Rano jak zwykle obudziłam się pierwsza. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Później zaszłam na dół przygotować śniadanie. Kiedy kroiłam bułki Kookie niepostrzeżenie wszedł do kuchni, podszedł do mnie i pocałował w szyję. Ręką przesunął po moim ramieniu i przedramieniu, aby odłożyć nóż, który trzymałam w ręce. Kiedy to zrobiłam, odwrócił mnie w swoją stronę i wpił się w moje usta, przygniatając mnie do szafki. Drugą rękę włożył mi z tyłu pod bluzkę.
- Oppa, bo ktoś nas zobaczy., - powiedziałam, lekko sapiąc.
- Przepraszam, ale tak na mnie działasz. - odpowiedział z uśmiechem Jung Kook i odsunął się ode mnie. Zaśmiałam się i dokończyłam przygotowywanie posiłków. Postawiłam talerze na stole i usiadłam na przeciwko chłopaka.
- Podobało mi się jak powiedziałaś do mnie "oppa" mów tak częściej. - poprosił Kookie i zaczął jeść. Poszłam w jego ślady i pochłonęłam moją bułkę. Kiedy skończyliśmy jeść, zabrałam nasze talerze i je umyłam. Wtedy do kuchni wszedł zaspany Jimin, usiadł na moim miejscu i zasnął na stole. Zaśmiałam się i usiadłam obok Jung Kook'a. Po chwili do kuchni wszedł Suga i Tae, a za nimi J-Hope, Rapmon i Jin. Wszyscy stanęli nad biednym Jiminem i krzyknęli mu nad uchem. Chłopak tak się wystraszył, że spadł z krzesła. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Kiedyś się pozabijacie. - stwierdziłam.
- Nie. - odparł radośnie Jin.
- Hej młoda. - powiedział Gale, kiedy wszedł do kuchni.
- Masz coś przeciwbólowego? - zapytał mój brat, kiedy się przywitałam. Podałam mu tabletki, a on podziękował i powiedział, że już jedzie, bo się spóźni.
- Po pierwsze: nigdzie nie jedziesz na kacu, po drugie: odwiozę cię, a po trzecie: chcesz iść do sądu w tym dresie?
- No, a co w nim złego?
- Boże... Ma ktoś z was pożyczyć białą koszulę? - zapytałam pozostałych chłopaków.
- Ja. - powiedział Jimin i poszedł po ubranie, a ja przyniosłam czarny krawat i jeansy, które zostawił kiedyś Gale. Na szczęście nie musiałam prasować koszuli, dlatego dałam strój bratu, a on wywrócił oczami, ale poszedł się przebrać. Wrócił przebrany, ale z krawatem w ręce.
- Zawiąż. - poprosił i dał mi czarny skarwek materiału, który szybko zawiązałam na szyi brata. Podziękował i chciał wyjść.
- Te, chyba powiedziałam, że nie puszczę cię samego w takim stanie.
Brunet westchnął i usiadł na krześle. Napił się wody i złapał za głowę.
- Trzeba było wypić więcej. - stwierdziła Cas wchodząc do kuchni.
- Tobie nie grozi więzienie. - mruknął Gale.
- Nie, ale to nie powód, żeby się tak upijać. - odparła Cas, podeszła do mnie, przytuliła mnie i powiedziała:
- Wiesz siostro jak cie kocham?
- Mów co chcesz. - zaśmiałam się. - Pojedziesz ze mną do miasta, kupię sobie rolki i nauczysz mnie na nich jeździć.
- Ok, ale najpierw pojadę z tym tam. Jak wrócimy.
Dopiłam moją kawę i pokazałam Gale'owi ruchem ręki, że ma się zbierać. Wsiedliśmy na motor i po kilkunastu minutach drogi zatrzymałam się przed budynkiem sądu. Weszliśmy do środka, a na ławce przed salą sądową siedział Mike. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a on tylko się zaśmiał. Po chwili pod salę podeszła Natalie. Przywitaliśmy się z nią, a Mike oczywiście nie powstrzymał się od komentarza.
- Już się pocieszyłaś innym? - zapytał Natalie chłopak.
- Za mało oberwałeś? - zapytałam.
- Ciesz się, że nie zgłosiłem na policję drugiego pobicia.
- Jakiego drugiego pobicia? - zapytał mnie Gale, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo drzwi na salę się otwarły i poprosili ich na salę.
Czekałam tam około dwóch godzin. Pierwszy z sali wyszedł strasznie wkurzony Mike, a zaraz za nim Natalie i Gale. Nikt nie odezwał się słowem, dlatego też o nic nie pytałam. Przed budynkiem pożegnaliśmy się z Natalie i wsiedliśmy na motor. Kiedy zatrzymałam się na podjeździe odezwał się Gale:
- Mam odrobić 200 godzin na pracach społecznych.
- To i tak dobrze.
- Dobrze? Nie dość, że namęczě się u mnie w pracy ti jeszcze muszę odrabiać te dwieście godzin.
- Nie narzekaj. Zawsze mogło być gorzej. Ciesz się, że cię nie wsadzili. - odparłam, wchodząc do domu.
- I co? - zapytała Cassie wychodząc z salonu.
Gale wszystko jej odpowiedział, a później usiedliśmy w salonie. Pogadaliśmy na luźniejsze tematy, a później wszyscy wyszliśmy z domu. Gale pojechała do domu, a my całą dziesiątką poszliśmy pieszo do miasta. Na miejscu spotkaliśmy Natalie, z którą poszliśmy na zakupy. Cassie kupiła wymarzone rolki, a my z Natalie byłyśmy opkupione ciuchami.
- Nie idę z tobą więcej na zakupy.-stwierdziłam, żegnając się z Natalie.
- Mówisz tak za każdym razem. - odparła dziewczyna, cmokając mnie w policzek.
Zaśmiałam się, a później poszła w swoją stronę, a my do domu.
Kiedy wróciliśmy, zdążyłam się tylko przebrać i zabrać rolki, bo Cassie chciała jak najszybciej nauczyć się jeździć.
Ubrałam krótkie szorty, luźną bluzkę na ramiączkach, a w pasie przywiązałam czerwoną koszulę w kratkę. Zabrałam swoje rolki i ubrałam je, kiedy usiadłam na krawężniku. Ósemka chłopaków usiadła na murze, który znajdował się za mną, a do mnie dołączyła Cassie ze swoimi nowo zakupionymi rolkami. Usiadła obok mnie i założyła je na nogi.
- Pomóż wstać. - poprosiła, kiedy stanęłam na przeciwko niej. Podałam jej ręce i pociągnęłam ją. Brunetka pisnęła, kiedy jej rolki przesunęły się kilka centymetrów do przodu, a moje kilka centymetrów do tyłu.
- Spoko, nie bój się. - powiedziałam uśmiechnięta.
- I co teraz? - zapytała Cas.
- Paczaj. Jedna noga do przodu, a druga...
- Do tyłu? - przerwała mi brunetka.
- Jeśli chcesz zrobić szpagat... Nie jedna jedzie do przodu, a druga jest lekko w powietrzu. Patrz.
Przejechałam kilka metrów do przodu, żeby pokazać Cassie o co chodzi, a później troszkę przyspieszyłam, żeby się obrócić i bez zatrzymania podjechać z powrotem do dziewczyny. Złapałam ją za ręce i zaczęłam jechać tyłem, nie puszczając jej. Poinstruowałam ją jak ma poruszać nogami i po kilku minutach jazdy, kurczowego trzymania mnie za ręce, udało jej się przejechać kilka metrów samej. Cały czas asekurowałam ją, aby się nie przewróciła.
- No i świetnie! - stwierdziłam, zatrzymując się.
- Gdzie idziesz? - zapytała, widząc, że idę w stronę chłopaków.
- Odpocząć, gorąco.
Usiadłam obok Sugi i napiłam się wody. Patrzyłam jak mojej przyjaciółce coraz lepiej wychodzi jazda. W pewnym momencie usłyszałam, jak krzyczy, pytając jak się hamuje. Kiedy spojrzałam w jej stronę, zobaczyłam, że zbliża się do sporej górki. Niewiele myśląc zeskoczyłam z muru i rozpędziłam się tyle ile mogłam, aby ratować Cassie. Kiedy tylko zobaczyłam, jak przytula się do drzewa, znajdującego się na poboczu, odetchnęłam z ulgą, ale w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że nie opanowałam jeszcze hamowania przy zjeździe z górki. Na moje szczęście, na dole znajdował się znak, o który mogłam się obrócić. Odetchnęłam z ulgą, że się nie zabiłam i wjechałam pod górkę. Zatrzymałam się w połowie, gdzie stała Cassie.
- Wszystko okey? - zapytałam, a dziewczyna pokiwała głową. Zaczęłam się staczać do tyłu, dlatego złapałam Jimina za rękaw. Chłopak spojrzał na mnie i złapał za rękę, abym nie zjechała tyłem w dół. Zico zaczął powoli ciagnąć Cas pod górę, a moją drugą rękę złapał Jung Kook i spojrzał na Jimina. Chłopak odpowiedział mu roześmianym spojrzeniem, na co obydwoje zaczęli biec, nie puszczając moich rąk. Kiedy się zatrzymaliśmy, położyłam się na trawie, a następnie zdjęłam rolki. Napiłam się wody i odparłam o mur. Nie siedziałam tak długo, bo usłyszałam dźwięk kół deskorolki.
- Siema Chamy! - wykrzyknął Austin.
- Siema, a ty nie w pracy? - zapytałam, obejmując chłopaka.
- Rzuciłem to. Właściwie dobrze, że Cię widzę. Jak się zwalniałaś powiedziałaś coś o wypłacie.
-Nooo...
- No bo mi też nie wypłacił za trzy miesiące i chcę do niego jutro iść.
- Właśnie... Zapomniałam. Pojadę z toba, bo też muszę z nim pogadać.
- Spoko. A co z twoją nauką jazdy na desce? - zapytał uśmiechnięty Austin.
- Hmm no cóż... Krucho - odparłam.
- No to wstawaj. - powiedział i popchnął w moją stronę deskę, którą złapałam i postawiłam na asfalcie.
- Jak się zabiję, to wiesz, Cassie cie zamorduje.
Austin zaśmiał się i poinstruował mnie, co mam robić. Skończyło się na tym, że po próbie jazdy stanęłam obydwoma nogami na desce. Kiedy się odważyłam oderwać jedną, aby się nią odepchnać, przejechałam około metra i zaskoczyłam z deski. Wszyscy obserwowali z rozbawieniem moją nieudolną próbę nauczenia się jazdy na tym diabelskim wynalazku. Po kilku kolejnych próbach, Austin podał mi ręce i powiedział, żebym spróbowała jechać, trzymając się jego. Dzięki temu czułam się pewniej i przejechałam kilkadziesiąt metrów.
- A teraz sama.
Wywrociłam oczami, ale spróbowałam, przejechałam około pięciu metrów, ale przy trzecim odepchnięciu się, za daleko postawiłam nogę z tyłu, co zaskutkowało tym, że deska poleciała z dziesięć metrów do przodu, a mnie odrzuciło do tyłu, na szczęście się nie wywróciłam. Wzięłam deskę do ręki i oddałam ją Austinowi:
- Czuję, że to źle skończy się dla twojej deski. Oddaję do póki jest w całości. - powiedziałam, a chłopak się zaśmiał.
- Ale ścigasz się ze mną.
- Spoko. - odparłam z uśmiechem. Założyłam rolki i dałam znać, że jestem gotowa. Wystartowaliśmy w tym samym czasie i na początku dałam mu fory. Dopiero kiedy zwróciliśmy, dodałam gazu i pierwsza zatrzymałam przy murze.
- Wiesz, jednak wolę swoje rolki.-powiedziałam do Austina, kiedy po kilku sekundach podjechał obok mnie.
- Spoko. To co do jutra. Będziesz pod restauracją koło dziesiątej? - zapytał, a ja przytaknęłam.
Później wszyscy wróciliśmy do domu. Wzięłam szybki prysznic i poszłam pościelić łóżka.
- Mam być zazdrosny o tego chłopaka? - zapytał szeptem Kookie, kiedy położyłam się obok niego, a wszyscy już spali.
- Nie. - odszepnęłam i zasnęłam.
Rano jak zwykle wstałam pierwsza i poszłam się ogarnąć. Zabrałam się za robienie śniadania, przy okazji słuchając muzyki i tańcząc po całej kuchni. Postanowiłam zrobić jajecznicę, cały czas śpiewając pod nosem i ruszając się w takt muzyki. Otwierając lodówkę, aby wyciągnąć z niej potrzebne produkty, zobaczyłam sylwetki. Przestałam nucić i niepewnie wychyliłam się zza drzwiczek.
- Obudziło was moje wycie? - zapytałam troszkę zmieszna, widząc dziesiątkę ludzi w kuchni.
- Wycie? Człowieku, znamy się tyle lat i nigdy nie słyszałam jak śpiewasz! A tu się okazuje, że masz taki zajebisty głos! - wykrzyknęła Cassie.
- Brałaś coś? - zapytałam coraz bardziej zawstydzona, że ktoś słyszał jak śpiewam.
- Chamy, mówię serio.
- Cas ma rację. Masz super głos. - stwierdził Suga.
- Dzięki, ale I tak tak nie uważam. - odparłam, dokańczając przygotowywanie jajecznicy.
- Dlaczego jesteś tak mało pewna siebie? - zapytał Zico.
- Jeśli przez całe życie rodzice wmawiali ci, że jesteś beznadziejna i nic nie potrafisz, mogłabyś być lepsza, powinnaś brać przykład z brata, bo to jest idealne dziecko, a nie to co ty, to raczej trudno jest być pewną siebie. - wyjaśniłam, stawiając talerze na stole.
- Ale teraz my ci mówimy, że jesteś dobra w tym co robisz. Zajebiście tańczysz i do tego okazuje się, że zajebiście śpiewasz. Teraz pozostaje tylko zadanie dla ciebie, żebyś w siebie uwierzyła. - powiedział Jin.
- Spróbujesz? - zapytał Jimin.
- Spróbuję. - odparłam i dodałam:
- A teraz jedzcie, bo będzie zimne. Smacznego.
Zjedliśmy śniadanie i wszyscy poszli zająć się sobą. Ja przebrałam się w strój na motor. Wychodząc z domu, zderzyłam się z rodzicami.
- Kurcze, akurat muszę wyjść. Poczekajcie na mnie około godzinki, półtorej. Proszę, muszę z wami porozmawiać. - poprosiłam, wypuszczając ich do środka.
- Ale tylko półtorej godziny. - stwierdziła mama.
- Postaram się wyrobić.
Szybko pobiegłam do Cassie i poprosiłam ją, aby zatrzymała ich, dopóki nie wrócę.
- Dlaczego? - zapytała zdziwiona brunetka.
- Chcę się z nimi pogodzić. - odpowiedziałam i wyszłam z domu.
Po kilku minutach drogi byłam w mieście. Zatrzymałam się pod restauracją i zaczekałam tam na Austina. Kiedy wreszcie przyszedł, weszliśmy do środka i od razu skierowaliśmy się do gabinetu szefa. Facet oczywiście bronił się, że wysłał nasze wypłaty, ale byliśmy nie ustąpliwi i po godzinie "rozmowy" wysłał nasze wynagrodzenia w naszej obecności, na nasze konta. Po ponad godzinie siedzenia u byłego szefa, wreszcie wyszliśmy z restauracji.
Chciałam jak najszybciej być w domu i porozmawiać z rodzicami. Wyszłam, a raczej wbiegłam do domu i radośnie krzyknęłam:
- Jestem!
Pobiegłam do salonu i stanęłam jak wryta, widząc dwóch policjantów i wszystkich, oprócz rodziców.
- Pani Chamyya O'Brian? - zapytał straszy mundurowy.
- Tak. - odparłam i zobaczyłam, że wszyscy mają zmartwione miny.
- Mamy dla pani złą wiadomość. Pani rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym. - poinformował mnie policjant, a ja analizowałam, co właśnie powiedział.

CZYTASZ
BTS
Hayran KurguTak jak informuje tytuł, fanfic jest o koreańskim zespole BTS, jednak niektóre informacje o nich zostały zmienione na potrzeby ff. Zapraszam do czytania ^^