III

460 53 2
                                    

Nieznajomy blondyn przymknął oczy. Aż strach pomyśleć, co się zaraz stanie. Czy chłopak sprawi, że malec chwyci roztopiony lód i rzuci nim mi w twarz? A może kobieta z torbą wędzonych makreli przewróci się akurat na mnie? Nagle smark przestał jęczeć. Mama wreszcie wytarła mu buzię do czysta. Wskazał na mnie palcem, patrząc otwartymi ze zdziwienia oczami. Czy coś okropnego wyrastało mi na czole?

Ni stąd, ni z owąd wstał i w podskokach przybiegł na siedzenie przede mną. Usiadł na kolanach i przyglądał mi się badawczo.

- Jesteś aniołem?

Chyba się przesłyszałam. Parsknęłam śmiechem. To go nie zniechęciło.

-Jesteś taka piękna... Takie piękne mogą być tylko anioły!

-Yyyy- zająknęłam się.

- Znasz mojego tatę? Mamusia mówi, że w zeszłym roku dołączył do aniołów. Dlatego go już z nami nie ma. Ma teraz ważne sprawy i pomaga wszystkim dzieciom, które go potrzebują.

Zaniemówiłam. Już drugi raz w ciągu kilkunastu minut. Zerknęłam nerwowo na blondyna. Nie otwierał oczu. Minę miał skupioną, bez wyrazu.

To nie fair!

Dzieciak patrzył na mnie z nadzieją w oczach, jak gdybym zwiastowała dobrą nowinę. Niewątpliwie wierzył, że kiedyś jeszcze spotka ojca. Nie umiałam odpowiedzieć. Nie umiałam skłamać. Nie chciałam mu powiedzieć prawdy. Coś we mnie pękło. Siedziałam i milczałam, zaciskając usta i bawiąc się nerwowo rąbkiem koszuli.

W końcu zdobyłam się na mizerny uśmiech.

Mały zachęcony tym gestem zaczął kolejny monolog.

- Mój tato to najlepszy tato na świecie. Kiedyś graliśmy w piłkę i w oooogóle!

Pokiwałam głową z uznaniem, jakby gra w piłkę z synem była osiągnięciem nagradzanym Noblem.

- Pamiętam, jak byliśmy w lunaparku i jedliśmy lody amerykańskie w polewie czekoladowej...

O nie. Nie chciałam słuchać dalej. Poczułam, jak kawał lodu wylądował w moim żołądku.

- I wiesz, co się dalej stało?

Siedziałam jak zahipnotyzowana. Zamknij się, chciałam wykrzyczeć. Potrząsnęłam głową.

Nie mów, nie chcę tego słuchać, wrzeszczałam w głowie. Jednak usta pozostały nieruchome.

- Dano mi różowy patyk i inne chłopaki się zaczęły ze mnie śmiać!

No tak, różowy patyk to obciach dla chłopaka, chciałam mu powiedzieć, ale trzymałam język za zębami.

- Tata wtedy...

Nie dowiedziałam się, co tata wtedy zrobił. Głos dzieciaka zaczął cichnąć i się rozpływać w echu. Cała rzeczywistość na chwilę się rozjechała, towarzyszył temu dźwięk rozciągania sprężyny. Zamrugałam kilkakrotnie. Po chwili wszystko wróciło do normy. Mały siedział na kolanach u mamy, nadal cały umorusany i zanosił się płaczem. Kobieta bezskutecznie próbowała go uspokoić i przeprosić.

To był cios po niżej pasa! Dałam się nabrać! To była tylko iluzja! Zdenerwowałam się, miałam ochotę wstać i walnąć blondyna w ten potargany łeb ciężkim cymelium. Szkoda książki, no ale cóż, poświęcę ją...

Był szybszy. Gdy przez moją myśl przechodziło słowo „cymelium", on już stał przy chłopcu i wręczał mu niebieski patyk do loda.

- Trzymaj Michaś! Nie płacz już, ok? Mama kupi ci nowego loda, jak wysiądziecie. Czy dobrze dbasz o mamę? Wiesz, że silni mężczyźni, tacy jak my, zawsze opiekują się kobietami.

Michaś szybciutko wytarł łzy i się rozpromienił, kiwając głową. Najwyraźniej był dumny, że zaliczono go do grona silnych mężczyzn. Mama przytuliła go, wzdychając i też się uśmiechając. Na jej twarzy malowała się ulga.

Autobus zatrzymał się na przystanku przy Miodowej. Wysiadka. Blondyn podążył w kierunku wyjścia, a ja chcąc nie chcąc, za nim. Wysiadł i uprzejmie podał mi rękę jak dżentelmen. Phi. Zignorowałam go i wysiadłam o własnych siłach. Ludzie rozpierzchli się we wszystkich kierunkach jak kurczaki uciekające po podwórku. To była moja sprawka. Wymierzyłam w niego palec.

- Co ty sobie myślałeś, gnojku!?

Uniósł jedną brew.

- To było okrutne!

-To ja byłem okrutny?- druga brew dołączyła do pierwszej. Wyraz jego twarzy wyrażał mieszaninę zdumienia i niedowierzania.

- Nienawidzę cię! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć! - wykrzyczałam.

Akademia MocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz