XII

267 33 5
                                    

Miałam wrażenie, że ciężar zaraz mi wyrwie palce ze stawów. Łzy bólu i bezsilności popłynęły mi po policzkach.

Proszę, proszę, pomóż... modliłam się w duchu. I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dziewczyna stawała się lżejsza. Ból w rękach powoli ustępował. Teraz czułam się, jakbym trzymała worek waty, który zaczynałam powoli wciągać za barierkę. Zachwiałam się i obydwie upadłyśmy na podłogę.

Blondynka obudziła się, kiedy nadal trzymałam ją w pasie. Natychmiast wstała jak poparzona.

– Gdzie ja jestem? Co się stało?

– Idź do domu i weź zimny prysznic – poradziłam jej.

– Ale ... twoja twarz...

Rozdarłam sukienkę, cała byłam umorusana krwią musiałam wyglądać jak bym brała udział w bójce.

Dziewczyna powoli kojarzyła fakty. Wielkie oczy nie mogły ukryć przerażenia.

– Ja nic nie pamiętam.

– Nie dziwi mnie to.

– Co?

– Nic. Mniej chlej i lepiej dobieraj znajomych. I zmień ten kolor, wyglądasz jak pierwsza lepsza.

Dałam jej rady na odchodne.

– Dzięki.

– Nie ma za co, uważaj na siebie.

Zaczęłam wstawać, nadal lekko kręciło mi się w głowie.

Chwiejnym krokiem poszłam w stronę łazienki. Widziałam, jak młoda w popłochu znika w windzie. Jedno jest pewne, z marszu wytrzeźwiała. I chyba po prostu uznała, że urwał jej się film. Za dużo wściekłych psów. Chciała zmyć się z klubu, zanim ktoś zrobi aferę. Wymknęła się chyłkiem z domu, podczas gdy rodzice poszli do teatru. Ale numer.

Tyle zdołałam wychwycić.

Weszłam do łazienki. O Jezu, wyglądałam paskudnie. Twarz spocona jak po maratonie, makijaż rozmazany i ta krew... ciemna rozmazana po całej buzi. Nabrałam wody w dłonie i obmyłam twarz. Zrobiło się trochę lepiej, ale... byłam tak wycieńczona, że nie miałam siły poprawiać makijażu. Postanowiłam pożegnać się ze znajomymi i iść do domu spać. Marzyłam, żeby ciuchnąć się do ciepłej pościeli i po prostu nie myśleć o niczym.

Podeszłam do baru, gdzie Lena siedziała na wysokim stołku barowym.

- Idę, jestem zmęczona.

Koleżanka była już w imprezowym klimacie.

- Nie wygłupiaj się, dopiero co przyszliśmy. Koniec nauki!! Mamy ordery, świętujemy!!!

Bawimy się!

- Nie. Jestem zmęczona. Serio.

Nie chciało mi się tłumaczyć, byłam wyczerpana.

- Majka!!! Filip!! - Lena wydarła się na całe gardło.

Pięknie, plan dyskretnego wyjścia legł w gruzach.

Znajomy pojawili się zaraz przy nich.

- Idę do domu. Pa. - powiedziałam sucho.

Majka rzuciła mi się w ramiona. A Filip tylko patrzył smutno.

Próbowałam wyślizgnąć jej się z objęć. W końcu puściła. Skinęłam Filipowi i już miałam odejść, kiedy usłyszałam głęboki męski głos.

- Sześć wściekłych psów, poproszę.  

------

Witajcie, widzę, że ta historia mimo, że trochę zapomniana ma swoich czytelników.

Postaram się dodawać rozdziały w miarę regularnie. 

Pozdrowienia.

Adelina

Tymczasem zapraszam Was do zapoznania się z recenzjami mojej książki, 

pt. Dotyk Północy na http://lubimyczytac.pl/ksiazka/307197/dotyk-polnocy



Akademia MocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz