BTS_09

829 54 4
                                    

- No i co piszą? - dopytywała moja przyjaciółka.
- No życzenia... - odpowiedziałam, nie do końca dowierzając, że osoby, z którymi nigdy w życiu się nie widziałam, zapraszają mnie do siebie, bo chcą mnie poznać.
- Kręcisz. Powiedz prawdę - domagała się Cas.
- Czy to jest logiczne, żeby ludzie, których nigdy nie widziałam na oczy, którzy nie nawidzą się z moją matką i nigdy się nami nie interesowali, nie chcieli utrzymywać z nami kontaktu, nagle po dwudziestu latach chcą poznać swoją kuzynkę? - zapytałam, tępo wpatrując się w kawałek papieru, który trzymałam w ręce.
- Co? Żartujesz? Że niby dalsza rodzina twojej matki chce cię poznać? Nie to nie jest logiczne.
- No właśnie. - odpowiedziałam, siadając na kanapę.
- Co dokładnie napisali? - dopytywała się Cassie.
- No, że chcą, żebym do nich przyjechała, bo jak to określili, chcą dogadać się z młodszą wersją mojej mamy. To stwierdzenie tylko potwierdza, że mnie zupełnie nie znają, bo gdyby znali, to wiedzieli by, że nie jestem do niej podobna nawet w jednym procencie.
- Ej, ale z drugiej strony, jak tam pojedziesz, to pokażesz im, że jesteś inna niż twoja mama i - nie dałam dokończyć Cassie zdania, bo jej przerwałam:
- Po pierwsze kto ci powiedział, że pojadę?
- Chamy, znam cię.
Miała rację. Chciałam jechać, ale nie powiedziałam tego głośno. Pokręciłam głową i poszłam do kuchni nalać sobie czegoś do picia.
O dziesiątej wyszłam z psem i poszłam z nią na łąkę, gdzie jak zwykle, gdy z nią wychodziłam, spuściłam ją ze smyczy. Chciałam iść na ławkę, ale nagle ktoś objął mnie od tyłu w pasie i położył głowę na mojej. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to.
- Wyszłaś beze mnie. - stwierdził, ale w jego głosie nie wyczułam urazy.
- Chciałam troszkę pomyśleć.
- Mam iść?
- Nie, zostań. - poprosiłam i odwróciłam się przodem do niego i go przytuliłam.
- Chodź usiąść. - powiedział brunet i pociągnął mnie w stronę ławki. Usiadł, a ja chciałam usiąść obok niego, jednak on pociągnął mnie na swoje kolana. Dobrze, że było ciemno i nie mógł zobaczyć moich rumieni na policzkach.
Objął mnie w pasie, a ja przerzuciłam mu ręce za szyję.
- No to o czym chciałaś pomyśleć? - zapytał Kookie, patrząc mi w oczy.
- O wszystkim, a szczególnie o wyjeździe...
- Czyli Cas miała rację, że go nie odpuścisz. - zaśmiał się Jung Kook i cmoknął mnie w nos.
- Jeszcze nie wiem, czy pojadę. Nie znam ich, nigdy z nimi nie rozmawiałam, no po prostu nie będę się czuła komfortowo w takiej sytuacji, tym bardziej, że wiem jakie mają podejście do moich rodziców. Z tego co wiem, to nigdy nie mieli dobrego zdania na ich temat, więc nie wiem co o mnie myślą. Może sądzą, że wcieliłam się w matkę?
- Tego nie wiesz, a Cas miała rację, mówiąc, że jeśli tam pojedziesz, to pokażesz im, że wcale nie jesteś do niej podobna. A poza tym dobrze jest poznać swoją rodzinę. - powiedział Kookie.
- Zobaczę.
Chłopak delikatnie musnął moje usta swoimi. Chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Chodź wracamy. - szepnął mi do ucha i zaczął wstawać.
Odprowadziliśmy Astrę do domu wróciliśmy do mnie. Jak zwykle poszłam wziąć prysznic i pościelić łóżka. Wieczorem wszyscy jeszcze posiedzieliśmy razem i pogadaliśmy, a później wszyscy poszli spać.
Długo nie potrafiłam zasnąć, więc wstałam, starając się nikogo nie obudzić. Na palcach zaszłam ze schodów. Poszłam do kuchni i nalałam sobie mleka, które podgrzałam i od razu wypiłam.
Wróciłam do pokoju i zorientowałam się, że na łóżku nie ma dla mnie miejsca. Wyciągnęłam z szafy dodatkową kołdrę i rozłożyłam ją na podłodze. Położyłam się na jednej połowie kołdry i przykryłam drugą. Po chwili udało mi się zasnąć.
Obudziłam się około czwartej i zorientowałam się, że jestem już wyspana. Wstałam i poszłam do łazienki.
- Kookie wstawaj. - szepnęłam, kiedy wróciłam po piętnastu minutach do pokoju. Chłopak coś mruknął, ale powoli otworzył oczy.
- Jest noc. - mruknął.
- Chodź nie pożałujesz. - stwierdziłam, niemal ściągając go z łóżka.
Z ociąganiem wstał i spojrzał na mnie zaspanyn wzrokiem. Wyglądał tak uroczo, kiedy miał rozczochrane włosy.
- No chodź. - pociągnęłam go w stronę przedpokoju.
Poszedł do łazienki i po chwili wrócił. Wyszliśmy na dwór, gdzie było jeszcze ciemno. Skierowaliśmy się w stronę jeziora i usiedliśmy na ławce.
- Jeszcze chwilka. - stwierdziłam patrząc na lasy, znajdujące się po drugiej stronie wody.
Po kilku minutach za drzew zaczęło wyłaniać się duże, okrągłe, czerwone słońce. Las odbijał się w krwisto czerwonej wodzie. Uwielbiałam ten widok.
- Pięknie. - stwierdził Kookie.
- Lubię przychodzić tutaj o świcie. To miejsce wygląda wtedy tak magicznie. - powiedziałam, wpatrując się w wschodzącą gwiazdę.
- Dlaczego spałaś na ziemi? - zapytał brunet.
- Bo na łóżku nie było miejsca.
- Trzeba było położyć się na mnie. Tam było miejsce. - odparł z szerokim uśmiechem Kookie, a ja zaśmiałam się i lekko uderzyłam go w ramię.
- Chciałbyś.
- No pewnie. - odpowiedział i zaczął przybliżać twarz do mojej. Kiedy nasze usta prawie już się stykały, usłyszałam głos Hyorin:
- Cześć ciociu. Minho pozwolił mi na chwilkę przyjść się z tobą przywitać. Wiedziałam, że tu będziesz. - dokończyła, wdrapując mi się na kolana.
- Cześć Hyurin. Minho przyjechał?
- Tak, tylko na chwilkę, więc tak szybko powiem, co mam do powiedzenia. - stwierdziła sześciolatka i kontynuowała swoją wypowiedź:
- Posłuchałam piosenki, które mi poleciłaś i ostatecznie stwierdzam, że są nawet spoko. I mogłabyś mi powysyłać zdjęcia tego zespołu i tego twojego całego ub. Nie twierdzę, że jest jakoś wybitnie przystojny, ale cóż.... - mówiła Hyorin, a ja zrobiłam się cała czerwona, aż po uszy.
- Ale to kiedy indziej ci powysyłam zdjęcia. - stwrdziłam, nadal płonąc ze wstydu.
- Nie. Teraz. Daj telefon. - stwierdziła dziewczynka i wyciągnęła z mojej kieszeni komórkę i zaczęła przeglądać zdjęcia Bangtan'ów. Ukradkiem zerknęłam na Kookie'go i zobaczyłam, że szeroko się uśmiecha.
Hyorin dalej przeglądała moją galerię i wysyłała sobie zdjęcia na swoją komórkę. Przy jednym zdjęciu Jung Kook'a zatrzymała się i spojrzała na chłopaka siedzącego obok mnie.
- Ej podobny. - stwierdziła mała.
- No bo to ja. - odezwał się Kookie.
- Aha. Masz duży nos. Minho mi powiedział, że w Korei to komplement.
Kookie się zaśmiał, a ja omało nie zakrztusiłam się własną śliną.
- A powiedział dlaczego? - zapytałam.
- Nie.
- Tyle dobrze. - zaśmiał się Kookie.
- Dobra idę, bo Minho mnie zabije, że mnie nie ma. - stwierdziła Hyorin, cmoknęła mnie w policzek i już jej nie było. 
- Czego on ją uczy? - pokręciłam głową. Kookie się zaśmiał.
- Czyli mówisz, że jestem twoim ub? - zapytał, przysuwając się bliżej mnie.
- Ja tego nie powiedziałam. - droczyłam się z nim.- Tae właściwie też jest słodki, Jin uroczy, Jimin ma fajną klatę... - chciałam wymieniać dalej, ale chłopak skutecznie zamknął mi usta pocałunkiem. Najpierw niewinnym, który z każdą sekundą stawał się bardziej namiętny. Wplotłam mu ręce we włosy, a on pociągnął mnie na swoje kolana i objął w pasie.
- A czy któryś z nich potrafi tak całować? - zapytał, kiedy się od siebie odsunęliśmy.
- Nie wiem, muszę to sprawdzić. - dalej się z nim droczyłam.- ale miałam za mało próbki. - dodałam i wpiłam się w jego usta. Zaskoczyło go to, ale odwzajmnił pocałunek. Siedzieliśmy jeszcze chwilkę, a później poszłam do domu. Stwierdziliśmy, że najpierw pójdę ja, a on przyjdzie troszkę później.
- Hej wszystkim! - przywitałam się, wchodząc do kuchni.
- Hej, ty już nie śpisz? - zapytała Cas.
- Nope, patrzyłam na wschód słońca. Ej nie ma już soku pomarańczowego? - zapytałam, zaglądając do lodówki i do szafki.
- Przecież był Minho. Sok się zmył. -  odpowiedział na moje pytanie Jin.
- Tak. Ej Cas, zrobimy dzisiaj ognisko? - zapytałam przyjaciółkę, nalewając sobie wody.
- W sumie to nie jest zły pomysł, ale trzeba jechać do miasta. - odparła.
- Kto jedzie ze mną? - zapytałam.
Sześcioro chłopaków podniosło ręce.
-Ja nie mogę, więc możecie wziąć mój samochód. - stwierdziła Cas.
- Ale nas jest sześciu, a w samochodzie zmieści się pięć osób. - stwierdził J-hope.
- Ktoś może jechać ze mną na motorze.
- No to ja z miłą chęcią się przyjadę. - powiedział Suga.
- No to ja w drodze powrotnej. - poinformował V.
- Spoko. Idę się przebrać. Suga zaraz przyniosę ci strój. - powiedziałam i poszłam do pokoju po odpowiedni strój dla mnie i dla Sugi.
- Ja prowadzę! - krzyknął Jin, podbiegając do samochodu Cas.
Wsiadłam na motor i podałam Sudze kask. Usiadł za mną i niepewnie objął mnie w pasie. Kiedy ruszyłam za Jinem, Suga objął mnie mocniej. Kiedy tylko wjechaliśmy na pustynną drogę, wyprzedziłam auto Cas i pomachałam Jinowi.
- Ostatni raz z tobą jadę. Chciałaś nas zabić. - stwierdził Suga, a ja się zaśmiałam.
- No co ty, ciebie byłoby szkoda. - odpowiedziałam z uśmiechem. Po chwili na parking podjechał Jin.
- Ile jechałaś? - zapytał chłopak.
- Mało. Około stu pięćdziesięciu. - odprłam, wzruszając ramionami.
- Tae ty z nią jedziesz w drodze powrotnej. - powiedział Suga do drugiego chłopaka.
- Spoko. - Zgodził się tamten.
Poszliśmy do sklepu i kupiliśmy wszytko co było potrzebne do ogniska. Wracając wstąpiliśmy na lody. Usiedliśmy przy największym stoliku.
- Szkoda, że nie ma Jung Kook'a. - stwierdził Rapmon, na co wszyscy się z nim zgodziliśmy.
- Aha, idę jeszcze po sok pomarańczowy. Idźcie już powoli do samochodu. - powiedziałam, wstając od stolika.
Skierowałam się w stronę dużego marketu i zaraz po wejściu poszłam na dział z sokami. Wybrałam odpowiedni karton i poszłam do kasy. Stanęłam w dość dużej kolejce i czekałam. Kiedy podeszłam do kasjerki, żeby zapłacić, usłyszałam piskliwy głos Kate. Kiedyś chodziłam z nią do szkoły, Kate to taka typowa lalka barbie.
- Chammya, jak miło mi cię widzieć.
- No niestety nie mogę powiedzieć tego samego. - odparłam.
- Co nowego u ciebie słychać?
- Nic, ale wiesz mam dla ciebie poradę, bo na dworze jest gorąco.
- No dawaj. Przyda się.
- Nie stój za długo na słońcu, bo plastik szybko się topi. - powiedziałam i odeszłam od kasy. Skierowałam się w stronę parkingu, ale po drodze zobaczyłam sześcioro znajomych twarzy. Ktoś z nimi rozmawiał, ale nie wyglądało to na miłą rozmowę. Nie musiałam podchodzić zbyt blisko, żeby zobaczyć kto to.
- Ej! - krzyknęłam i podeszłam bliżej, stając między BTS, a dwoma znajomymi mi chłopakami.
- Macie jakiś problem? - zapytałam dwójki dresów.
- Jesteś z nimi? - zapytał młodszy, Jasper.
- Tak, a co? Gdyby nie byli ze mną, tobyście ich pobili? - zapytałam ze złością.
- Nie no co ty, wiesz, że cię szanujemy. - odparł Jasper.
- Kto szanuje ten szanuje. - odezwał się ten drugi, Mike.
- Zamknij się Mike. - wysyczał Jasper.
- Bronisz jej? To jej brat mnie pobił!
- Mogłam się domyśleć, że to o ciebie chodziło. - powiedziałam, patrząc chłopakowi prosto w oczy, odwróciłam się, chcąc odejść. Zrobiłam dwa kroki, a Mike powiedział:
- Takich jak twój brat powinno się trzymać w psychiatryku!
Zatrzymałam się w połowie kroku, powoli się odwróciłam i przyłożyłam mu z pięści w twarz. Chłopak wywrócił się na ziemię, a z nosa pociekła mu krew. Sześcioro chłopaków stanęło jak wtrytych.
- To za Gale'a i tą dziewczynę. Zapewne z miłą chęcią też by ci przywaliła. - powiedziałam i jakby nigdy nic odeszłam. Za sobą usłyszałam jego głos:
- To miasto jest za małe na naszą dwójkę!
- To się wprowadź! - krzyknęłam przez ramię.

BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz