VII

321 44 4
                                    


Zagotowałam się! To przez niego prawie mnie wyrzucili. Właściwie to nie przez niego, ale brał w tym udział. Sprowokował mnie przecież. Dzięki Bogu nie spotkaliśmy się od tamtego pamiętnego dnia i nie widziałam jego świętej facjaty.

Nie wliczając jednego wieczora, kiedy to na zawieszeniu bardzo mi się nudziło i wydrukowałam jego zdjęcie znalezione w internecie.

Posłużyło za fantastyczny podkład do grania w strzałki.

Teraz stał przede mną wyprostowany jak struna i grzecznie czekał po odbiór orderu. Zaświerzbiło mnie, żeby mu wykręcić jakiś numer. Jednak dziekan i Babroń byli niebezpiecznie blisko.

No dobra, powstrzymałam się. Mimo wszystko na jego widok zrobiłam się nerwowa.

Co z nim było nie tak?

Nagle koło niego pojawiła się jakaś dziewczyna w rudym warkoczyku i kostiumie biznesowym, w którym wyglądała jak młoda pani adwokat. Położyła mu rękę na ramieniu co mogło świadczyć o niewinnej relacji damsko męskiej. O rany, zaraz się porzygam. Święta para idealna.

No dobra jednak się nie powstrzymam.

- Hej ruda, nie wpychaj się! Kolejka kończy się tam. - wykrzyknęłam, wskazując koniec ogonka, hen hen daleko za nami.

Oczywiście wszyscy się wpychali, ale nie miało to znaczenia.

Dziewczyna odwróciła się do mnie ze zdziwieniem i mimo wszystko przyjaznym wyrazem twarzy.

Anioł moralności również zaszczycił mnie swoim pełnym politowania spojrzeniem.

Nieskazitelna parka! Jeszcze bardziej mi to działało na nerwy.

- No co się patrzysz ? Zmiataj! - sączyłam jad z ust.

Dziewczyna wstrzymała powietrze.

- Ale ja tu byłam wcześniej! - odpowiedziała wojowniczo.

- Nie, moim zdaniem próbujesz się na bezczela wepchnąć.

- Haniu, spokojnie. - powiedział anioł.

No nie, tego nie zniosę! Ta kretynka miała tak samo na imię, jak ja.

Ruda popatrzyła na niego pytająco.

Nie. On mówił do mnie.

- Nie wiedziałam, że przeszliśmy na Haniu-odparowałam, próbując zachować zimną krew.

- Hanno, spokojnie -poprawił się, delikatnie unosząc kąciki ust.

Co za kretyn. Idealnie się dobrali!

Koło mojego boku natychmiast pojawił się Filip, a za nim Lena i Majka.

- Ja ci dam spokojnie- wycedził przez zęby.

Wszyscy uczniowie gapili się na nas, oczekując, że dostarczymy im rozrywki w postaci bójki czy chociaż wiązanki przekleństw. Oj chętnie bym sprawiła, żeby wielki wazon dziekana przypadkowo rozbił się o ten rudy łeb. Kolejka stanęła i nikt nie podchodził po odbiór orderu.

- W czym jest problem? - głos dziekana unosił się w powietrzu.

Nagle pojawiła się projekcja jego twarzy tuż nad naszymi głowami.

- No tak, mogłem się spodziewać. Hanna Mróz.

Stwierdził chłodno.

- Ale ja nic nie zrobiłam! - zaprotestowałam. Wiedziałam, że po zawiasach dziekan jest o włos o wykopania mnie z Akademii na zbity pysk, nawet jeżeli miałby to zrobić w dzień rozdania orderów, przy wszystkich adeptach. Potrzebował tylko pretekstu.

- To prawda-potwierdził anioł. - Hania zapraszała nas na wspólne wyjście. - wymyślił kit na poczekaniu. Zaczęliśmy się sprzeczać o miejsce spotkania.

Dziekan patrzył na niego z niedowierzaniem. Tak samo, jak jego koleżanka i cała nasza paczka. Najbardziej zdziwioną minę musiałam mieć ja sama. Anioł moralności kłamał. Dla mnie.

---------------------------

Wszelkie komentarze mile widziane,

gwiazdki jeszcze milej :)

gwiazdki jeszcze milej :)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Akademia MocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz