I

945 71 2
                                    

Jechaliśmy rozklekotanym autobusem, który zapewne pamiętał jeszcze czasy młodości moich dziadków. Spoceni ludzie cisnęli się jak szproty w konserwie, a kilku nieszczęśników musiało przywrzeć twarzą do szyb jak glonojady. Siedziałam wygodnie z tyłu. To miejsce zawsze mi się kojarzyło z wycieczkami szkolnymi i rozwydrzonymi smarkaczami, którzy puszczają głośno muzykę z telefonów i szeleszczą papierkami.

Ktoś mógłby pomyśleć, że nadzwyczajnym cudem wokół mojego siedzenia jest świeżo i spokojnie, ale nikt tak nie pomyślał. Dlaczego? Ludzie nawet mnie nie widzieli. Nie zwracali uwagi na tylne siedzenia autobusu. Siłą woli zapewniałam sobie przestrzeń, trzymając wszystkie spocone pachy minimum dwa metry od mojego nosa. Nie byłam zwykłą studentką Uniwersytetu, ale o tym za chwilę...

Siedziałam z butami wyciągniętymi na siedzeniu i czytałam jedną z ksiąg Drugiego wydania Cymelium Mocy. Cymelium pewnie kojarzy Wam się z jakimś starym zakurzonym woluminem leżącym za szybką na wystawie w skansenie. To dobre skojarzenie. Jednak ja nic nie zwędziłam z muzeum. Moje Cymelium wyglądało jak zwykła książka. Dla Ciebie. Dla mnie było czymś zupełnie innym. Opisane były w nim bowiem instrukcje jak za pomocą umysłu podporządkować sobie rzeczywistość. Wiem, wiem, brzmi abstrakcyjnie.

Wyobraź sobie, że chcesz, aby w twoim życiu pojawił się szczęśliwy zbieg okoliczności. Co robi normalny człowiek? Czeka. A co robię ja? Ja go do siebie przywołuję.

W tym momencie miałam w nosie wszystkie zbiegi okoliczności. Chciałam po prostu dojechać do Akademii, odbębnić wykłady i wrócić na moją wieżę. Mieszkanko nazywałam wieżą, chociaż stricte nią nie było, było klitką (ale przytulną) na poddaszu jednej z kamienic na warszawskiej Pradze.

Autobus zatrzymał się przy rynku i część babek z siatami wysiadła, pozwalając glonojadom zaczerpnąć powietrza. Ich szczęście nie trwało zbyt długo. Od razu wsiadł nowy tabun jeszcze bardziej spoconych ludzi. Nie zwracałam specjalnie na to uwagi, zagłębiona w lekturze rozdziału: Jak przewidzieć co się stanie za pięć minut? Byłam pod koniec nudnego wstępu i miałam przystąpić do praktyki, kiedy moje nogi wylądowały na podłodze. Podniosłam wzrok zdumiona. Czy to moja moc osłabła? Jakaś bezczelna baba mnie dostrzegła i mi je zepchnęła z siedzenia? Nic takiego nie miało miejsca.

Zatrzasnęłam cymelium i skoncentrowałam uwagę na intencjach ludzi w zasięgu. Nic nowego nie wyczułam, nadal nie zwracali na mnie uwagi.

- Przepraszam, przepraszam. - Młody chłopak z wielkim kwiatem w doniczce pod pachą, przeciskał się przez tłum. Podszedł i jak gdyby nigdy nic i usiadł na miejscu, gdzie wcześniej wygodnie spoczywały moje czerwone trampki. Ze zdziwienia zapomniałam języka w gębie.

----

Serdecznie witam wszystkich, którzy tu wpadli ! :)
Mam nadzieję, że spodoba Wam się historia Hani, która zgłębia tajniki mocy umysłu a przy okazji dostaje ciężką lekcję od życia, o którą sama zresztą się prosi. Jeżeli znajdziecie jakiś błąd to dajcie znać w komentarzu.  Z góry dzięki za gwiazdki! :) Miłej lektury!

Akademia MocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz