Leżałam tak na piasku z godzinę. Robiło się już ciemno jednak nie chciałam wracać. Postanowiłam przenocować tutaj. Naszczęście jest tu chatka. Wstałam i poszłam w stronę budynku. Weszłam do środka i ujrzałam całkiem spory bałagan. Było tam kilka kocy, wystarczyło je wyczyścić z kurzu i będzie ok. Najpierw wzięłam koce, wyszłam z nimi na zewnątrz i wytrzepałam je porządnie. Następnie wszystkie leżące rzeczy pochowałam w szafce lub poukładałam na niej. W końcu ten domek wyglądał dobrze. Był w nim stolik, dwa krzesła, łóżko i szafka. Ułożyłam koce na łóżku tworząc z nich prześcieradło, poduszkę i coś do nakrycia. Położyłam się na nim i stwierdziłam, że jest całkiem wygodne. Po krótkim czasie zasnęłam.
*
Obudziłam się wcześnie jednak słońce już wschodziło. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się ziewając. Nagle usłyszałam znajomy mi dźwięk, to mój brzuch domagał się śniadania. Stanęłam na równe nogi i wyszłam z chatki. Ostatni raz zerknęłam w stronę jeziora i ruszyłam leśną drogą. Czułam powiew świeżego powietrza. Nie byłam pewna czy na pewno jestem gotowa na spotkanie z Antkiem. Miałam też nadzieję, że Olka już odjechała.
*
Wchodząc na podwórko poczułam bardzo silny ścisk w brzuchu i upadłam na ziemię. Zaczęłam zwijać się z bólu. Nie miałam siły nic wykrzyczeć. Nagle drzwi od domu otworzyły się, zobaczyłam Antka biegnącego w moją stronę, oczy zaszły mi łzami.
-Nikola! Co się stało?-spytał zatroskany podnosząc mnie do góry.
-Boli.- wyszeptałam.
Chłopak szybko zaniósł mnie do domu i położył na kanapie.
-Roxi szybko!-krzyknął.
Dziewczyna zbiegła na dół po schodach i spojrzała na mnie błagalnie wybierając numer ratunkowy. Antek pobiegł na górę po schodach i zbiegł już razem z tatą.
*
Karetka pogotowia ratunkowego zjawiła się bardzo szybko. Ratownicy położyli mnie na noszach i zabrali do samochodu. Wciąż czułam ból, jednak starałam się leżeć spokojnie.
*
Gdy dojechaliśmy do szpitala mężczyźni powoli wyjechali ze mną do poczekalni. Jeden z nich podszedł do recepcji i zaczął coś tłumaczyć kobiecie, która miała teraz zmianę. W końcu podszedł do mnie jakiś lekarz i powiedział :
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.- powiedziałam z lekkością w głosie.
-A więc co pani dolega?- pytał podczas gdy ratownicy ciągnęli mnie do jakieś sali.
-Szłam powoli i nagle złapał mnie piekielny ból. Upadłam na ziemię zwijając się z bólu.
-Dobrze za chwile zabierzemy Panią na badania, aby stwierdzić czy to coś poważnego. - w odpowiedzi kiwnęłam tylko głową.
*
Leżałam na łóżku nagle drzwi od sali się otworzyły i ujrzałam Antka. Czułam mieszankę wielu uczuć. Chłopak podszedł do mnie zawstydzony.
-Cześć powiedzieli mi, że tu jesteś.- tłumaczył drapiąc się po karku.
-Po co przyjechłeś?- spytałam.
-Martwie się.
-Ale nie masz już o kogo?
-Jak to? Zrywasz ze mną?- spytał zaskoczony wytrzeszczając gały.
-Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim z tobą będę?-mówiłam ze łzami w oczach.
-Ale to Ola...-przerwałam mu.
-Myślisz, że niewiem, że z nią byłeś...
-Z kąd to wiesz?
-Nie przerywaj. Prawda zawsze wyjdzie na jaw.
-Słuchaj bardzo cię kocham. Jak mam ci to udowodnić?
-Nie udowadniaj... po prostu zostaw.- mówiłam roztrzęsiona.
Chłopak wyszedł z sali nic już więcej nie mówiąc.
*
Badania nic nie wykazały więc znów leżałam bezczynnie. Patrząc w sufit zauważyłam, że ktoś obok mojego łóżka stoi. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Roxi.
-Cześć kochana jak się czujesz? -spytała zamartwiona.
-Ach...nudno.-uśmiechnęłam się.
-Załatwiłam ci wypis.
-Co? O jej bardzo ci dziękuję.
-Nie ma za co. Idziemy?
-Z pewnością tak.- odparłam wstając z łóżka.
Wyszłyśmy na korytarz, Antka nie było, więc opuściłyśmy szpital. Szłyśmy teraz w stronę domu. Rox zerkała co jakiś czas na mnie upewniając się czy nic mi nie jest.
Lekki żeśki wiatr oplatał moje włosy. Mimo, że pogoda się trochę zepsuła to było bardzo przyjemnie. Dochodząc do domu spojrzałam na Roxi uśmiechnęłam się, dziewczyna odwzajemniła gest przytulając mnie. Weszłyśmy do pomieszczenia nikogo nie było, więc odetchnęłam z ulgą. Usiadłam na kanapie, patrząc na stolik zauważyłam naleśniki.
-Może zjemy?-spytała dziewczyna.
-Jasne trochę zgłodniałam.
Usiadłyśmy na przeciwko siebie przy stole i zaczęłyśmy jeść. Wyjrzałam przez okno i gdy na niebie zobaczyłam słońce uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Co jest?-spytała Roxi z kawałkiem naleśnika w ustach.
-Ah, nic zaraz chyba idę pojeździć.-przesłałam jej uśmiech po czym dodałam :
-Idziesz ze mną?
-Wiesz, co chciałabym, ale nie mogę.- wzruszyła ramionami.
-Okey to ja idę.
-Powodzenia.
-Dzięks.
Odłożyłam talerz do zlewu i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę stronę stajni, modliłam się żeby Antka tam nie było. Jednak gdy zajrzałam do środka załamałam się. Chłopak stał głaszcząc swojego konia. Przeszłam obok niego obojętnie i podchodząc do Rubina powiedziałam :
-Cześć koniku.- zerknęłam na Antka, a on w tym czasie spojrzał na mnie. Szybko odwróciłam wzrok.
-Cześć.- przywitał mnie.
----------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, ale dawno nic nie dodałam.
xoxo wasza Najki
CZYTASZ
Konie- moim nałogiem
Short StoryZapraszam was do przeczytania mojego opowiadania. Koniecznie oceniajcie. Jest to moje pierwsze dzieło więc proszę o zrozumienie. ☺