9-Sczęśliwy

487 55 6
                                    

Harry's pov

-Tak, jestem pewny, że już nie potrzebuję tu więcej przychodzić. Jestem szczęśliwy i spotkania już nic nie dają-westchnąłem cicho i wzruszyłem ramionami.

-Więc gratuluję, pomyślnie ukończyłeś leczenie- mój psycholog się uśmiechnął i wstał, żeby podać mi rękę-wiesz, że jak będziesz jeszcze potrzebował się spotkać to zawsze możesz dzwonić?

Pokiwałem głową, ale wiedziałem, że już nie będzie mi to potrzebne. Pożegnałem się i od razu szczęśliwy pojechałem do domu. Zaparkowałem samochód i wyszedłem. Otworzyłem drzwi i pierwsze, co zobaczyłem to Louis z bukietem róż.

-Szczęśliwej trzeciej miesięcznicy, kochanie-uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie mocno. I to wcale nie było tak, że miałem ochotę się rozpłakać, bo już trzy miesiące jesteśmy razem i kocham go tak mocno, że żadne słowa nie potrafiłyby tego wyrazić. Poczułem łzy w oczach i mocniej się w niego wtuliłem.

-Dziękuję, Lou- uśmiechnąłem się lekko i odsunąłem się od niego.

-Idź się przebrać, mam dla ciebie niespodziankę.

Pokiwałem głową i założyłem czarne jeansy i koszulę. Przejrzałem się w lustrze i poprawiłem włosy. Podekscytowany wyszedłem z pokoju i popatrzyłem na chłopaka, opierającego się o ścianę. Zmierzył mnie wzrokiem i przygryzł wargę.

-Ładnie wyglądasz, kochanie- wyszeptał, a ja się uśmiechnąłem.

Po chwili byliśmy już w samochodzie. Postanowiłem, że nie będę pytać, gdzie jedziemy. W końcu miała to być niespodzianka, co nie zmieniało faktu, iż byłem podekscytowany, jak nastolatka przed koncertem idola. Jechaliśmy przez kilkanaście minut, po tym czasie Louis zatrzymał się na parkingu. Rozejrzałem się dookoła.

-Nie zrobiłeś tego- powiedziałem cicho, patrząc na jedną z droższych restauracji w Londynie.

-Zrobiłem. Chodźmy, bo się spóźnimy- posłał mi uśmiech i złapał za rękę. Niepewnie wszedłem do środka i się rozejrzałem. Wszystko było takie eleganckie. Na ścianach wisiały obrazy, a na suficie szklane żyrandole. Przy każdym stole siedziały pary i było czuć zapach jedzenia i róż.

-Dobry wieczór, mieliśmy rezerwacje na nazwisko Tomlinson.

Mężczyzna ubrany w garnitur zaprowadził nas do stolika z widokiem na London Eye i podał nam karty z daniami. Na początku Louis zamówił butelkę czerwonego wina.

-Wybierz, co chcesz. W końcu trzecią miesięcznicę związku będziemy mieć tylko raz w życiu- wyszeptał i położył rękę na moim udzie, gładząc je lekko.

Myślałem, że dwa razy, chyba że to, co kiedyś mieliśmy się dla ciebie nie liczy.

Skinąłem głową i spojrzałem na menu.

-Chciałbym łososia w sosie koperkowym-uśmiechnąłem się lekko. Była to jedna z tańszych potraw.

Chłopak zastanawiał się przez chwilę- wezmę to samo- wzruszył ramionami. Po chwili przyszedł kelner, więc Louis złożył zamówienie.

-Jest tu bardzo ładnie, dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś- szepnąłem i spojrzałem mu w oczy.

-Wiedziałem, że ci się tu spodoba-uśmiechnął się.

Odwróciłem wzrok i spojrzałem na kelnera, nalewającego wino do dwóch kieliszków. Podziękowałem mu cicho i wziąłem jeden z nich i powoli zacząłem pić. Po kilkunastu minutach dostaliśmy zamówione dania. Prezentowały się bardzo dobrze. Spróbowałem i przez chwilę rozkoszowałem się smakiem.

-To chyba najlepszy łosoś, jakiego jadłem w całym życiu- uśmiechnąłem się.

-Cieszę się, że ci smakuje, kochanie.

Gdy skończyliśmy jeść, Louis zapłacił i wolałem nawet nie patrzeć na kwotę umieszczoną na rachunku. Wyszliśmy, trzymając się za ręce.

-Chodźmy na London Eye, skarbie- nie zdążyłem odpowiedzieć, bo chłopak pociągnął mnie w stronę kolejki. Szatyn mnie do siebie lekko przytulił i po upływie trzydziestu minut mieliśmy bilety i już byliśmy w środku. Usiadłem obok Louisa, nadal trzymając jego rękę. Po chwili zaczęliśmy się unosić. Podniosłem się lekko i oglądałem widoki.

-Tu jest... pięknie- wyszeptałem tak, jakby głośniejsze słowa miały zrujnować cały spokój i piękno.

Londyn nocą z tej wysokości był niesamowity. Wszystko było takie inne, lepsze. Czułem się wolny, jakby nic już mnie nie ograniczało. Po chwili poczułem usta chłopaka na moich. Zamknąłem oczy i delikatnie oddawałem pocałunki. Zobaczyłem, że byliśmy już blisko ziemi, więc tylko zrobiłem nam zdjęcie i wstałem. Wyszliśmy i Louis zadzwonił po taksówkę, która zabrała nas do domu.

-Dziękuję za ten wieczór, ja też coś dla ciebie mam- uśmiechnąłem się i zaprowadziłem szatyna do pokoju. Podałem mu małe pudełeczko i patrzyłem, jak je otwiera. Były tam dwie bransoletki z wygrawerowanymi naszymi inicjałami, dodatkowo na mojej był statek, a na Louisa kompas.

-To jest bardzo piękne, dziękuję-założył swoją na rękę, a drugą podał mi- dlaczego statek i kompas?

-Bo kiedy się zgubiłem, ty mnie naprowadziłeś na dobrą drogę, byłeś moim kompasem-wyszeptałem.

Chłopak położył mnie na łóżku i zaczął całować z taką delikatnością, jakbym był z porcelany i miał się zaraz rozpaść na drobne kawałeczki.

Tej nocy kochaliśmy się powoli, a każdy ruch wyrażał wszystkie uczucia, którymi siebie darzyliśmy.

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale nie miałam weny. Mam nadzieję, że nie jest on tak nudny, jak myślę, ale w następnym rozdziale zdarzy się coś ciekawego, obiecuję.

PS nie opisałam sceny seksu, bo nie wiem, czy by mi to wyszło, a nie chciałabym publikować shitu w moi ff. 

Skinny love/ Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz