Kookie przyciągnął mnie bliżej siebie i odwajemnił pocałunek. Po chwili odsunęłiśmy się od siebie, a Jung Kook złączył nasze place i poszliśmy usiąść na ławkę. Objął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę o jego ramię. Po kilku minutach rozbolał mnie kark, dlatego położyłam głowę na jego kolanach i patrzyłam w niebo.
- Spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie. - powiedziałam.
- Ok. - odparł i zamknął oczy.
Siedzieliśmy tak jeszcze dwadzieścia minut wpatrując się w niebo.
- Chodź. Pora już wracać. - powiedziałam i wstałam z ławki, podając ręce chłopakowi. Wstając przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Na prawdę mi ciebie brakowało. - mrunkął, a ja cmoknęłam go w policzek i odpowiedziałam:
- Mi ciebie też.
Kiedy się od niego odsunęłam, zawołałam psa. Wracając trzynaliśmy się z Kookie'm za rękę.
- Mam może przynieść coś państwu z miasta? - zapytałam pana Johna, kiedy odprowadziłam owczarka do domu.
- Jeśli to nie będzie kłopot to napiszę listę o dam pieniądze.
- To żaden kłopot. Mam po drodze.
- Proszę. - powiedział straszy mężczyzna, wręczając mi kartkę papieru.
Zanim weszliśmy do domu Kookie powiedział:
- Chamy, proszę nie mów im nic na razie. Oki?
- Spoko. - odpowiedziałam, otwierając drzwi.
Jako, że było już późno zostałam porwana przez Cas do piwnicy, żeby wyciągnąć materace. Niestety były tylko dwa.
- Jeden potrzebuję dla Zico. - stwierdziła Cas.
- Spoko, jakoś poradzę sobie z siódemką chłopaków. - odparłam zabierając drugi materac.
Postanowiłam najpierw się okąpać, a raczej wziąć prysznic. Po odświeżeniu poszłam do pokoju przygotować spanie, tak, aby wszyscy się zmieścili.
Rozłożyłam łóżko i stwierdziłam, że od biedy zmieszczą się cztery osoby, w salonie trzy no i na materacu jedna. Zaraz po przygotowaniu spania do mojego pokoju wtargnęło siedmiu roześmianych Azjatów.
- Tak. Na łóżku zmieszczą się od biedy cztery osoby. Na materacu jedna. Pytanie: Trzy osoby do salonu, kto na ochotnika?
- No to ja, Suga i J-hope. - odparł za pozostałą dwójkę Rapmon.
- Super. To do salonu. Kanapa jest już przygotowana.
- Zaklepuję materac! - wykrzyknął Jimin i rzucił się na nadmuchany przedmiot.
- Aha, spoko. - roześmiałam się i zaplotłam sobie warkocz.
- Masz gitarę?! - zapytał z entuzjazmem V.
Przytkanęłam, a Jin poprosił, żebym coś zagrała.
- Ej, to że mam gitarę, to nie oznacza, że potrafię grać. - odparłam.
- Dobra. Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. Dzisiaj muszę wcześnie wstać. - powiedziałam i położyłam się na brzegu łóżka.
- Przesuń się, bo spadniesz. - powiedział Kookie i usiadł na brzegu. Zmuszona byłam go posłuchać i się przesunąć. Z mojej drugiej strony położył się V, a za nim Jin. Zasnęłam wtulona w Jung Kook'a.
Rano obudził mnie budzik. Wyłączyłam go i przechodząc przez Kookie'go wstałam z łóżka, uważając, aby nie zdeptać Jimina.
Po godzinie byłam w pracy, do której przyjechałam motorem. Zdążyłam tylko przebrać się w ciuchy, w których mogłam spokojnie pracować, a już musiałam biegać od stolika do stolika. Salę obsługiwałam ja, Austin i Alexa.
Około dwunastej zobaczyłam dziesięć znajomych twarzy. Zajęli największy stolik, a ja od razu do nich podeszłam i z wielkim uśmiechem zapytałam:
- Co podać?
- Nic. Przyszliśmy na ciebie poczekać.
- Jeszcze dwie godziny. Za pół godziny mam przerwę, więc co podać? - ponowiłam pytanie.
- Dziesięć razy woda. - powiedział uśmiechnięty Zico.
- Jedenaście. I dwie gałki lodów czekoladowych. - usłyszałam za sobą głos sześcioletniej siostry Minho. Odwróciłam się w jej stronę i wzięłam na ręce, pytając się:
- Pomożesz mi?
- Pewnie ciociu. - odparła Hyorin. - Minho, porywam twoją siostrę.-poinformowałam przyjaciela i poszłam po zamówienie. Mała Hyorin wzięła swojego loda i poszła usiąść.
Po pół godzinie usiadłam z nimi, ale Minho powiedział, że on i Hyorin będą się już zbierać, bo się spieszą. Oprócz Bangtan'ów, Zico i Cas, został tylko Gale.
- Mam dosyć. Jeszcze tylko godzina. - mruknęłam pod nosem.
- Zawsze jest tak dużo ludzi? - zapytał Suga.
- O tej porze tak.
- Chamy! Rusz zadek, ludzie czekają! - usłyszałam jak woła mnie Alexa.
- Sory, ale mam przerwę! - odkrzyknęłam.
- Czy to nie jest ta, co wiecznie jej nie ma w pracy? - zapytał Gale, a ja przytaknęłam.
- Ej, a nie miała zostać zwolniona? - zapytała Cas, a ja odpowiedziałam:
- Wiesz co nie wnikam. Dobra idę, bo mnie zabiją.
Przyjęłam pierwsze zamówienie po przerwie i kiedy przechodziłam obok stolika, przy którym siedzieli sami chłopacy, jeden z nich klepnął mnie w tyłek. Zatrzymałam się w pół kroku, a kątem oka zobaczyłam, jak Gale i Kookie wstają z miejsca. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który odważył się mnie dotknąć i z uśmiechem wylałam mu na głowę wodę, którą miałam w szklance, którą niosłam dla innego klienta.
- Ty suko! - wydarł się chłopak, a ja usłyszałam głos szefa, który stał przy drzwiach:
- Chamyya! Pozwól na chwilkę!
- Tak szefie? - zapytałam, udając, że nie wiem o co chodzi.
- Ro było tylko klepnięcie w tyłek. Nie musiałaś robić z tego takiej afery! Może dostałabyś napiwek.
- Przepraszam, ale jestem kelnerką, a nie dziwką i nie pozwolę się tak traktować! - powiedziałam podniesionym głosem do szefa.
- Czasami mogłabyś przymknąć oko. - szepnął. No nie powiem, miał facet tupet!
- W takim razie. - zaczęłam, odwiązując fartuszek z logo restauracji - muszę podziękować.- dokończyłam, wręcz wciskając temu dupkowi kawałek materiału. Szybkim krokiem poszłam do szatni i w ekspresowym tempie przebrałam się w strój motocyklowy.
Przywołałam ręką wszystkich, którzy przyszli odwiedzić mnie w pracy. Przepuściłam ich w drzwiach, a oni zaraz za nimi się zatrzymali. Zanim zamknęłam drzwi powiedziałam do szefa:
- Aha, i do końca tygodnia na moim koncie, chcę widzieć wypłatę za dwa miesiące.
Trzasnęłam drzwiami i odetchnęłam z ulgą.
- No nareszcie. Mówiłem, że to dupek. A tak na marginesie, przez dwa miesiące nie dostawałaś wypłaty? - zapytał Gale.
- Nie. Dobra jedziemy do domu? - zapytałam.
- Tak. - powiedziała Cas.
- To ja skończę do sklepu, żeby zrobić zakupy Carry'm. Zaraz wracam. - poinformowałam i zniknęłam w sklepie.
Po kilku minutach wsiadłam już na moją maszynę.
- Dogonisz? - zapytał mnie Gale, siedząc w swoim BMW wraz z częścią Bangtan'ów. Zico, Cas i reszta siedzieli w czarnej alfie, którą zapewne pożyczył im Gale.
- A ty? - zapytałam, opuszczając szybkę w kasku.
Ruszyliśmy z piskiem opon. Bez problemu go wyprzedziłam i pod dom podjechałam pierwsza.
- Co tak wolno? - drażniłam się z bratem.
- Drogę blokowało mi takie duże zielone coś. - odparł uśmiechnięty Gale.
- I tak byś nie wygrał.
Weszłam do domu i przebrałam się w luźne ciuchy i poszłam zanieść sąsiadom zakupy.
- Idę z tobą. - powiedział Kookie otwierając mi drzwi.
- Spoko, chodź. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chamy! Jak dawno cię nie widziałam! - wykrzyknęła pani Marie, kiedy otworzyła drzwi.
- Dzień dobry. Mam dla pani zakupy. - powiedziałam z uśmiechem.
- Dziękuję ci słonko. - podziękowała staruszka. - A a ty miałaś wczoraj urodziny! Zaraz coś ci dam.
- Nie na prawdę nie trzeba. Proszę się nie fatygować. - odparłam.
- Oj tam, oj tam. Proszę to dla ciebie. - powiedziała pani Marie, wręczając mi tabliczkę czekolady.
- Dziękuję.
- Wiedziałam, że to twoja ulubiona. Dziecko, a mogłabym mieć do ciebie prośbę?
- Pewnie, nie ma problemu.
- Mogłabyś przygarnąć do wieczora Astrę? Ani ja ani mój mąż nie jesteśmy w stanie się nią dzisiaj zająć. Na dworze jest za gorąco i słabo się czujemy.
- Oczywiście. O której ją przyprowadzić?
- Na spacer musi iść około dziesiątej wieczorem, to koło wpół do jedenastej mogłabyś ją przyprowadzić. - odpowiedziała pani Marie. Zabrałam ze sobą psa i od razu, wspólnie z Kookie'm, poszliśmy na spacer nad jezioro.
- Pięknie tutaj. - stwierdził Jung Kook, siadając na ławkę.
- Wiem. - odparłam, zajmując miejsce obok niego.
Kilka minut siedzieliśmy w ciszy, wsłuchując się w śpiew ptaków. Oparłam głowę o jego ramię, a on cmoknął mnie w czoło.
- Słodka jesteś. - powiedział.
- Wcale nie. Ale za to ty jesteś uroczy. - stwierdziłam, zamykając oczy. Było mi tak wygodnie, że prawie zasnęłam.
- Co ona robi? - zapytał po kilku minutach Kookie, a ja otwrłam oczy.
Astra tarzała się w trawie i co chwilę wpadała do wody. Znowu wychodziła, tarzała się i wpadała do wody. I tak w kółko.
- Astra, do nogi! - krzyknęłam, a owczarek do nas podszedł. Pożałowałam, że ją zawołałam.
- Fuj, w czym ona się wytarzała, że tak cuchnie? - zapytał Kookie, zatykając nos.
- Nie wiem, ale śmierdzi na kilometr. Trzeba będzie ją wykąpać, ale najpierw sprawdzę w czym się tarzała. - przypięłam ją do smyczy i wstałam z ławki. Poszłam w stronę stawu i nie musiałam podchodzić do samego brzegu, żeby zobaczyć, że tarzała się w zdechłej rybie.
- Astra serio? Zdechła ryba? Czy to nie mogły być fiołki? - zapytałam, a owczarek spojrzał na mnie z wywieszonym językiem i zamerdał ogonem.
- Chodź ją wykąpać, bo smród jest nie do zniesienia. - powiedział Jung Kook.
Przytaknęłam, a on złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego, a on uroczo się uśmiechnął i pociągnął w stronę ścieżki. Przed domem puścił moją rękę, aby nikt nie zauważył.
- Co tak cuchnie? - zapytała Cas, kiedy tylko weszliśmy do domu.
- Astra. - odparłam, ciągnąc psa w stronę łazienki.
- Kookie pomóż! - krzyknęłam, kiedy nie mogłam poradzić sobie z psem. Byłam cała mokra, a Astra chciała wyskoczyć z wanny, pomimo, że była cała w pianie.
- Co? - zapytał i wybuchnął śmiechem.
- Ej, zamknij drz... - nie zdążyłam dokończyć, bo owczarek wyskoczył z wanny i zbiegł schodami do salonu. Razem z Kookie'm pobiegliśmy za nią, ale było za późno. Zdążyła się otrzepać, a wszyscy którzy siedzieli na kanapie i w jej pobliżu, byli w pianie.
- Astra... Do nogi, już! - powiedziałam stanowczo, a pies ze spuszczonymi uszami podszedł do mnie i zaczął przepraszać. Wyglądało to słodko.
- I tak woda cię nie ominie. Nie chcesz się kąpać w wannie, to pójdziesz na dwór. - stwierdziłam, zapinając ją na smycz.
Na dworze przywiązałam ją do ławki i spłukałam wodą z węża ogrodowego. Wytarłam ją ręcznikiem i cmoknęłam w głowę.
Wróciłam z nią do domu.
- No od razu lepiej. - powiedziała Cas.
- No lepiej, ale nie idealnie. - stwierdziłam, głaszcząc psa.
Poszłam do kuchni, aby nalać wody dla Astry.
Wróciłam do pokoju, gdzie wszyscy siedzieli. Usiadłam na kanapie obok Cas.
Po południu zjedliśmy obiad, a później rozmawialiśmy, wygłupialiśmy się i śmialiśmy. Czas z nimi wszystkimi naprawdę mijał w miłej atmosferze.
- Kto znowu? - zapytałam, słysząc domofon. Wstałam z ociąganiemz kanapy, a ktoś zdążył zadzwonić jeszcze raz.
- Cierpliwości, przecież idę. - mruknęłam pod nosem.
- Mam dla pani list. Proszę tu podpisać. - niemal zaraz po otwarciu drzwi, powiedział listonosz.
- Dziękuję.
Wróciłam do salonu.
-Kto to był? - od razu zapytała Cassie.
- Listonosz.
Otwarłam list i zaczęłam czytać. Był napisany w hindi.
- Omg, serio krzaczki? Co piszą? Kto pisze? - zapytała Cas.
- Uno momento. Czytam jeszcze.
Dokończyłam czytać i wpatrywałam się w kartkę. Czy ja dobrze zrozumiałam? Czy oni naprawdę zapraszają mnie do Indii?!

CZYTASZ
BTS
FanfictionTak jak informuje tytuł, fanfic jest o koreańskim zespole BTS, jednak niektóre informacje o nich zostały zmienione na potrzeby ff. Zapraszam do czytania ^^