon. O wilku mowa. Gdy już chciałam odebrać, zobaczyłam jak ten debil wybiega z łazienki z moja/jego koszulką.

-Theo, to nie jest dobry moment. Kurwa Chaining zostaw mnie! - krzyknęłam gdy próbował zabrać mi ręcznik. - To moja koszulka! - nie usłyszałam już nic, oprócz dźwięku przerwanego połączenia. Rzuciłam telefon na łóżko i pobiegłam za bratem. 

Biegaliśmy po całym domu, on z moją koszulką, a ja w samym ręczniku. Śmialiśmy się jak dzieci, ale po piętnasto minutowym biegu, padliśmy na kanapie w salonie. 

-Dawno tak się nie uśmiałem. - powiedział przez łzy. 

-A ja dawno się tak nie zmęczyłam. Nie jest łatwo biegać w ręczniku. - gdy nadal się śmialiśmy, ktoś z impetem wpadł do domu. W jednej chwili odwróciliśmy się w stronę drzwi. Właśnie do mojego salonu wpadł wkurwiony Theo. 

-Kim ty kurwa jesteś?! - krzyknął aż podskoczyłam. 

-To ja powinienem zapytać Ciebie. 

-Jej chłopakiem. - powiedział dumnie w moją stronę.  A ja już zrozumiałam o co chodzi. Zaczęłam się śmiać a chłopcy spojrzeli na mnie gniewnie. 

-Od kiedy ty masz chłopaka?! To przez niego masz tego krwiaka? - oj mój braciszek się wkurzył. 

-A żebyś wiedział, braciszku. - mina Theo była bezcenna. 

-To ty masz brata? Ja gnam tu na złamanie karku, a ty się z bratem kłócisz? - Chaining wszedł w rolę starszego brata. 

-Jeżeli ją skrzywdzisz...

-To się nie stanie. Chaining to Theo, Theo to mój starszy brat, Chaining. - podali sobie dłonie i zmierzyli wzrokiem. - A teraz panowie wybaczą, idę się ubrać. - udałam się do swojego pokoju, a za mną krzyknął Theo : 

-Pomogę Ci! 

- Po moim, kurwa, trupie. - stanął mu na drodze Chaining. 

Zaśmiałam się w duchu i popędziłam do pokoju, zostawiając ich samych.  Może się nie pozabijają. 

Ubrałam żółte bikini, koszulę w czerwono-czarną kratę, którą związałam na wysokości bioder i jeansowe spodenki. Do sportowej torby spakowałam ręcznik, koc, balsam i okulary. Na stopy włożyłam japonki. 

Nie robiłam makijażu, a włosy związałam w luźny kok. Przerzuciłam torbę przez ramię i zeszłam do salonu. Jednak to co tam zastałam mocno mnie zdziwiło. Panowie w najlepsze rozsiedli się na kanapie i rozmawiali. Odchrząknęłam i obaj odwrócili się w moją stronę. 

-Wybaczcie, że przerywam, ale powinniśmy już iść. - Theo wstał pierwszy i zwrócił się do mojego brata. 

-No to widzimy się jutro. - a mi opadła szczęka. 

-A gdzie to się niby widzicie? - mam nadzieje, że nie tutaj. Nie chce udawać nawet we własnym domu. 

-Theo jutro przyjedzie do nas na piwo. Skoro jest już Twoim facetem, warto przedstawić go Tomowi. - no to pięknie. - W ogrodzie zrobimy grilla. Zaproś Jess i Maxa. Mama też powinna już być. - od kiedy on jest taki rodzinny?

-Ty sobie ze mnie żartujesz tak? W piątkowy wieczór będziesz  w domu? Z rodziną? - wybuchłam śmiechem.

-Dla Ciebie się poświęcę, siostrzyczko. - Theo przyglądał nam się ze zdziwieniem. 

-Do zobaczenia jutro. - i tyle go widzieliśmy. Ulotnił się jak zawsze. Popatrzyłam na chłopaka i zobaczyłam szeroki uśmiech.

- A ty co się tak szczerzysz? 

-poznam Twoich rodziców. To znaczy mamę już znam. - że niby skąd? Nagle mnie oświeciło, tamten nieudany wypad do kina...

- Mam nadzieję, że nie zraziła Cię do siebie. 

-Nie, ale doskonale wie kiedy ktoś kłamie. - nie drążyłam już tematu, bo właśnie dzwoniła Jess. 

-Co jest? - odebrałam.

-Chciałam Ci tylko powiedzieć, że pojadę z Maxem. Jego pasażer gdzieś zaginął. - zaśmiała się.

-Znalazłam go. Jeśli będzie chciał, wezmę go ze sobą i spotkamy się za pół godziny na plaży. - pożegnałyśmy się i spojrzałam na Theo.

-Jedziesz ze mną mój bohaterze? 

-Car, ja naprawdę myślałem, że coś Ci grozi. - zbliżył się do mnie i złapał za biodra. Gwałtownie przyciągnął do siebie i mocno pocałował. 

Gdy doszłam do siebie po tym intensywnym doznaniu, złapałam oddech i szepnęłam:

-Bo pomyślę, że Ci na mnie zależy.- popatrzyłam mu w oczy, on nadal trzymał mnie w żelaznym uścisku. 

- A jeśli zależy? To co? - szepnął tak cicho, że ledwie usłyszałam. 

-Jedźmy, kawałek drogi przed nami. - uwolniłam się od jego rąk i nie oglądając się za siebie, wyszłam z domu.



T.

Cichy wielbicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz