*** Perspektywa Alison ***
Z mych ust wyleciała złota mgiełka, a od środka moje skrzydła świeciły. Po wypowiedzianym zaklęciu zaczęłam śpiewać pod nosem:
Ooo malajah spirius
exubus Dios monterel
liban krezus imifejus
tequora pontu / 7x
< TIME SKIP >
- Już jest dobrze... - cicho powiedziałam do dziewczynki, która wróciła do żywych, a teraz spała, spokojnie oddychając. Złożyłam skrzydła i przesunęłam siebie i ją na miejsce w którym poprzednio leżałam, będąc jeszcze nieprzytomną. Z czasem w naszym "obozowisku" zebrało się już około 30 osób, łącznie ze mną, Młodą, Sting'iem, Rogue'iem i Przewyższającymi. Dołączyli do nas (do pomocy w opatrywaniu) Wendy, Lucy, Gray, Yukino i Chelia. Heh, Ci ludzie to takie dobre istoty... nie nadaję się do tej gildii. Nie zasługuję, by być jej członkiem. Młoda śpi, a ja siedzę i się przyglądam, a powinnam ruszyć swoje 4 litery i im pomóc. Wstałam i chciałam, chociażby pomóc nosić, wodę, bandaże... Nie umiem magii leczniczej.
- Ali-chan! - krzyknęła Lucy, trzymając jakąś na oko czterdziestolatkę.
- Co? - zapytałam, teraz pomyślałam, że mogłam zapytać "Proszę?", "Tak?"... yuch...
- Proszę, przynieś z lasu jakiś w miarę długi, sztywny patyk i bandaże!! - krzyczała z drugiej strony obozowiska.
- Robi się! - odpowiedziałam. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do lasu.
Będąc już w lesie szłam i podnosiłam każdy w miarę porządny kawałek drewna. Ten za chudy, ten za gruby, ten spróchniały, a ten to ja nawet nie wiem dlaczego podniosłam. Przysiadłam na obalonym drzewie i zaczęłam myśleć. Nie potrwało to długo, bo usłyszałam jak ktoś ponagla innych. Szybko pobiegłam w tamto miejsce, zdając się na mój niezawodny słuch.
To oni! To Ci, którzy nas więzili! Teraz im dokopię!
- Stać, sukinsyny! - krzyknęłam w stronę uciekających Trynkiewiczów.
- Znaleźli nas, ruchy ruchy.
Przystąpiłam do ataku.
- Hjaaa!!! - wykrzyczałam i rzuciłam się z pięściami na pierwszego kryminalistę. - Giń. - rzuciłam oschle i złamałam mu nos. Jestem zła, że skrzywdzili niewinne. Nie wiem czy go zbiłam, jeżeli nie to ma szczęście. Normalnie, gdyby był sam pewnie bym go zabiła, ale teraz nie mam czasu, żeby użerać się z jednym patałachem, kiedy inne zwiewają. Tsa...lojalność. - Rzeka Bóstw! - złączyłam ręce, a dłonie rozłożyłam; jedną do dołu, drugą do góry. Z moich dłoni wytrysnął spory strumień światła, który zaginał się na moje wezwanie. Wyeliminowałam dzięki niemu 2/3 bandziorów. Jednak nie miałam już dużo siły magicznej. Nawet nie jestem pewna, czy starczy na zwykły atak. Nagle poczułam znajomy zapach. Przyszła niespodziewana pomoc.
Uciekłam 6 metrów dalej chwając się za drzewo. Nadchodzi. Poczułam przypływ mocy magicznej przyjaciela. I ciszę.
Wyjrzałam zza drzewo. Martwa natura i prześladowcy. Dzięki niemu.
- Przepraszam Was, ludzie, których nie znałem, chociaż byliście źli to i tak nie powinniście umierać...
- Arigato.
- Ostatni raz, Alison. Ciesz się, bo wiesz jak ja tego nienawidzę.
- No wiem, wiem. Nie patrz się już tak na mnie. Ja też Cię lubię. - zachichotałam i posłałam mu uśmiech. Ten krzywo na mnie spojrzał, a mimo to kąciki jego ust dygnęły ku górze. - Tooo... gdzie się podziewałeś przez te 4 lata?
- Przecież znasz odpowiedź.
- Jak zawsze skłonny do rozmów. - mruknęłam pod nosem. - Patrz należę do gildii, i znalazłam braciszka. Chociaż nie... raczej bydle, bo jest wielki pod każdym względem.
- Czyli wyspa Tenrou ocalała?
- O czym ty mówisz?
- Nieważne.
- Powiedz, bo do Ciebie podejdę.
- Nie możesz. - fuknął na mnie poważnym tonem głosu. - Poza tym, na mnie już czas. Sayonara, Alison.
- Taa, sayonara. Nie daj się zabić!
- Heh, nie życz mi nieszczęścia.
- Nie życzę, ale jesteś dla mnie ważny. - i wtedy przyjaciel zniknął, mimo to, kiedy odchodził dostrzegłam na jego twarzy uśmiech.
< TIME SKIP >
Właśnie miałam wychodzić z lasu, kiedy przypomniałam sobie o patykach. Bożeeee, jaka ze mnie ciota. Szybko pobiegłam, żeby nie tracić czasu i z pełnymi rękami patyków wróciłam do obozu. Biegnąc chwyciłam jeszcze bandaż leżący na kocu.
- Lucy!! - krzyczałam biegnąc z kawałkami drewna przez obozowisko. I akurat zrządzenie losu, miało zachciewajkę, abym na oczach wszystkich się wywróciła. - Aaał... - jęknęłam masując głowę i kolano, a patyki leżały porozrzucane po ziemi.
- Alison! - krzyknęła Lucy. - Nic Ci nie jest? - zapytała z troską w głosie.
- Nieee... codzienność - powiedziałam przeciągając. Byłam przystosowana do takich sytuacji. Ogarnęłam się i pozbierałam porozrzucane kawałki drewna i kawałek materiału, który niosłam ze sobą. Szybko podbiegłam do Lucy.
- Proszę, tu Twoje patyki. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy, uklęknęłam i delikatnie zrzuciłam z siebie patyki.
- Dziękuję, Ali-chan. - powiedziała i pewną ręką złapała z sine ramie kobiety. Uważnie przyglądałam się każdemu ruchowi jej ręki. Zakładała opatrunek z taką pewnością.
- Zaraz wracam. - powiedziałam do udzielającej pierwszej pomocy i wstałam, próbując dostrzec i wywąchać miejsce, gdzie jest Gajeel. Właśnie przypomniałam sobie o tamtych Trynkiewiczach, a raczej ich zwłokach, wątpię, żeby któryś przeżył...
- *Boziuuu, gdzie się podziewa ten idiota?* - pomyślałam idąc za zapachem Żelaznego Smoczego Zabójcy. I nagle go usłyszałam, ale zdałam sobie sprawę, że ten debil poszedł nad rzekę oddaloną ooo... jakieś 3 kilometry. dobra nie chce mi się, nie będę za nim łazić. Poproszę pierwszą lepszą osobę. Tą osobą, a raczej osobami (bo doszłam do wniosku, że dwie osoby [łącznie ze mną] nie starczą, aby gdzieś przenieść ciała około 30 Trynkiewiczów w krótkim czasie [pamiętajmy o tym, że do udzielania pierwszej pomocy, każda para rąk się przydaje]) okazali się Elfman i Gray.
- Chłopaki - podbiegłam do nich - pomożecie mi przenieść ciała Porywaczy?
- Skąd? - zapytał się Gray.
- Z lasu. - odpowiedziałam i założyłam ręce na biodra.
- A skąd wiesz, że tam są? - dalej dopytywał się Gray.
- Bo wiem, z resztą nieważne w drodze Ci opowiem. To idziecie czy nie?
- Taka wiedza jest męska! - krzyknął Elfman, trochę się speszyłam, bo nie wiedziałam o co mu chodzi. Oboje kiwnęli głowami na tak i wyruszyliśmy.
- To skąd ta pewność? - zaczął Gray.
- Bo ich pokonałam, w sumie nie byłam sama. Bez pomocy mojego przyjaciela z okresu wędrówek nie dałabym sobie rady.
- Kim jest? I czy dalej tu jest?
- Nie już dawno poszedł, a to kim jest to moja słodka tajemnica. Obiecywałam mu, że nie zdradzę innym jego tożsamości. - odparłam
- Już blisko... O już jesteśmy!
- Elfman, a coś ty taki cichy? - zwróciła się mag lodu do brata Miry.
- Czuję go, był tu... niedawno. Ta aura taka sama, jak wtedy. - mówił z powagą mężczyzna.
- Chyba nie mówisz o NIM, Elfman.
CZYTASZ
Jak stałam się Wróżką || Fairy Tail
Fiksi PenggemarJak potoczą się losy dziewczyny ze skrzydłami? Czy będzie w stanie okrzesać potęgę swojej magii? Czy to możliwe, aby opanować dwie magie Zabójców? A o by było gdyby? *Wszystko dzieje się przed Sagą Tartarosa, po powrocie ekipy Tenrou i Wielkich Igrz...