21. Tego właśnie się obawiałam.

1.1K 93 8
                                    

Ostatecznie wzięłam go ze sobą. Czego szybko zaczęłam żałować, bo jeszcze w drodze podśmiewał się pod nosem z sytuacji w sklepie. A ja powoli traciłam cierpliwość, bo ileż można katować jeden żart? W końcu zahamowała gwałtownie, wcześniej upewniając się, czy nic za nami nie jedzie, zaciągnęłam ręczny i przekręciłam się lekko w jego stronę.

- Okej, masz ostatnią minutę na wyśmiewanie mnie, a potem koniec! - powiedziała stanowczo. - Jasne?

- Albo...?

- Po prostu. Bo tak mówię. Bez żadnego albo. Możesz się dostosować, czy konieczne jest postawienie warunku? - Miałam nadzieję, że wyglądałam groźnie. Ale biorąc pod uwagę to, że dla kasjerki wyglądałam na osobę nieletnią, zapewne sprawiałam wrażenie bardziej komicznie śmiesznej, niż groźniej.

- Okej, niech będzie. Już się dostosowuję. - Podniósł ręce do góry, więc już trochę spokojniejsza ruszyłam w dalszą drogę. Ledwie nabrałam prędkości, a Zayn odpiął pas bezpieczeństwa.

- Mógłbyś dostosowywać się w pasach? - Poprosiłam, kiedy on sięgał do tyłu i grzebał w siatkach z zakupami.

- Mógłbym - stęknął, próbując czegoś dosięgnąć. - Ale potrzebuję... - Ponownie wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk. - HA! Tego! - zawołał zadowolony i usiadł prosto, w dłoni trzymając piwo. Zauważając moje ostre spojrzenie wywrócił oczami i zapiął pas, a potem uradowany jak dziecko odkręcił butelkę z alkoholem i przyssał się do niej, jakby nie pił nic od trzech dni.

Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, zostaliśmy powitani z wielkim entuzjazmem. A jak tylko oddaliśmy wszystkie siatki z zakupami, zostaliśmy zapomnieni. 

- A gdzie Erin? - zapytałam, nie widząc nigdzie przyjaciółki.

- Źle się czuła i położyła się jakąś godzinę temu - odpowiedziała Lottie, a potem zleciła swojemu chłopakowi, by upiekł dla mnie  jakiś smaczny kawałek mięska. Ja w tym czasie poszłam na górę doprowadzić się do porządku, bo po powrocie z całodniowej wycieczki z Niallem nie wzięłam nawet prysznica. Szybko się umyłam, przebrałam w szorty i świeżą koszulkę, na którą narzuciłam bluzę i zeszłam na dół. Akurat na jedzenie.

Alkohol znikał w zatrważającej prędkości nawet wtedy, kiedy nie było już pod co pić.  A ja nie mogłam pozostać trzeźwa wśród tego nadźganego towarzystwa, więc dość szybko doprowadziłam się do podobnego stanu co inni. Zwłaszcza, że nie potrzeba mi było do tego za dużo, biorąc pod uwagę zmęczenie całym dniem i małą ilość jedzenia, a w zasadzie to picie nie prawie pusty żołądek.

Dochodziła trzecia, a my wciąż siedzieliśmy, chociaż już w skromniejszym towarzystwie. Oczywiście akcja ze sklepu nie mogła pozostać między nami i Zayn właśnie opowiadał ją reszcie. Po raz trzeci.

- Śmiej się śmiej. Ale nie myśl sobie, że zapomniałam - zwróciłam się do niego, odstawiając pustą szklankę po soku. W którymś momencie stwierdziłam, że alkoholu już mi na dziś starczy i przerzuciłam się na napoje bezalkoholowe, by zacząć już trzeźwieć.

- Ale o czym? - Spojrzał zdziwiony na znajomych, którzy oczywiście o niczym nie wiedzieli, więc jedynie pokręcili głowami.

- Już ty dobrze wiesz, o czym - odpowiedziałam i spojrzałam znacząco na znajdujące się za werandą, kilka metrów dalej jezioro. Chłopak jęknął i spuścił głowę, na co uśmiechnęłam się mściwie.

- Okeeeej, nie wiem, o czym mówicie, więc idę spać - odezwał się Lou, który jakimś cudem jeszcze trzymał się na nogach. Harry wkrótce poszedł w jego ślady, podobnie jak Niall, który wcześniej upewnił się, że nie planujemy robić niczego głupiego bez niego. I tak zostałam sama z chłopakiem mojej przyjaciółki.

- Nie odpuścisz mi dziś? - Zayn spojrzał na mnie tym błagalnym, lekko rozmytym przez alkohol wzrokiem. Stanowczo pokręciłam głową i wstałam. Może gdyby nie rozpowiadał o sytuacji ze sklepu na prawo i lewo, w dodatku z taką wielką satysfakcją, to bym darowała. Ale w tej sytuacji musiałam się zemścić. Chłopak znowu jęknął, ale również się podniósł. Pogoda na zewnątrz nieco się popsuła i wiał dość silny, chłodny wiatr, więc Zayn zaszedł jeszcze do środka po swoją bluzę, którą miał ponoć gdzieś w salonie. Minęło parę minut, zanim ją znalazł, ale w końcu pojawił się obok mnie, na dole schodów prowadzących z werandy otaczającej parter na trawę. Kiedy stanął przy mnie, z dziwnie dużym uśmiechem na twarzy zauważyłam, że coś ciąży mu w kieszeni bluzy. Wyszczerzył się jeszcze bardziej w odpowiedzi na mój pytający wzrok, objął ramieniem i pociągnął w stronę miejsca, gdzie wczoraj uczył mnie puszczać kaczki, a potem weszliśmy do wody, póki co tylko do połowy łydek.

- Powiesz mi w końcu co tam przemyciłeś? - zapytałam, ale chłopak pokręcił głową. - To nie - mruknęłam, podeszłam do niego i zaczęłam się z nim siłować, próbując wyjąc zawartość jego kieszeni.

Normalnie nie zdecydowałabym się na taki krok. Wciąż czułam się przy nim jeszcze trochę skrępowana i jakoś tak dziwnie onieśmielona, chociaż po tej naszej wspólnej wycieczce już trochę pewniej. Ale to i tak alkohol dodawał mi odwagi i pewności siebie, całkowicie odblokowując jakiekolwiek bariery. Szamotaliśmy się przez jakiś czas, on się cofał, próbując mi uciec. W końcu przestałam czuć na nogach wodę, którą zastąpił piasek, przyklejający się do mojej mokrej skóry. Siłowałam się z Malikiem, próbując dobrać się do jego bluzy, aż ostatecznie wylądowaliśmy oboje na piasku, a tuż obok nas butelka Jacka Danielsa.

- Noo... nieźle - pochwaliłam chłopaka, po czym tak po prostu otworzyłam butelkę i pociągnęłam łyka. Miałam już nie pić i trzeźwieć? Taaa... Zapomnijmy o tym postanowieniu, ok?

Chłopak szybko odebrał mi alkohol i również się napił, zaciągając się soczystym łykiem. A później siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy, co chwila popijając alkohol, który do spółki z papierosami już nieźle mieszał mi w głowie. Nasz humor zwiększał się wprost proporcjonalnie do ilości alkoholu w butelce. Rozgrzał nas również na tyle, że siedzieliśmy już bez bluz, chociaż wiatr nie ustał, a chyba nawet się wzmógł, coraz bardziej burząc taflę jeziora.

- Wiesz, na dzisiaj chyba jednak odpuścimy sobie tę wodę - powiedziałam, starając się panować nad nieco plątającym się językiem i wręczyłam mu butelkę, już nieco opróżnioną.

- Żartujesz? Teraz dopiero nabrałem ochoty na wchodzenie do wody! - odpowiedział z entuzjazmem. Wstał, napił się jeszcze raz, po czym zakręcił butelkę i odrzucił ją gdzieś w piasek

- Tego właśnie się obawiałam - mruknęłam, ale chłopak już tego nie słyszał, bo właśnie zdjął koszulkę, którą razem z fajkami wyjętymi wcześniej z kieszeni rzucił gdzieś na bok i w samych spodenkach poszedł w stronę wody.



Dziś będzie jeszcze jeden :)

Twisted [z.m. ff] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz