BTS_12

603 41 4
                                    

- Zginęli w wypadku samochodowym. Była to wina kierowcy tira, który w nich wjechał. Nie mieli szans, wszyscy zginęli na miejscu. - kontynuował policjant.
- Wiemy, że jest to dla pani bolesne, ale musimy zadać kilka pytań. - odezwał się drugi mundurowy, a ja tylko pokiwałam głową.
- Kiedy widziała ich pani ostatnio?
- Dzisiaj około dziesiątej rano. - odparłam, nadal nie dowierzając w to, co usłyszałam. Policjanci zadawali po kolei pytania, a ja odpowiadałam na nie automatycznie, nie myśląc nad odpowiedziami. Kiedy wreszcie skończył im się zapas pytań, wyszli, a mi na szyję rzuciła się Cassie, którą objęłam i zaczęłam płakać w jej ramię.
- Chamy, przepraszam, nie zdołałam ich zatrzymać. - powiedziała, ale nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Kiedy tylko trochę się uspokoiłam odparłam :
- Cassie to nie twoja wina. To życie jest cholernie powalone. Zawsze się sypie, kiedy masz nadzieję i chęci, żeby wszystko naprawić.
Wykręciłam się z jej uścisku i wyszłam z domu. Znowu wsiadłam na motor i z piskiem opon wyjechałam z podjazdu. Jechałam przed siebie z dużą prędkością. Nie myślałam o tym gdzie jadę. Chciałam wyładować wszystkie emocje, które we mnie się kłębiły. Jechałam tak długo, aż nie skończyło mi się paliwo. Zeszłam z maszyny i pchałam ją do najbliższej stacji. Zatankowałam tyle na ile starczyło mi pieniędzy i pojechałam dalej. Musiałam jeździć dobre kilka godzin, bo kiedy miałam zamiar wracać, zorientowałam się, że jest już ciemno. Kiedy weszłam do domu, było dobrze po dwunastej. Po cichu weszłam do łazienki, żeby się przebrać i poszłam spać do pustego salonu. Nie musiałam długo czekać, aż przyjdzie sen, ponieważ gdy tylko się położyłam od razu zasnęłam. Nie był to jednak spokojny sen i około po dwóch godzinach się obudziłam. Wystarszyłam się, kiedy zobaczyłam dwie sylwetki siedzące na fotelach.
- Straszycie. - powiedziałam, kiedy rozpoznałam Jina i Sugę.
- Słyszeliśmy jak wróciłaś i Cassie poprosiła, żebyśmy cię pilnowali, żebyś znowu nie uciekła. - odpowiedział Suga.
- Nie musicie mnie pilnować. Obiecuję, że nie ucieknę. Możecie iść spać. - odparłam.
- Właściwie to sami chcieliśmy przy tobie posiedzieć, bo nas wystraszyłaś. - odezwał się Jin.
- Przepraszam chciałam pozbyć się troszkę emocji, żeby nie wybuchnąć. - odpowiedziałam.
- Wiemy i to rozumiemy. Jak coś to zawsze możesz z nami pogadać. - powiedział Suga i obydwoje usiedli obok mnie i mnie przytulili, a mi znowu zaczęły napływać do oczu łzy.
- Gdyby chociaż raz mnie posłuchali i na mnie zaczekali, może nic by im się nie stało. - wyrzuciłam z siebie przytulając ich obydwu. Znowu zaczęłam cicho szlochać, a oni przytulili mnie mocniej. Zasnęłam po raz drugi, tym razem wtulona w dwójkę chłopaków.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko wstałam, nie chcąc, żeby obudził kogoś innego. Kiedy otwarłam drzwi zobaczyłam dwójkę policjantów.
- Pani Chamyya O'Brian? - zapytał jeden z nich.
- Tak.
- W takim razie pójdzie pani z nami. - poinformował mnie drugi i obydwoje złapali mnie pod łokcie.
- A mogę kogoś poinformować, że mniejsze zabieracie? - zapytałam.
- Nie. - odparł stanowczo pierwszy i obydwoje wepchnęli mnie do samochodu.
- Super. - mruknęłam pod nosem.
Zatrzymaliśmy się pod dużym budynkiem. Kiedy wsiadłam, znowu złapali mnie pod łokcie i wprowadzili do środka. Windą wjechaliśmy na trzecie piętro, a następnie zaprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia i kazali usiąść na krześle.
- W sprawie pojawiły się nowe okoliczności. Okazało się, że auto pani rodziców miało uszkodzone przewody hamulcowe. - odezwał się policjant.
- Wiemy, że nie mała pani najlepszych układów z rodzicami. - kontynuował drugi mundurowy.
- No i oczywiście myślicie, że to ja? - zapytałam retorycznie.
- Pani brat rzucił podejrzenia na panią. Powiedział, że nie dogadywała się pani z rodzicami, a oni często psuli pani plany. Powiedział również, że nie raz mówiła im pani, że "było by lepiej, gdyby ich nie było"
- Mówiłam to w kłótniach! Pan nigdy nie powiedział niczego w nerwach?! Poza tym to byli moi rodzice! Mimo, że się z nimi kłóciłam kochałam ich na swój sposób! Nie byłabym w stanie ich zabić! - puściły mi nerwy i zaczęłam krzyczeć. Jak mogli oskarżać mnie o chęć zabicia moich rodziców?! Dodatkowo zabolało mnie to, że Gale myślał, że to ja i to on rzucił na mnie podejrzenia.
- Proszę się uspokoić. Jest pani zatrzymana do wyjaśnienia.
- Czy mogę skorzystać z telefonu?
- Nie. Odprowadźcie ją do celi.
Podszedł do mnie inny policjant w mundurze i zakuł mnie w kajdanki. Wepchnął mnie do małego pomieszczenia i zamknął za mną karty, w które kopnęłam z frustracji. Po kilku minutach kopania, usiadłam na malutkim i nie wygodnym łóżku.
Nie wiem jak długo spędziłam w tym miejscu, ale po pewnym czasie przynieśli mi wodę i chleb, którego nawet nie dotknęłam. Położyłam się na łóżku i zasnęłam, bo nie miałam nic innego do roboty.
Obudziłam się po kilku godzinach i z zdezorientowaniem obejrzałam się po pomieszczeniu, nie wiedząc gdzie jestem. Dopiero po kilku sekundach wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia zalały mnie jak wiadro zimnej wody. Zaraz za nimi w mojej głowie zaczęły kłębić się różne myśli, a następnie ogarnęła mnie fala wszystkich najgorszych emocji. Złość, bezsilność zawiedzenie, smutek, irytacja i przygnębienie zawładnęły moim ciałem. Krzyknęłam w poduszkę, a po chwili zaczęłam w nią płakać, później okładać ją pięściami, a następnie znowu płakać i tak w kółko przez cały dzień. Właściwie nie wiem nawet która jest godzina, ale wydaje mi się, że jest już wieczór. Zasnęłam ze zmęczenia.
Obudziłam się i wstałam z łóżka. Zaczęłam chodzić po celi. Byłam tak zła z bezsilności, że zaczęłam przeklinać na czym świat stoi.
- może się pani uspokoić? - zapytał strażnik, podchodząc di krat.
- A mogę do kogoś zadzwonić? - zapytałam ze łzami bezsilności w oczach.
- Zobaczę co da się zrobić. - odparł i odszedł, a ja kopnęłam w kraty. Po chwili wrócił z telefonem w ręku, a ja poczułam ulgę. Wybrałam numer Minho, a chłopak niemal od razu odebrał.
- Minho? - zapytałam retorycznie.
- Boże Chamy, wiesz jak się wszyscy o ciebie martwimy? Gdzie jesteś?
- W areszcie. Proszę przyjedź i pomóż mi się wydostać. - załkałam do telefonu.
- Co się stało? - zapytał, a strażnik kazał oddać telefon.
- Przyjedź, muszę kończyć.
Oddałam komórkę i położyłam się na łóżku. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że mija kolejny dzień, a Minho nadal nie ma. Wreszcie usłyszałam dźwięk otwierania krat i zobaczyłam przyjaciela. Rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam płakać ze szczęścia.
- Dziękuję.
- Chodź załatwiłem ci wcześniejsze wyjście. Po drodze wszystko mi opowiesz.
Wyszliśmy z budynku i wsiedliśmy do samochodu chłopaka. Wracając wszystko mu opowiedziałam. Weszliśmy do domu, a następnie przeszliśmy do salonu. Kiedy zobaczyłam tam Gale'a, który siedział sobie jak nigdy nic, miałam ochotę go zabić. Podeszłam do niego, chwyciłam za kołnierz koszuli, którą miał na sobie i pociągnęłam tak, że stanął na równe nogi. Przyłożyłam mu z liścia w twarz i krzyknęłam:
- Ty pieprzony dupku! Jak mogłeś powiedzieć glinom, że to ja?!
- A co może powiesz, że byłaś wzorową córeczką?! - ryknął mój brat i popchnął mnie do tyłu.
- Minho zrób coś, bo się pozabijają.- zwróciła się spanikowana Cas do Minho.
- Dopóki Chamy będzie wygrywać to nie, bo za to co zrobił sam bym go zabił. - odparł chłopak, a my nadal na siebie wrzeszczeliśmy:
- Człowieku to byli moi rodzice i na swój sposób ich kochałam! Czy ty na prawdę myślisz, że potrafiłbym ich zabić?!
Nie odezwał się ani słowem, ale jego wzrok mówił wszytko.
- Wyjdź stąd! - powiedziałam spokojniejszym tonem, a Gale odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Chamy co się dzieje do jasnej cholery?! - zapytała podniesionym głosem Cas.
- Wszytko wam opowiem, ale błagam, daj mi się najpierw ogarnąć.
Wyszłam z salonu i kiedy chciałam wejść po schodach zakręciło mi się w głowie i ścieło z nóg. Czułam i wiedziałam jak spadam w czarną otchłań.

BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz