Rozdział 2

114 13 0
                                    

Chciałam Was przeprosić za zwłokę, ale wypadło mi coś i tak wyszło...

___________________


Tak jak podejrzewałam, boudziłam się z potwornym bulem głowy i kacem. Było chyba popołudnie, sądząc po wysoko unoszącym się słońcu. Wydarzenia poprzedniego dnia spowiła mgła. Dobrze, im mniej pamiętam tym lepiej. Wypiłam butelkę wody i zeszłam zmierzyć się z Monic - moją matką.

Ku mojemu ździwieniu była w świetnym humorze. Chyba też niedawno wstała, sądząc po jej szlafroku.

-Cześć mamo. - powiedziałam niepewna jej reakcji i usiadłam przy wyspie kuchennej.

-Caroline Forbes! Zawiodłam się na Tobie. Masz szczęście, że ojciec załagodził sytuację. - uśmiechnęła się do mnie wymownie. Na jej nadgarstku błyszczała piękna, złota, NOWA bransoletka. No tak, chcesz uszczęśliwić kobietę? Kup jej świecidełka.

-Ładna bransoletka. - rzuciłam do Monic.

-Dzięki, dostałam od Twojego taty. - była w skowronkach. Co on jej obiecał? Nawet nie pamiętam kiedy z nią rozmawiałam tyle czasu.

-Chcesz kawy? Widzę, że zabalowałaś wczoraj. - zaśmiała się! Tak, moja matka, Monic Forbes, oziębła matka i szanowana pani prawnik, szczerze się zaśmiała.

-Tak, poproszę mamo. - byłam tak bardzo ździwiona, że nic innego nie mogłam wydusić. Położyła na blacie wielki kubek kawy i stos naleśników, które ostatni raz zrobiła gdy miałam siedem lat! Od razu wzięłam się za jedzenie, zanim bańka pęknie i wrócę do szarej rzeczywistości.

-Cześć rodzinko! - krzyknął Chainning i usiadł obok mnie. No i prysła.
-Skąd mamy naleśniki? Caroline widząc Twój obecny stan nie ty je zrobiłaś. - zaśmiał się, widząc moją za dużą koszulkę, którą mu kiedyś zabrałam i ani myślę oddać, spodenki w których śpię, brak makijażu i rozczochrane włosy.
-To mama je zrobiła. - odparłam, rozbawiona jego miną, gdy zobaczył moją/jego bluzkę. Dopiero po chwili dotarły do niego moje słowa.
-O koszulce pogadamy później. A ty mamo naćpałaś się z rana, czy trzyma Cię od wczoraj? - mało nie udławiłam się naleśnikiem, jednocześnie krztusząc się i śmiejąc o mały włos nie spadłam z krzesła.
-Synu! Bez takich tekstów mi tutaj. - próbowała być poważna. Ups, nie wyszło.
-Ostatnie Twoje naleśniki jadłem dziesięć lat temu! - rzucił przez śmiech.
-Dwanaście. - poprawiłam go zgodnie z prawdą.
Popatrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-No co? Ostatni raz zrobiłaś je na moje siódme urodziny!- krzyknęłam do nich.
-Jesteście dziwne, spadam. - rzucił mój brat i poszedł.
-Caroline, naprawdę przez tyle lat nie zrobiłam śniadania? - czy ona serio się naćpała?
-Obchodzi Cię to? Nigdy nie ma Cię w domu, ciągle pracujesz. A jak już jesteś, zamykasz się w gabinecie więc i tak Cię nie ma. - mówiłam już bliska łez.
-Boże Car, kiedy my ostatni raz rozmawiałyśmy? - nie poznaje jej, Channing miał dobry pomysł, żeby spadać. Pora na mnie.
-Tylko się nie popłacz. Dzięki za kawę i śniadanie. Pa. - skierowałam się do pokoju w celu napisania do Jess z propozycją zakupów. Gdy sprawdziłam telefon iałam kilka wiadomości i nieodebrane połączenie od Jess.
Jess ;* : Księżniczka już wstała?
Jess ;* : Mała, idziemy na zakupy?
Jess ;* : Ej no odezwij się!
Jess ;* : Caroline Forbes, ja się martwię!
Zignorowałam resztę wiadomości i zadzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała natychmiast.
-Ja Cię kiedyś zabije! Już miałam dzwonić na policję! - krzyczała do słuchawki.
-Jess uspokój się! Aż tak daleko masz, że nie mogłaś przyjść? - zaśmiałam się. Gdy dowiedziałyśmy się, że zamieszka w domu obok, byłyśmy tak bardzo szczęśliwe, że nie da się tego opisać.
-No tak, nie pomyślałam. - Cała Jess, a to ja jestem blondynką.
-A co do zakupów, to sama chciałam to zaproponować. I muszę znaleźć dobrego psychologa dla matki. - zaśmiałam się. - Opowiem Ci później. Daj mi poł godzinki, ogarnę się i podjadę do Ciebie. - pożegnałyśmy się i poszłam do  łazienki. Po trzydziestu minutach byłam gotowa. Związałam włosy w kucyk, założyłam bokserkę i kurtkę jeansową, do tego rurki, czarne trampki i makijaż. Dość mocny aby choć trochę ukryć mój beznadziejny wygląd.
Krzyknęłam do rodziców, siedzących w salonie, że wychodzę, po czym skierowałam się garażu. Wsiadłam do swojego niebieskiego garbusa, którego dostałam od babci na urodziny i pojechałam pod dom Jess.
Stała już przy furtce, ale była tak zajęta telefonem, że musiałam zatrąbić aby mnie zobaczyła. Wsiadła, przywitałyśmy się i opowiedziałam jej o sytuacji sprzed kilku godzin.
-Haha, Twoja matka serio potrzebuje pomocy. - Jak ona mnie rozumie

Cichy wielbicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz