11-Upadek

451 46 6
                                    



Podczas czytania słuchaj Skinny Love-Birdy (na górze) albo Save Yourself. Oba pasują do rozdziału.

Louis' pov

-Harry nie żyje.

-Słucham? To jakiś żart?

-Nie, niestety to nie jest żart, popełnił samobójstwo- głos zaczął jej się łamać- porozmawiamy później.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo poczułem, jak telefon wypada mi z ręki. Stałem tak chwilę w szoku, patrząc w jeden punkt.

Harry nie żyje. To wszystko przez ciebie. Zabiłeś go.

Upadłem na ziemię i poczułem, jak łzy spływają po moich policzkach.

Przecież to nie może być prawda.

Zacząłem żałośnie szlochać, nie mogąc się uspokoić. Już wiedziałem, jak może się komuś zawalić świat w jednej chwili. Kilka słów niszczy wszystko. Niby świat nadal istnieje, ale nie dla mnie. Moim całym światem był Harry. Kilkukrotnie próbowałem się podnieść z podłogi, ale bez skutku. Nic nie widziałem przez ścianę łez i upadałem za każdym razem, kiedy chciałem się podnieść. To właśnie jest ironia- chcesz wstać i ruszyć dalej, ale za dużo razy już upadłeś. W końcu przychodzi ten ostatni upadek, po którym nie zostaje już nic. Moje słowa doprowadziły do ostatniego upadku Harry'ego. Tym, po którym nie mógłby się już podnieść, tym który go zniszczył doszczętnie. To ja powinienem być na jego miejscu, on niczym sobie nie zasłużył. Ale życie nigdy nie było i nigdy nie będzie sprawiedliwe. Jeszcze wczoraj wierzyłem, że Harry mi wybaczy i wszystko się ułoży. Niektórzy mówią, że po każdym deszczu pojawia się tęcza, ale nie wyobrażałem sobie dalszego życia bez niego. Miałbym całować inne usta i trzymać inną rękę przez resztę życia? Nie wiem czy bym potrafił codziennie się budzić i nie móc oglądać oczu w odcieniu najpiękniejszej zieleni i nie móc słuchać tego pięknego, głębokiego głosu. To było takie nierealne, wiedzieć że już nigdy nie zobaczę uśmiechu ukochanej osoby, już nigdy z nią nie porozmawiam.

Zamknąłem oczy i wziąłem kilka głębokich wdechów, ale to nie pomogło. Znowu zacząłem szlochać. I tak w kółko. Ledwo doczołgałem się do kuchni i łapiąc się szafki wstałem. Wziąłem butelkę z wódką z blatu i nie myśląc, wziąłem kilka łyków. Przy próbie postawienia szkła na miejsce, wyślizgnęło mi się z ręki i upadło na podłogę, rozpryskując się na setki kawałków. Było w rozsypce, zupełnie jak ja. Już nie dało się tego skleić. Nawet nie trudziłem się z jego posprzątaniem. Ostatnie, co pamiętam to upadek na ziemię. Potem zasnąłem.

***

Obudził mnie trzask otwieranych drzwi. Powoli otworzyłem oczy i zupełnie mnie zamurowało. Spojrzałem na wchodzącą osobę i szybko wstałem.

-Harry?- spojrzałem zaskoczony na chłopaka.

-Przepraszam za wszystko, Lou- wyszeptał i przytulił mnie mocno. Zacząłem cicho szlochać z ulgą i nie potrafiąc nic powiedzieć.

-Nawet nie wiesz, co ja przeżyłem, dlaczego to zrobiłeś?- popatrzyłem na niego.

-Pamiętaj o mnie, Louis. Ułóż sobie życie z kimś innym- nachylił się, żeby mnie pocałować po raz ostatni i zniknął. W jednej chwili. Rozpłynął się w powietrzu zupełnie, jak moje szczęście.*

***

Obudziłem się zlany potem i rozejrzałem się po pomieszczeniu.

-Harry, gdzie jesteś?- krzyknąłem i zacząłem się rozglądać. Dotknąłem moich ust i poczułem łzy w oczach.

To był tylko sen.

A może Harry chciał mi coś przekazać? Może to było pożegnanie? Nie zdążyłem dłużej się nad tym zastanawiać, bo usłyszałem dzwoniący telefon. Nawet nie spojrzałem, kto dzwonił, tylko odebrałem.

-Halo?- spytałem sennym głosem i ziewnąłem cicho.

-Przyjedź do szpitala, szybko.

***

Harry's pov

Powoli wszedłem po schodach. Uśmiechnąłem się sztucznie do patrzącej na mnie dziewczynki i poszedłem dalej, wchodząc na balkon. W końcu jest ten krytyczny moment, kiedy nie masz siły, żeby płakać, nie masz siły na nic. Spojrzałem na londyńskie niebo, które płakało za mnie. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Byłem gotowy. Inaczej nie umiałem. Czułem, że Ziemia to nie miejsce dla mnie. Może w niebie jest lepiej? Nie wyobrażałem sobie dalszego życia tutaj. Bez Louisa nic nie było identyczne. Odszedł i zabrał ze sobą całe moje szczęście. Był jedyną osobą, która trzymała mnie przy życiu. Powinienem umrzeć już dawno temu, więc dlaczego jeszcze żyję? Co mnie trzymało tutaj tyle czasu? Ludzie mówią, że podobno nadzieja umiera ostatnia. We mnie już umarła, więc ja też zacząłem powoli umierać.

Wszedłem na śliską barierkę i spojrzałem w dół. Policzyłem do trzech.

Teraz albo nigdy.

Zamknąłem oczy i oderwałem się od ziemi. Podobno przed śmiercią przelatuje człowiekowi przed oczami całe życie. Ale ja zobaczyłem uśmiechniętego Louisa, patrzącego na mnie z czymś, czego wcześniej nie widziałem. Z mieszanką złości, współczucia i ulgi? Po chwili gwałtownie wstał, a jego usta ułożyły się w "Nie". Ostatnim, co poczułem to uderzenie. Potem nicość, wypełniająca mnie całego. To koniec.

*- dla tych, co się nie zorientowali- to był sen.

Długo pisałam ten rozdział i bez słuchania piosenek Birdy, nic by nie wyszło. Mam nadzieję, że chociaż trochę się udał. Do następnego, zostaw gwiazdkę, jak się podobało x

Btw zmieniłam okładkę, jak się podoba?

Skinny love/ Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz