14.

301 27 0
                                    

- Nie powinnaś tu przychodzić... - Przez głos Luke przeszły całe moje ciało dreszcze. Brzmiał jakby płakał, ale to przecież nie możliwe.

- Nie powinnam, ale chce. – Usiadłam sobie obok blondyna nawet na niego nie spoglądając. Na horyzoncie gdzieś tam w oddali widać było migocące świtała statku. Z daleka wyglądało to tak pięknie.
- Wkurwiasz mnie Reed. – Zwróciłam głowę w stronę blondyna. Hemmings miał ten swój głupi uśmieszek na twarz i wpatrywał się przed siebie.
- I wzajemnie Hemmings. – Na moje słowa blondyn jedynie prychnął pod nosem i bez słowa wstał, otrzepał swoje spodnie i ruszył ku naszej posiadłości. Nie ociągając się również wstałam i podbiegłam do jego osoby.
- Lubisz robić ludziom na złość, co?
- Jasne. To moje hobby. – Odpowiedziałam na pytanie blondyna i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Nie wiem, co mnie natchnęło, ale chciałam mieć w nim przyjaciela. Z resztą jakoś się dogaduje tylko ten jeden idiota nie pozwala do siebie dotrzeć. Chciałam już coś powiedzieć na ten temat, lecz blondyn gwałtownie zastawił mi usta dłonią i pociągnął mnie za niewielki murek.
- CICHO... - Wyszeptał i sięgnął dłonią pod swoją koszulkę by wyciągnąć pistolet. Zasłoniłam dłonią usta nie chcąc wydać z siebie żadnego dźwięku.
- Tu mieszka? – Zapytał obcy głos. Słychać to było jakby ktoś stał za murkiem i opierał się o niego.
- Nie zła chata, co? – Tym razem odezwała się druga osoba.
- Ogromna. Ciężko będzie go znaleźć ... - Luke złapał za mój podbródek tak bym na niego spojrzała. Spojrzałam się w jego oczy a ten pokazał mi gestem dłoni bym została tu gdzie jestem. Nie chciałam zostać tu sama, ale nim się zorientowałam Luke już zniknął za drugim końcem muru.
- Co do cholery ... - Po tych słowach usłyszałam dwa wystrzały. Jeden po drugim i odgłos opadanego ciała. Siedziałam za tym murem. Modląc się w myślach by Luke nie zginął.
- Możesz już wyjść. – Usłyszałam głos blondyna i automatycznie odetchnęłam z ulga.
- Kto to? – Zapytałam blondyna widząc dwa ciała leżące bezwładnie na ziemi.
- Ludzie Gainforda. – Luke nie przejmując się, że właśnie zabił dwójkę ludzi ruszył ku naszej posiadłości. Biegiem udałam się za nim jeszcze przez chwilę wpatrując się w nieoddychające ciała tych chłopaków.
Kiedy weszliśmy do posiadłości Hemmings udał się od razu do kuchni. Uprzednio poinformował jakiegoś ochroniarza o ciałach. Sam ich zabił to i sam mógł po sobie posprzątać. Po chwili wyszedł z niej z piwem w dłoni i rozsiadł się na kanapie. Ja nie mogłam się ruszyć. Stałam na środku korytarza i bez najmniejszego sensu wpatrywałam się w blondyna siedzącego na kanapie. Nie widziałam widoku zabitych ludzi od czasu pójścia do więzienia. W tamtym miejscu zdałam sobie sprawę, że jest to złe i obiecałam sobie, że już nigdy nie zabije żadnego człowieka.
- Dlaczego ich zabiłeś? Nie musiałeś tego robić! – Powiedziałam nagle budząc się z własnych myśli i weszłam do salonu. Hemmings gwałtownie wstał z kanapy i nim się obejrzałam podszedł do mnie. Z całej siły złapał za moje nadgarstki i przycisnął do ściany.
- Słuchaj... Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Nikt w tym świecie nie jest święty a z tego, co wiem ty także. Trzeba mieć dużo odwagi by zabić przyjaciela i to jeszcze nożem. – Tymi właśnie słowami Hemmings trafił w mój czuły punkt.
- Nic nie wiesz ... - Powiedziałam nawet nie patrząc w oczy chłopakowi. Blondyn puścił moje nadgarstki, więc mogłam spokojnie udać się do swojego pokoju. Wraz z jego słowami do mojej głowy napłynęły wspomnienia z feralnej nocy. Ciało tego chłopaka leżące na brązowych panelach i ta krew w całym domu.

Kolejnego dnia wieczorem Ashton oznajmił mi, że znów jedziemy na wyścigi. Tym razem pojechali wszyscy. Nawet blondyn, z którym ode chciało mi się zawierać jakiekolwiek przyjaźnie przez jego wczorajsze słowa. Wjechałam czarnym camaro na stare opuszczone lotnisko gdzie już od dawna trwała impreza. Z daleka można było zobaczyć czarną Toyotę Hemmingsa, więc skierowałam samochód w tamto miejsce. Tam gdzie przebywa Hemmings tam i reszta świty. Zaparkowałam czarne camaro zaraz obok samochodu blondyna i szybko z niego wysiadałam.
- Nienawidzę tego samochodu... - Usłyszałam w oddali głos należący do Hemmingsa.
- Spadam stąd. Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać Ash. – Kiedy podeszłam bliżej Irwina, Hemmings tak po prostu sobie poszedł. Prychnęłam pod nosem na jego głupie zachowanie. Może to i lepiej, chociaż nie będzie mnie wkurzać tą swoją głupią gadką. Przywitałam się kolejno z Irwinem, Jakem i Hoodem, który dziwne blisko stał obok Katniss. Posłałam pytające spojrzenie w stronę dziewczyny, lecz ona jedynie wzruszyła ramionami. Pewnie tak samo nie wiedziała, co jest grane.
- To, kiedy startuje? – Spytałam zacierając swoje dłonie. Miałam ochotę dziś na wyścig i mam cichą nadzieję, że i ten będzie udany.
- Za dosłownie kilka minut trzeba będzie się ustawić na starcie. – Odpowiedział mi, Jake uśmiechając się w moją stronę.
- Alysa posłuchaj... – Poczułam na swoim ramieniu uścisk Irwina. Chłopak lekko pociągnął mnie w stronę czarnego camaro.
-... Dzisiejszy wyścig ma nie być tak łatwy jak poprzednie. – Zmarszczyłam brwi zatrzymując się przed samochodem. Odwróciłam się w stronę Ashtona i posłałam mu pytające spojrzenie.
- To część miasta należąca do Gainforda. On ustala zasady. Jeśli coś by zaczęło się dziać, zjedź z drogi i kieruj się do naszej posiadłości. Olej wyścig i po prostu nie daj się złapać w pułapkę. – Zdziwiłam się na słowa Irwina. Wyszło na to, że chłopak jednak się trochę o mnie martwi. Nigdy bym nie pomyślała, że tak groźni przestępcy mają jakieś uczucia.
- Obiecuje, że wrócę cało. Nie martw się Ash. – Powiedziałam i wsiadałam do samochodu. Przed odpaleniem silnika usłyszałam jak Ashton prycha pod nosem, co wywołało u mnie jeszcze szerszy uśmiech.

Ethan's POV

Odepchnąłem się od baru i z butelką piwa ruszyłem do moich przyjaciół. Już w oddali widziałem jak Luke idzie szybkim krokiem w moją stronę.
- Co tam braciszku? Stęskniłeś się za mną? – Zapytałem śmiejąc się pod nosem. Uwielbiam wkurzać Luke'a. To chyba kiedyś stanie się moim hobby.
- Choć raz bądź poważny. Kto ci w ogóle sprzedał piwo? – Zapytał mój brat a ja strzeliłem sobie w myślach prosto w jego w twarz.
- Nie jestem dzieckiem Luke. Mam już 19 lat do jasnej cholery! Chociaż raz dałbyś sobie spokój! – Moje krzyki zwróciły uwagę dużej ilości ludzi. Luke rozejrzał się dookoła i jedynie, co zrobił to uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Jeśli jesteś taki dorosły to, dlaczego zawsze do mnie przyłazisz, gdy coś się dzieje? – Po tym pytaniu trącił mnie z całej siły w ramie i zniknął w tłumie. Zacisnąłem pięści ze złości. Chciałem się na czymś rozładować i już miałem ciskać butelką o drogę, gdy usłyszałem odliczanie a potem ryk silników. Przecisnąłem się przez tłum i zauważyłem Asha z Jakiem.
- I jak? – Zapytałem pochodząc do nich jeszcze bliżej.
- Ruszyła tak, że inni nie mieli szans. – Myśl o Alysy prowadzącej, jakoś mnie trochę uspokoił. Staliśmy w trójkę i obserwowaliśmy drogę. Każdy wyczekiwał chwili aż na horyzoncie pojawi się jakikolwiek samochód. Po kilku minutach, które były dla mnie jak wieczność na horyzoncie pojawiło się czarne camaro. Alysa jechała z ogromną prędkością a za nią nie było śladu po innych ścigających się. Czarne camaro przekroczyło linie mety a cały tłum skierował się w jego stronę.
- Kolejny wyścig i kolejna jej wygrana. – Za swoimi plecami usłyszałem czyiś głos. Cała nasza trójka odwróciła się za siebie a naszym oczom ukazał się wysoki, umięśniony chłopak.
- A ty tu, czego Gainford? – Usłyszałem tym razem głos mojego brata. Luke jak zawsze pojawił się znikąd. Teraz w czwórkę staliśmy przy Gainfordzie i mierzyliśmy się wzorkiem.
- To moja część miasta chyba wolno mi tu przebywać a po za tym chciałem zobaczyć jak Al kolejny raz wygrywa. – Kątem oka zobaczyłem jak mój brat zaciska szczękę ze złości. Luke sięgnął dłonią po pistolet, lecz Gainford i to przewidział.
- Nie radzę Hemmings. Wszędzie są moi ludzie. Mogę się założyć, że przynajmniej dwóch ma cię na celowniku. – Gainford zaśmiał się żałośnie a mi w oczy rzucili się snajperzy siedzący na dachu starych hangarów.
- Pieprz się Gainford. W końcu nadejdzie twój czas... – Odpowiedział Irwin wychodząc przed Hemmingsa.
- Może i nadejdzie, ale to nie ja zakochuje się w dziewczynie, która w każdej chwili może was zdradzić. Uważaj na Alysę, Hemmings. Jest zupełnie inna niż ci się wydaje...


Siemaneczko :D
Jak tam wam mija majóweczka? U mnie przyznam się , że jak narazi to nudnie. Całe dnie remonty i nawet nie mam kiedy wyskoczyć do przyjaciół.
Ten rozdział jakoś mi się tak podoba. No i Hemmings nasz kochany dostał ostrzeżenie :O
Już niedługo rozdział numer 15. Cały tydzień wolnego więc postaram się dodać coś jeszcze.

Miłego czytania. :*

Release me. ||L.H||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz