20. Teraz jestem w bardzo dobrym momencie.

1.1K 98 4
                                    

Malik zbiegł po schodach, podszedł do swojego auta i z uśmiechem na ustach otworzył mi drzwi od strony kierowcy. 

- Powinieneś pić częściej. Jesteś wtedy o wiele mniej gburowaty - skomentowałam, wsiadając do auta. Zayn zamknął za mną drzwi i niedługo później znalazł się na siedzeniu pasażera, zapinając pas, kiedy ja wrzucałam wsteczny bieg i wycofywałam auto pod wjazd.

- Nie jestem gburowaty - powiedział trochę urażony moimi wcześniejszymi słowami. W odpowiedzi prychnęłam pod nosem. - Nie jestem!

- Jesteś, Zayn. Przynajmniej ja tak cię odbieram przez większość czasu. - Wzruszyłam ramionami. Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta szczerość i nagła odwaga w rozmowie z nim. Może przez to, że był pijany i liczyłam, że nie będzie tego jutro pamiętał. A pewnie trochę też przez to, że po ostatniej naszej rozmowie nad jeziorem trochę się z nim oswoiłam.

- Po prostu trafiłaś na moje złe momenty - odparł.

- Teraz jesteś w dobrym momencie? - Spojrzałam na niego przelotnie, szybko powracając do pilnowania drogi. Kątem oka zauważyłam, że patrzy na mnie.

- Teraz jestem w bardzo dobrym momencie - stwierdził i chyba nawet się uśmiechnął. Ale w sumie mogłam się pomylić. Uważałam na drogę, a w aucie było ciemno.

- W takim razie mam nadzieję, że będę trafiała na twoje dobre momenty częściej. Jesteś wtedy o wiele bardziej znośny. I towarzyski. I rozmowny. I...

- Okej, zrozumiałem - przerwał mi ze śmiechem. - Nie bądź wredna. - Sięgnął do panelu i włączył radio. Jak tylko poleciały dźwięki znajomej mi piosenki pisnęłam z radością, a on w tym samym momencie jęknął, jakby coś go zabolało. A potem przełączył stację.

- Co ty robisz?! - krzyknęłam, uderzając go po ręce, odtrącając ją od panelu, a potem wróciłam na poprzedni program.

I'll go wherever you will go...

- Nie będziemy tego słuchać - powiedział i ponownie przełączył stację. Nie zamierzałam się tak bawić. Wcisnęłam hamulec, zatrzymując auto gwałtownie. Dzięki Bogu, że zapiął pasy, bo inaczej chyba rozbiłby nos na desce rozdzielczej. - No co? To moje auto! - sprzeciwił się.

- Ale ja jestem kierowcą. A każdy zna najważniejszą zasadę panującą w każdym samochodzie: kierowca wybiera muzykę, reszta się nie wpieprza - oznajmiłam patrząc mu w oczy, jakbym miała go tym przekonać.

- Wolałem już, jak się mnie bałaś.

- Wcale się ciebie nie ba... - urwałam, nie chcąc zaczynać kolejnej dyskusji. - Kierowca wybiera muzykę. Albo zawracam i będziesz się tłumaczył Louisowi, czemu nie ma alkoholu.

Westchnął ciężko i głośno, ale sięgnął do radia, cofając stację. Uśmiechnęłam się triumfalnie, powracając do prostej pozycji. Spuściłam ręczny, wrzuciłam bieg i z dźwiękami Wherever You Will Go płynącymi z głośników, kontynuowałam podróż.

Zayn tak mną pilotował, że dwa razy się zgubiliśmy, zanim faktycznie znaleźliśmy jakiś dobrze zaopatrzony sklep... W końcu jednak dotarliśmy na miejsce i rozpoczęliśmy zakupy. Oprócz alkoholu, którym zajął się głównie Zayn, wrzuciłam do wózka jeszcze kilka produktów spożywczych, bo z tego co widziałam, również jedzenie nam się powoli kończyło.

- Chyba już wszystko mamy - oznajmiłam, kiedy już nic więcej nie przychodziło mi do głowy.

- No to do kasy. - Zayn obrócił wózek o sto osiemdziesiąt stopni i popruł przed siebie. Poszłam za nim, w międzyczasie rozglądając się jeszcze po półkach w poszukiwaniu czegoś, co być może przeoczyłam.

Aż nagle wpadłam w coś, rozpłaszczając sobie na tym cycki, co wywołało u mnie jęk bólu. Cofnęłam się, łapiąc równowagę i spojrzałam z wyrzutem na Zayna, który okazał się być owym "czymś".

- Przypomniałem sobie o jeszcze jednej... - urwał w pół zdania, kiedy odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się głupkowato i uniósł brwi widząc, jak rozmasowuję bolące części ciała. Od razu zabrałam dłonie z mojej klatki piersiowej, zaplatając przed nią ramiona.

- No co? Ucierpiały przez twoje nierozsądne zatrzymywanie się na środku alejki! - wytłumaczyłam czując, jak rumieniec wpływa mi na twarz, kiedy tak na mnie patrzył. Co on, nie widział nigdy dziewczyny trzymającej się za cycki?! 

- Mogę z tym pomóc. Ponoć daję dobre masaże.

- Dawaj je swojej dziewczynie, co? - odpowiedziałam, piorunując go wzrokiem. A on wciąż patrzył w mój dekolt. - Przestań się już gapić i idź! - Przepchnęłam go na bok, chwyciłam wózek i zaczęłam pchać go dalej do przodu.

- Muszę jeszcze znaleźć jedną rzecz! - zawołał za mną

- Spotkamy się przy kasie! - odkrzyknęłam, nawet się nie odwracając.

Kolejka przy kasach nie była długa i już wkrótce kasjerka nabijała nasze zakupy, ale Zayna dalej nigdzie nie było. Kiedy już uporałam się z produktami spożywczymi, przyszedł czas na alkohol, który wystawiłam na taśmę na samym końcu. Kobieta wzięła w dłonie pierwszą butelkę whisky i spojrzała na mnie podejrzliwie.

- Mogę zobaczyć dowód? - zapytała, dalej z tym nieufnym spojrzeniem wbitym w moją osobę.

- Co proszę? - parsknęłam, mrugając gwałtownie oczami w zaskoczeniu na jej pytanie. No ludzie, mam 23 lata! W czym problem?

- Poproszę dowód potwierdzający pełnoletność - powtórzyła nieco głośniej.

Wywróciłam oczami i chciałam sięgnąć po torebkę, którą zazwyczaj mam przewieszoną przez ramię. Ale wtedy przypomniałam sobie, że przecież pozostawiłam ją w aucie. A razem z nią portfel z dokumentami i pieniędzmi. Gdzie do cholery jest Zayn?!

- Może pani skasować te produkty? - poprosiłam. - Za chwilę przyjdzie mój znajomy i z pewnością potwierdzi swoją pełnoletność, więc...

- Przykro mi, ale nie mogę - weszła mi w zdanie stanowczym tonem.

- Jakiś problem? - Zayn w końcu pojawił się obok mnie, spoglądając to na mnie, to na kasjerkę.

- Możesz pokazać pani swój dowód? - zapytałam. Ściągnął brwi w zdezorientowaniu. Wywróciłam oczami i wytłumaczyłam dokładniej. - Żeby miała pewność, że nie sprzedaje alkoholu nieletnim?

Z każdym słowem widziałam rosnące rozbawienie na jego twarzy i czułam jak moja własna czerwienieje.

- Oczywiście - powiedział, walcząc ze śmiechem. Sięgnął po schowany w tylnej kieszeni portfel, ale kobieta siedząca za kasą mu przerwała.

- W porządku, nie trzeba - rzuciła tylko i kontynuowała zliczanie naszych zakupów.

Nie no, zdołujcie mnie jeszcze bardziej...

Jak najszybciej pakowałam wszystko do siatek, by w końcu móc stamtąd wyjść. A kiedy już opuściliśmy mury sklepu i znaleźliśmy się na opustoszałym parkingu, chłopak nie wytrzymał i ryknął śmiechem.

- Och, zamknij się już - burknęłam, przyspieszając kroku. Niestety, żeby uchować się od dźwięku jego śmiechu musiałabym znaleźć się znacznie dalej, niż kilka metrów przed nim.

A może by tak zostawić go na tym sklepowym parkingu pośrodku niczego?

Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz