21.

335 27 5
                                    

- Luke musimy pogadać! – Powiedział Nicholas do Luke'a a ten nawet się nie ociągając ruszył za nim do salonu. Stałam sama jeszcze na korytarzu przez chwilę myśląc nad tym co przed chwilą miało miejsce. Gdyby nie Nicholas pozwoliłabym na pocałunek. Tak strasznie nienawidzę tego chłopaka ale zawsze gdy jest blisko to o wszystkim zapominam. Moje myśli przerwały nagle otwierające się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam kolorowe włosy Clifforda i lekko pobitą twarz Ethana.

- Cześć. – Powiedziałam zwieszając głowę, nagle czując jak moje policzki robią się czerwone. Dziewczyno ogarnij się w końcu.

- Cześć Al. – Powiedzieli równocześnie wchodząc w głąb domu.

- Nicholas wrócił. Pewnie oczekuje też was. – Powiedziałam a Clifford pokiwał głową na moje słowa i całą trójką ruszyliśmy do salonu. Luke siedział na fotelu obserwując chodzącego po salonie Nicholasa. Usiadłam sobie obok poobijanego Jake'a i zaczęłam przysłuchiwać się co Nicholas ma nam do powiedzenia.

- Mam do was ogromną prośbę! – Zaczął mówić a wszyscy skierowali na niego wzrok. Jego ton nie oznaczał nic dobrego.

- Za trzy dni pewien człowiek który jest dla mnie ważny organizuje bankiet by omówić pewne kwestie dotyczące dostarczania towaru na inne kontynenty. Nie będzie to zwykłe spotkanie tylko ogromna impreza. Oczywiście moja osoba jako jeden z przedstawicieli Sydney muszę tam być. Niestety Gainford wie o tym i będzie chciał znowu wykorzystać moją nieobecność. Jestem zmuszony wysłać Ciebie Luke. – Hemmings wstał na równe nogi i podszedł do Nicholasa.

- Jasne. Nie ma sprawy. Mam jednak jeden warunek! – Nicholas na słowa Hemmingsa podniósł do góry brwi zdzwiony jego słowami. W tym samym czasie do pokoju wszedł Ethan a zaraz za nim Katniss.

- O co chodzi Luke? – Zapytał Nicholas w tym samym czasie podchodząc do stolika i nalewając sobie do szklanki alkoholu.

- Ma być tam bankiet więc nie chce iść tam sam. Alysa pojedzie ze mną! – Na słowa Luke'a już chciałam się sprzeciwić ale Jake siedzący obok mnie skutecznie mnie powstrzymał. Spojrzałam się na blondyna a ten jedynie uśmiechnął się do mnie perfidnie i puścił oczko. Hood spojrzał się na mnie pytająco tak samo jak reszta ludzi w tym pomieszczeniu.

- Nie ma sprawy. Alysa jedziesz z Hemmingsem. A tak naprawdę to lecicie i to do Meksyku już jutro z samego rana. – Otworzyłam szeroko oczy na słowa Nicholasa. Czy on powiedział lecicie?

- Co? Jak to lecimy? Przecież jesteśmy poszukiwani? To nie przejdzie! – Zaczęłam panikować na samą myśl o locie samolotem. Od zawsze bałam się latać i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Mam ten cholery lęk wysokości i nawet głupie wyjście na balkon przyprawia mnie o dreszcze.

- O to się nie martw. Wszystko już zostało załatwione. Ludzie w Meksyku oczekują was i uwierz mi oni mają centralnie gdzieś czy jesteście przestępcami czy normalnymi ludźmi. – Nicholas odpowiedział na moje pytanie i poszedł do mnie by pokrzepiająco poklepać mnie po plecach. Teraz już nic nie mogło mnie uspokoić. Myśl o locie samolotem była straszna ale bałam się sprzeciwić Nicholasowi. Ten mężczyzna budził taki respekt jakiego nawet nie czułam przy nikim innym.

- Jutro punkt 5 rano mój szofer zawiezie was na opuszczone lotnisko a tam będzie na was czekał już ktoś kogo Hemmings nie widziałeś kilka cudownych lat. – Z tymi słowami Nicholas wyszedł ze salonu zostawiając Luke'a kompletnie osłupiałego. Ja także stałam w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Dopiero słowa Katniss przywołał mnie do porządku.

- Alysa! Czy ty mnie słuchasz? – Zapytała potrząsając moimi ramionami.

- Przepraszam... co mówiłaś?

- Na ten bankiet musisz mieć sukienkę i to nie byle jaką sukienkę. Chodź....

Razem z Katiss znalazłyśmy się na czwartym piętrze tego domu. Nigdy tutaj nie byłam i jakoś nie kusiło mnie by tu przychodzić. Przemierzałyśmy długi korytarz. Szłam zaraz za Katt aż ta zatrzymała się przy ostatnich drzwiach na tym piętrze. Z kieszeni swoich spodni wyciągnęła mały srebrny kluczyk po czym otworzyła je szybkim ruchem. Razem z dziewczyną weszłyśmy do pomieszczenia było sterylnie czyste a wszędzie znajdowały się ubrania. Półki wypchane były po brzegi biżuterią a na specjalnym miejscu stały ogromne ilości eleganckich butów. Stałam po środku rozglądając się na wszelkie strony nie mogą uwierzyć w te wszystkie rzeczy.
Na ścianie która jako jedyna nie była załadowana ubraniami wisiał obraz przedstawiający przepiękną kobietę. Kobietę o pięknych złotych włosach. Siedziała ona na werandzie a wokół niej kwitła czerwona róża. Ubrana była w kremową wieczorową suknię a jej włosy były upięte w koka z którego kilka kosmyków opadało na jej twarz. Była taka piękna na tym obrazie. Tak piękna, że aż niepowtarzalna.

- Kto to? – Spytałam oczarowana jej wyglądem.

- Isabell, żona Nicholasa.- Katniss odpowiedziała na moje pytanie i stanęła obok mnie by także zacząć podziwiać Isabell.

- Została porwana rok po ich ślubie. Oczekiwała dziecka, byli szczęśliwi. Nicholas próbował ją znaleźć lecz nie dał rady. Od tamtej pory kiedy policja uznała ją i dziecko za martwych Nicholas został sam i zaczął przygarniać nas. Przyrzekł zemstę i ta zemsta dopełni się któregoś dnia. – Wsłuchiwałam się w historię, którą opowiadała mi Katniss i w tamtej chwili zaczęłam inaczej postrzegać Nicholasa. Wyobraziłam sobie co musiał czuć i jak wyglądało jego życie po stracie ukochanej.

Budzik zaczął dzwonić wcześnie rano ale ja nawet nie zwróciłam na to większej uwagi. Nie spałam przez całą noc myśląc o locie samolotem. Ociężale wstałam z łóżka i biorąc uprzednio uszykowane wcześniej ubrania ruszyłam do łazienki. Po 15 minutach wyszłam z niej gotowa do drogi. Ciągnąć za sobą walizkę zeszłam na dół gdzie panowała kompletna cisza. To było dość niespotykane w tym domu.

- Daj! Pomogę. – Poczułam nagle jak ktoś zabiera ode mnie walizkę. Odwróciłam się i zauważyłam idealnie wystylizowane blond włosy i niebiskie jak ocean oczy.

- Dzięki. – Odparłam cicho i nie zwracając uwagi na to gdzie poszedł Hemmings, ruszyłam do kuchni. Na wyspie kuchennej leżała ogromna reklamówka i termos z pachnącą kawą. Uśmiechnęłam się na widok wszystkich pyszności szczelnie zapakowanych i schowanych w reklamówkę.

- Czyli jednak jedziesz z nim? – Odwróciłam głowę w stronę korytarza gdzie powoli zmierzał zaspany jeszcze Ethan. Pokiwałam głową nawet na niego nie patrząc.

- Alysa ale proszę cię uważaj!

- Będę. Nie martw się. Wszystko będzie okey. Luke będzie ze mną przecież...– Odpowiedziałam sama w to nie wierząc. Perspektywa pobytu sam na sam z Hemmingsem może się źle skończyć.

- I tego właśnie najbardziej się boje... - Głos Ethana nagle stał się ledwo słyszalny. Chciałam go o to wypytać. Zapytać co ma na myśli i czy wie coś czego ja nie wiem ale do kuchni wszedł uśmiechnięty Luke.

- Alysa czas jechać. – Oznajmił Luke i uprzednio biorąc nasz prowiant na drogę wyszedł ponownie z kuchni. Stanęłam naprzeciwko Ethana i nie wiedząc co powinnam powiedzieć po prostu przytuliłam się do niego.
Nigdy nie byłam dobra w żegnaniu się z ludźmi. Aaron kiedy wyjeżdżał robił to w nocy tak by nie musieć się ze mną żegnać. Nigdy nie powiedzieliśmy sobie tych kilku słów na pożegnanie. Za to chwila, w której się witaliśmy była magiczna.
Po kilku sekundach bez słowa oderwałam się od chłopka i ruszyłam pewnym krokiem do samochodu, który miał odwieź nas na lotnisko. Kiedy wsiadłam do samochodu Luke już tam był.

- Trzymaj. To fałszywe dokumenty na wszelki wypadek. Gdyby coś się działo trzymaj się mnie. Nie odzywaj się słowem jeśli ktoś będzie pytał o twoją tożsamość. Od tej chwili nazywasz się Alex Taylor. – Skinęłam głową na słowa chłopaka i nagle samochód zaczął jechać.

- A ty jakie teraz nosisz imię? – Spytałam gdyż moja ciekawość nie chciała dać za wygraną.

- Robert Taylor – Twój świeżo upieczony mąż. – Na słowa Luka moje oczy poszerzyły swoje rozmiary. Nie było tego w umowie. Nie mówiono mi wcześniej, że mam udawać żonę Hemmingsa.

- To będzie ciekawy weekend.

Release me. ||L.H||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz